ROZDZIAŁ IV: CISZA PRZED BURZĄ
W głowie łupało jej niemiłosiernie, jakby w środku czaszki zamieszkał jakiś złośliwy ludek, miarowo uderzając młoteczkiem o potylicę. Przez kilka pierwszych chwil czuła też takie mdłości, że zanim jeszcze otworzyła oczy przewróciła się na bok, by w każdej chwili móc zwymiotować na podłogę.
Strzępy
wspomnień powracały chaotycznym strumieniem. Miasto, Hanzou,
restauracja, bank, a potem... potem te dwie sylwetki na dachu...
Ogień... Uśmiechnięta, kocia gęba i morderczy błysk w żółtobrązowych
oczach, i...
Nie mogła
sobie przypomnieć, co było dalej. Mdłości trochę zelżały i odważyła się
na to, by otworzyć oczy. Obawiała się, że porazi ją słońce, ale
zobaczyła tylko szaroburą ciemność. Pomieszczenie dookoła było skąpane w
słabym, niebieskawym blasku, który wpadał przez okna. Na niebie
widniała biała plama księżyca. Powietrze pachniało starością i kurzem, jak strych, na którym od dawna nikt nie sprzątał.
Nie
od razu do jej świadomości przedarł się cichy, urywany odgłos. Dłuższą
chwilę zajęło Baali zidentyfikowanie go jako tłumionego szlochu.
Rozejrzała się ze zdziwieniem i zobaczyła skuloną postać w najbliższym
kącie.
- Erika? -
wykrztusiła, wyciągając przy tym szyję, by lepiej ją dostrzec. Nie miała
żadnej pewności, że to faktycznie zielonka, ale któż inny mógł to być?
-
Co? - burknęła tamta na odczepnego, nie odwracając się. Tak, to była
Erika; głos miała słaby i chropawy, jakby płakała przez dłuższy czas.
Baali nagle, ku jej własnemu zaskoczeniu, zrobiło się żal towarzyszki.
Bardzo
chciała się dowiedzieć, co się działo gdy była nieprzytomna, ale głupio
było jej męczyć pytaniami rozbeczaną dziewczynę. Zamiast tego zapytała:
- Wszystko... wszystko w porządku?
Trudno ją oskarżyć o to, że nie przewidziała, jaki wybuch mogła spowodować.
-
Nic nie jest w porządku! - krzyknęła niespodziewanie Erika, uderzając
pięścią w podłogę. - Nic, nawet jedna cholerna rzecz nie jest w
porządku! Uwziął się na mnie jakiś cholerny gangster, chociaż nic mu nie
zrobiłam, własny dziadek odciął mnie od środków do życia, a teraz te...
te potwory! - I zupełnie jawnie załkała, głośno przy tym smarkając.
Baala
gapiła się na ciemną sylwetkę z półotwartymi ustami. Luki w pamięci
wciąż dawały nieznośnie o sobie znać, nie wspominając o nieustępliwym
bólu głowy, ale cień współczucia dla Eriki zdążył już wyparować. Teraz
najemniczka chciała tylko dowiedzieć się, co się, do diaska, stało.
- Gdzie my jesteśmy? - wychrypiała, rozglądając się tępo po pomieszczeniu. - I jakie... potwory?
- No oni!
- Zasmarkała kunoichi Trawy, wytarła hałaśliwie nos i zasmarkała znowu.
- Ten... ten... Spadł ze schodów i powinien nie żyć, a żyje, nic mu nie
jest, a tam było tak wysoko!
Po
kolejnym wybuchu albo emocje trochę w niej opadły, albo się po prostu
zmęczyła, bo w końcu schowała twarz w kolanach. W zalanym ciemnością i
słabym blaskiem księżyca pokoju rozlegało się tylko ciche łkanie.
- O kim ty mówisz? - zdziwiła się Baala, nie mogąc połączyć strzępów jej wypowiedzi w całość. - Jaki on, jakie schody?
Od
strony skulonej kupki nieszczęścia, jaką była w tej chwili Erika,
rozległo się zniecierpliwione westchnienie, jakby załamała ją głupota
towarzyszki. O dziwo, teatralne szlochy ustały w jednej chwili, a
rozwichrzona czupryna obróciła się w stronę Baali. Twarz pozostawała
niemal niewidoczna w mroku, jedynie oczy błyszczały niewyraźnie w księżycowej poświacie.
- No Hidan, nie? Kto jeszcze niby spadł ze schodów?
Głos też już jej nie drżał z histerii. Najemniczka zaczęła wątpić w sens współczucia zielonce.
- Co, Hidan? To on żyje?
-
Tak, przecież właśnie to powiedziałam! Uderzyłaś się w głowę czy co?
Naprawdę byłoby dużo łatwiej, gdybyś co chwila nie traciła przytomności,
wiesz?
W Baali aż się
zagotowało, gdy to usłyszała. To przecież nie jej wina, że Nenshou
Kokoro - Płonące Serce - pochłaniało prawie wszystkie siły! Już
otwierała usta, by się odgryźć, ale głowa odezwała się porażającym
bólem, jakby ktoś żgnął rozgrzanym pogrzebaczem prosto w mózg. Jęknęła
słabo i zaczęła rozcierać skronie. Zachęcona brakiem riposty Erika
gadała dalej:
- Walczyłam z
tym głupim, cycatym babskiem i całkiem nieźle mi szło, kiedy pojawił
się ten dziwny koleś, co chyba myśli, że jest jakimś samurajem albo co,
no i on jej powiedział że... Ale jeszcze wcześniej przyszedł Hidan, to
znaczy rzucił kosą w tę idiotkę, ona oczywiście uskoczyła, a szkoda, no i
tamtych dwóch uciekło, jak jacyś tchórze, na początku nie wierzyłam, że
to naprawdę Hidan, ale to był on, wiesz, płaszcz, kosa i tak dalej, i
zaczęłam uciekać, ale potem wpadłam na tego, jak mu tam... Kutazu, jak
niósł ciebie, bo byłaś już nieprzytomna, no i co miałam zrobić, a nawet
nie chcieli ze mną gadać tylko wielce obrażeni byli, zaprowadził nas do
jakiejś szopy, no i tak tu teraz siedzimy!
W trakcie całej przemowy Baala zaledwie trzy razy miała nadzieję, że może znowu straci przytomność.
- Czyli... Akatsuki nas złapali?
- Słuchałaś mnie w ogóle? - zirytowała się zielonka. - Tak, Akatsuki! Halo, ziemia do Baali, jest tam kto?
-
Przestań mnie denerwować! - wysyczała najemniczka, a zaraz potem ze
zdwojoną mocą załupało jej w głowie, aż przed oczami zrobiło się jej
czarno. Po chwili czarne plamy ustąpiły, ale czuła się, jakby dostała
cios prosto w potylicę. - Jeśli Hidan żyje...
Urwała,
bo dotarło do niej, co zaczęła mówić. Hidan żył, więc na pewno
powiedział Kakuzu o ich zdradzie, o tym, jak go wykiwały i namówiły
tamtego obcego szermierza, Hanzou, by je od niego uwolnił... A to
oznaczało, że mogli chcieć odwetu. Było źle. Bardzo źle.
- Nie możemy tu zostać - powiedziała słabo, trzymając się za skroń i próbując wstać.
-
A co niby chcesz zrobić, wyjść stąd? Do twojej informacji, wyjścia
pilnuje Karuzu. Chętnie popatrzę, jak sobie koło niego przechodzisz.
- Kiedy ty się taka cwana zrobiłaś? - odwarknęła Baala.
Stanęła
na nogi, ale chwiała się z osłabienia, więc podeszła do najbliższej
ściany, by się podeprzeć. Oparła się plecami i nabrała głębokiego
oddechu. Powietrze było zatęchłe i duszące, ale
zrobiło jej się trochę lepiej.
- Musimy coś wy... - zaczęła mówić, ale Erika syknęła, by ją uciszyć.
- Cii! Chyba wrócił!
- Kto?
Wytężyła
słuch. Faktycznie, zza lichej ściany dobiegał przytłumiony, męski głos.
Nie rozróżniała słów, ale rozpoznała barwę głosu Hidana.
Dopiero
teraz w pełni uświadomiła sobie to, co powiedziała jej zielonka. Hidan
przeżył! Wciąż miała w pamięci żywy obraz staczającego się po stopniach
siwusa, coraz szybciej, aż zniknął we mgle, aż... Była pewna, że nie
mógł przeżyć tego upadku, że po prostu musiał skręcić albo złamać
sobie kark. Nawet gdyby przeżył, nie było mowy, by wyszedł z
tego bez szwanku, więc jak... jak to możliwe?
Hidanowi
odpowiedział dużo niższy, głębszy głos należący do Kakuzu. Nie
wiedziała, o czym mówią, ale wydało jej się oczywiste, że zaraz wejdą do
pokoju. Czy szykować się do walki? Nie, nie byłaby w stanie teraz
stawić czoła bardziej utalentowanemu geninowi, a co dopiero ninja rangi
S. Ucieczka? Złapią ją od razu. Co robić?
Nie
zdążyła nic wymyślić, kiedy sprawdziły się jej przypuszczenia - i
otwierane drzwi zaskrzypiały przeciągle. Przymrużyła oczy, bo w
pomieszczeniu rozbłysło złote światło latarni, które trzymał Kakuzu.
Erika poderwała się do góry jak oparzona, ale już nie płakała, a
zdradzały ją tylko głębokie cienie pod oczami.
-
Potwory! - ofuknęła mężczyzn na powitanie, celując w nich
oskarżycielsko palcem. - Nie jesteście ludźmi, nie chcę mieć z wami nic
do czynienia! Wypuśćcie mnie, już! Jestem spadkobierczynią rodu Okamura,
jak śmiecie mnie przetrzymywać, wy, wy... wy dziwadła!
- Siadaj - burknął krótko Kakuzu swoim niskim głosem.
Zielonka
zawahała się, ale wyraźnie straciła rezon i bezradnie oklapnęła na
podłogę. Zamaskowany przeszedł na środek pokoju, ignorując przylepioną
do ściany Baalę, i odstawił latarnię, samemu siadając obok. Za nim
wszedł Hidan z nieodłączną kosą na plecach, zatrzymując się przy wejściu
i przyglądając zgromadzonym z czymś, co można by określić jako chęć
ucieczki. A to ci niespodzianka!
Baala
zrobiła parę kroków w bok, przesuwając plecami po ścianie, by mieć
lepszy widok na Kakuzu. Odniosła wrażenie, że wyglądał na zmęczonego,
choć ciężko to stwierdzić, bo maska odsłaniała tylko jego nieludzkie
oczy. Szerokie, brudnozielone źrenice bez tęczówek wydawały się matowe, i
choć oświetlał je ciepły blask ognia, pozbawione były błysku.
Wyglądał
staro. Właściwie zaskoczyła ją ta myśl, bo niby wiedziała, że Kakuzu
jest sporo starszy od całej ich trójki - co zresztą Hidan nieustannie mu
wytykał - ale starość, którą widziała w nim teraz, nie miała nic
wspólnego z wiekiem. Spotykała już wcześniej takich ludzi, postarzonych
nie przez lata, ale przez życie. Spojrzała na niego uważniej.
- No, słucham - powiedział.
Zamrugała.
Kakuzu nie patrzył na nie, ale utkwił wzrok w świetle latarni, jak
gdyby głęboko nad czymś rozmyślał. Zerknęła na Hidana, który z kolei
przyglądał się sufitowi, i nagle ją olśniło. Nie powiedział jeszcze
Kakuzu prawdy! A przynajmniej nie całą, bo prawdopodobnie wstydził się
przyznać, że dziewczyny zrobiły go na szaro. Miały jeszcze szansę na to,
by przedstawić całą historię w mniej pogrążającym je świetle!
-
Hidan się nie pochwalił? - zaczęła butnie, postanawiając rozegrać tę
partię dość ryzykownie. Zdążyła się już zorientować, że Kakuzu i Hidan
kiepsko się dogadywali, i chciała to wykorzystać.
Siwus
parsknął, ale było po nim widać, że jest wytrącony z równowagi.
Zabawne, że najwyraźniej czuł się oskarżony na równi z nimi, zamiast
trzymać wspólny front z Kakuzu.
- Zdradziłyście nas! - krzyknął ze swojego miejsca, robiąc napuszoną minę.
-
I tak zmusiliście nas szantażem do współpracy, więc to była tylko
samoobrona - odcięła się Baala. Modliła się w duchu o to, by Erika nie
wtrąciła się do dyskusji i z miejsca wszystkiego nie zepsuła. - Jak
zresztą miałyśmy traktować poważnie ugodę z kimś, kto tak beznadziejnie
wypełnia swoje obowiązki? Nie było trudno cię załatwić - dogryzła mu,
choć musiała się wysilać na złośliwość. W gruncie rzeczy nie miała nic
do Hidana, nawet lubiła tego głupka, ale trzeba było zwalić na niego
całą winę, jeśli miały uniknąć wściekłości Kakuzu.
Zamaskowany
zresztą podniósł na nią wzrok i przypatrywał się bez słowa. Starała się
robić wrażenie pewnej siebie, nawet aroganckiej, byleby tylko był
skłonny uwierzyć w wersję "okazaliście się słabi, więc sami się o to
prosiliście". W normalnych warunkach by to nie przeszło, ale w końcu
miały do czynienia z przestępcami, zabijakami,
ludźmi walki, dla których siła i słabość stanowiły istotne argumenty. W
takim środowisku arogancja mogła uchodzić za usprawiedliwienie wielu
głupot, o tym Baala się przekonała w pracy najemnika.
-
Coś ty, kurwa, powiedziała? - Siwus ściągnął szybkim ruchem kosę,
mierząc w nią czubkiem broni. Trzy zakrzywione ostrza ledwie mieściły
się w wąskim korytarzyku prowadzącym do wyjścia. - Mógłbym cię posiekać na milion
kawałeczków, gdybym tylko chciał! Łatwo ci gadać, bo tamten włóczęga wam
pomógł!
- Więc
przyznajesz, że pokonał cię byle przybłęda? - odparowała, zadzierając
nieco twarz do góry. Aż mogła usłyszeć, jak zazgrzytał zębami.
-
Dość - przerwał im Kakuzu zmęczonym tonem. - Powinien był przewidzieć,
że sam sobie nie poradzisz, Hidan. - Jego towarzysz burknął coś pod
nosem, wyraźnie obrażony. - Co do was - zwrócił się do dziewczyn -
powinnyście sobie uświadomić, że mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie
niż skakanie sobie do gardeł.
Baala
uniosła brew. Była pewna, że Kakuzu będzie wściekły i jakoś je ukarze
za próbę dezercji, bo z całą pewnością nie wyglądał na wyrozumiałego
człowieka. Właściwie powinna odetchnąć z ulgą, ale jego zachowanie, nie
pasujące do schematów które sobie o nim wyrobiła, niepokoiło ją.
-
Kuro - powiedziała krótko. Zamaskowany skinął głową. Nie wiedzieć
czemu, w tym momencie zwróciła uwagę na jego opaskę shinobi, na
przekreślony znak Wodospadu; metalowa płytka błyszczała, odbijając złociste światło latarni.
- Miałaś szczęście, że przybyłem na czas, dziewczyno.
Baala
wykrzywiła usta w kwaśnym grymasie. Co to za osobisty przytyk? A Erika
to niby świetnie sobie radziła z tą kobietą od wachlarzy? Nie mówiąc już
o Hidanie, którego załatwił pierwszy lepszy szermierz.
- Nie ja wymyśliłam polowanie na Kuro - odparła chłodno.
Kakuzu westchnął ciężko i wstał z podłogi, biorąc latarnię do ręki.
- Skoro wdałyście się w walkę z jego ludźmi, to pamiętajcie, że nawet ucieczka już was przed nim nie uratuje.
Świetnie, kolejny szantaż,
pomyślała Baala kwaśno. Kakuzu wydawało się pewnie, że jest bardzo
odkrywczy, ale nie wiedział, że były - to znaczy, Erika była - tropione
przez Kuro znacznie wcześniej, zanim jeszcze Akatsuki usiadło im na
ogonie. Dziewczyna wciąż nie była przekonana do pomysłu, że jedynie
śmierć tajemniczego szefa yakuzy miała im zapewnić spokój, pomijając już
takie techniczne szczegóły jak to, że nie mieli nawet konkretnego planu
zabójstwa.
*
Hidanowi
wcale a wcale nie podobało się zachowanie Kakuzu. Stary był jakiś dziwny tego
wieczoru, nie tak uszczypliwy i jeszcze bardziej małomówny niż zwykle.
Na dodatek ciągle patrzył w przestrzeń, co wyznawcy Jashina kojarzyło
się tylko z myślami o śmierci. Może Kakuzu poczuł w końcu kryzys wieku
średniego, ale to nie było w jego stylu. Co jak co, ale to on wyciągał
ich z każdej sytuacji, planował drogę i postoje, wyznaczał kolejne cele
i... no, krótko mówiąc, robił praktycznie wszystko, tak że Hidanowi
pozostawało już tylko beztroskie siekanie przeciwników. Ale nigdy dotąd
nie sprawiał wrażenia zmęczonego czy znudzonego obowiązkami.
Wiedział,
że Kakuzu wcale nie jest ostoją cierpliwości i lubi komuś rozerwać
wnętrzności, by rozładować wściekłość. Sam zresztą miał okazję przekonać
się o tym na własnej skórze, doskonale zdawał sobie też sprawę z faktu,
że jest jego pierwszym partnerem do misji, który konsekwentnie unikał
śmierci z rąk starszego "kolegi" - inna sprawa, że zawdzięczał to
wyłącznie swej nieśmiertelności. Kakuzu łatwo wpadał w złość, więc Hidan
spodziewał się dzikiej awantury, a jeśli nie afery, to przynajmniej wymówek i pretensji.
W
lichym pokoiku panowała cisza. Kakuzu stał z lampą w ręku, wodząc
spojrzeniem pomiędzy dziewczynami, jakby czekał, aż zgłoszą jakieś
obiekcje.
- Ja mam już
dosyć! - Milcząca dotąd Okamura nieoczekiwanie odzyskała głos. Albo
odwagę. - Przecież tych dwóch to byli jacyś wariaci! Nie, ja się z tego
wypisuję, nie przyłożę ręki do zabicia Kuro, radźcie sobie sami!
Kakuzu
spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem, a potem podszedł bliżej.
Dziewczyna w jednej chwili straciła rezon i zamrugała, odsuwając się
mimowolnie do tyłu.
- Nie
będę z wami dyskutował - oznajmił zmęczonym głosem, głuchym jak echo w
studni. - Albo idziesz z nami, albo zabiję cię tu i teraz.
Tamta
druga poruszyła się gwałtownie, ale wciąż musiała być poturbowana, bo z
sykiem oparła się z powrotem o ścianę. Hidan tylko uniósł brwi, ale jego też
zaskoczyła ta niespodziewana deklaracja. Zielona dziewucha gapiła się na
Kakuzu z półotwartymi ustami i chyba nie do końca rozumiała, że to nie
żart.
- Ee... - wybąkała. - Ee...
-
Ruszamy o świecie. - Były ninja Wodospadu odwrócił się, nie czekając na
odpowiedź Okamury. - Hidan przyniósł coś z miasta, więc zjedzcie
kolację. Będę niedaleko, ale nawet nie próbujcie znowu uciekać, bo za
drugim razem nie będę taki miły.
Dziewczyny
nic nie powiedziały, ale Hidan nie zamierzał tak po prostu pominąć
sprawy milczeniem. Wyszedł za Kakuzu do rozległego przedsionka z
zapadającym się dachem. Stary szedł prosto do wyjścia.
- A ty niby, kurwa, dokąd?
Kakuzu
był już w drzwiach; oparł rękę o framugę i obejrzał się na towarzysza.
Źrenice miał nienaturalnie szerokie, przez co sprawiał wrażenie, że nie
może skoncentrować wzroku na jednym punkcie.
- Wychodzę - powiedział, jakby to wystarczało za odpowiedź.
-
Mózg ci wysechł do reszty czy co, staruchu? Co to miało być, do
cholery?! To po to wysłuchuję w kółko kazań, że Okamurze ma włos nie
spaść z głowy, żebyś ty ją sobie zabił, bo masz gorszy dzień? - Nie dbał
wcale o to, że dziewczyny najpewniej słyszą każde jego słowo. Kakuzu
ostrzegawczo zmrużył oczy, ale Hidan nie był na tyle bystry, by
zrozumieć groźbę. - Bo jeśli tak, to ja pierdolę taką robotę!
Dla
podkreślenia wagi tych słów zrobił obrażoną minę. Jednocześnie zacisnął
uścisk na trzonku kosy, by móc się w razie czego nią zasłonić. Mógłby
przysiąc, że przez krótką jak mrugnięcie okiem chwilę Kakuzu zamierzał
się na niego rzucić, bo stężał jak nieruchomiejący przed atakiem wąż.
Jeśli było to prawdą, to się powstrzymał - być może dlatego, że z pokoju
zupełnie jawnie wyglądały zaciekawione twarze dziewczyn.
-
Wychodzę - powtórzył Kakuzu ostro. Jego ton jasno wskazywał, że nie
zamierza wdawać się w żadne dyskusje. - Rano macie być gotowi do drogi.
- Gówniany z ciebie przywódca grupy, tyle ci powiem.
Stary
zignorował go, ale - to Hidan zauważył z satysfakcją - był rozsierdzony, bo z hukiem odstawił lampę na spleśniałą szafkę, zanim wyszedł. Na dodatek trzasnął drzwiami. Wyznawca Jashina skrzyżował ręce na piersi, robiąc minę obrażonego dziecka.
- Stary, pokręcony dziadek - mruknął pod nosem.
*
Kakuzu zmuszał się do tego, by oddychać głęboko i spokojnie. Miał jednak wrażenie, że z każdym wdechem wznieca szalejący w trzewiach ogień. Nie znosił, gdy na misji coś się psuło, a jak na razie chrzaniło się niemal wszystko. Nie należał do zabobonnych ludzi, właściwie ze świecą można by szukać kogoś tak twardo stąpającego po ziemi, ale w głębi ducha uważał to za zły znak.
Czara goryczy powoli
się wypełniała, a nieznośni towarzysze dbali o to, by stale przybywało w
niej zmartwień. Dość miał niańczenia tej trójki dzieciaków. Samego
Hidana jeszcze potrafił jakoś ścierpieć, ale pojawienie się Okamury i
Baali spotęgowało ilość dziecinnych problemów i narzekań, jakie musiał
znosić. Trudno było winić Hidana za to, że wolał towarzystwo dziewczyn;
ostatecznie było mu do nich zdecydowanie bliżej wiekiem, więc szybko
znaleźli wspólny język. Co nie znaczyło, że Kakuzu nie miał ochoty go
zamordować.
Szedł przez ciemność, a
chłód nocy powoli ostudzał jego wściekłość. Widział już wzgórze usłane
płaskimi głazami, które było celem tej późnej wędrówki. Miał nadzieję,
że tym razem nie będzie musiał zbyt długo czekać.
Bez
pośpiechu wszedł na pagórek, przygniatając butami długie, wilgotne
źdźbła trawy. Upatrzył sobie jeden z kamieni i usiadł na nim ze
skrzyżowanymi nogami, wpatrując się w posępny zarys lasu w oddali.
Teraz, gdy nic nie zajmowało jego myśli, na wierzch pamięci wypłynęły
wspomnienia minionego dnia, jak gdyby tylko czekały na ten moment.
To miasteczko. Ta znajoma twarz. Znajomy głos.
Kakuzu? ...to naprawdę ty!
Zamknął
oczy, nabierając głębokiego oddechu. Tym razem wraz z wdechem napłynęła
fala spokoju. Nie może pozwolić, by takie rzeczy wyprowadzały go z
równowagi. Miał za zadanie doprowadzić tę misję do samego końca i
zamierzał to zrobić. Za wszelką cenę.
- PRZESZKADZAM?
Rozchylił
powieki. Na wzgórzu pojawił się ciemny, kanciasty kształt, w którym
rozpoznał liście, w jakie zawoalowany był Zetsu. Pierwszy szpieg
Akatsuki tkwił w charakterystycznej dla siebie, lekko przygarbionej
pozycji, wyrastając z ziemi jak prawdziwa roślina.
-
Szybko się dziś pojawiłeś, Zetsu - powiedział ochryple. - Być może
gdybym wtedy nie musiał tyle na ciebie czekać, zdążyłbym wrócić, zanim
nasz nowy nabytek umknął Hidanowi sprzed nosa.
-
Niestety, nie potrafię być w kilku miejscach naraz - odpowiedział ze
spokojem Zetsu, a właściwie jego jaśniejsza strona. - Ufam, że nie
uciekły daleko?
- Nie. Wpadły prosto w objęcia Kurogasy.
Zetsu
zarechotał niskim, nieprzyjemnym głosem. Kakuzu zdążył się już
przyzwyczaić do jego nieustannych zmian pomiędzy czarną a jasną stroną
ciała, z których każda miała własny głos i osobowość.
- ALE ŻYJĄ?
- Żyją.
- A TAMCI?
- Też - odparł Kakuzu lakonicznie.
Wiedział, że Zetsu wpatruje się w niego poprzez mrok. Księżycowe światło powlekało kontury jego sylwetki srebrzystym blaskiem.
- No cóż, ty tu dowodzisz - stwierdził w końcu biały Zetsu. - Wierzę że wiesz, co robisz.
- Dość pogaduszek. Jakie informacje masz tym razem?
-
KURO JUŻ O WAS WIE, ALE TYLE PEWNIE ZDĄŻYŁEŚ ZAUWAŻYĆ. - Czarna część
rośliniastego pozwoliła sobie na ironię. - Jestem też niemal
stuprocentowo pewny - kontynuowała biała połowa - że aktualnie przebywa w
swoim domu. Nie wiem jeszcze, czy planuje się gdzieś ukryć.
- Nie planuje.
Zetsu poruszył się nieznacznie.
- SKĄD TA PEWNOŚĆ?
-
Łowcy nagród polują na niego bez przerwy. Przez wiele lat żadnemu się
nie udało, choć nagroda ciągle rośnie. Kuro czuje się pewnie, więc nie
będzie próbował uciec.
Szpieg organizacji milczał przez parę sekund, jakby rozważał jego słowa.
- Tak - uznał w końcu. - To wysoce prawdopodobne.- A po chwili dodał zmienionym głosem: - TO DLA CIEBIE WYZWANIE, CO, KAKUZU?
- Czego jeszcze się dowiedziałeś?
-
Jeśli chodzi o ochroniarzy, to wiem niewiele więcej ponad to, co
przekazałem ci ostatnim razem. Ostatnio dołączył do nich ktoś nowy. Na
razie dowiedziałem się tylko tyle, że jest z Wioski Trawy.
Prawdopodobnie nie stanowi wielkiego zagrożenia - wyjaśnił. - INNA RZECZ
- podjął czarny Zetsu - TO TOWARZYSZKA OKAMURY.
Tym
razem Kakuzu spojrzał na niego z zainteresowaniem, po raz pierwszy od
rozpoczęcia rozmowy całkowicie skupiając uwagę na Zetsu.
- Co z nią?
- TO PRAWDZIWY BIAŁY KRUK. SŁYSZAŁEŚ O WIOSCE OGNIA?
W
odpowiedzi pokręcił głową. Zetsu może i był doskonałym szpiegiem, ale wciąż wiele spraw pozostawało poza jego zasięgiem, a Kakuzu nie zamierzał przyznawać, jak wiele wie na ten temat. Tak postawione pytanie oznaczało, że Akatsuki nie dotarło do informacji, które mogłyby stawiać go w podejrzanym świetle.
- Na początku był to
jeden z klanów Konohy - zaczęła tłumaczyć jaśniejsza strona Zetsu. -
Posiadali własną, unikalną linię krwi: Nenshou Kokoro. Zbuntowali się
przeciwko władzy daimyo i założyli Wioskę Ognia. Zarówno lord, jak i
starszyzna Konohy przystali na jej neutralność z pewnych... szczególnych
przyczyn. - Zawiesił głos, a dokończyła jego mroczniejsza połowa: -
BYLI BERSERKERAMI. ŁATWO WPADALI W BOJOWY SZAŁ, NISZCZĄC WSZYSTKO I WSZYSTKICH DOOKOŁA, ZARÓWNO PRZYJACIÓŁ, JAK I WROGÓW. CI Z KONOHY CAŁKIEM MĄDRZE STWIERDZILI, ŻE LEPIEJ BĘDZIE BEZ
NICH.
- Chcesz powiedzieć, że ta dziewczyna ma "płonące serce"?
- Dokładnie.
Zmarszczył
brwi. Nie wyrywał się z kolejnym pytaniem, bo nie zamierzał zdradzać,
że wie na temat Wioski Ognia być może więcej, niż sam Zetsu.
-
TO NIE WSZYSTKO. WIOSKA OGNIA JUŻ NIE ISTNIEJE, A LINIA KRWI JEST
UZNAWANA ZA WYMARŁĄ. - Odchrząknął. - Zagłada Wioski nastąpiła
stosunkowo niedawno, zaledwie dwanaście lat temu. Członkowie klanu sami
sprowadzili na siebie zgubę. Pewnej nocy oni... powiedzmy, że wpadli w zbiorową furię. Powyrzynali się wzajemnie, co do jednego. Z wioski został tylko popiół. Byli bardzo odizolowanym
społeczeństwem, więc zakładano, że nie przeżył nikt z tą linią krwi.
- Poza nią - mruknął Kakuzu.
- Tak. Miała wtedy pięć lat. To raczej mało prawdopodobne, by pięciolatka przeżyła sama.
- Ktoś jej pomógł?
- ZAPEWNE. PYTANIE TYLKO, KTO... I PO CO.
Zmrużył oczy.
- Jakie to ma znaczenie?
Pamiętał
tamten dzień. Nie zdziwił się, że Zetsu nie wiedział o kulisach
zniszczenia Wioski Ognia, choć z drugiej strony mógł zatajać przed nim
część informacji tak, jak on zachowywał swoją wiedzę dla siebie. Noc
ognistego szału nie wydarzyła się przypadkiem i nie bez udziału kogoś z
zewnątrz. Czy szpieg Akatsuki zdawał sobie sprawę, że w walkach brali
udział nie tylko mieszkańcy Wioski Ognia?
Płomienie
wzbijały się pod niebo. Wszędzie dookoła gorzało prawdziwe piekło,
każdy dom spowijał ogień tak jasny, że niemal biały. Kłęby smolistego,
duszącego dymu wisiały nad płonącą wioską, wdzierając się do płuc,
wyżerając je od środka.
Walki
były bezładne, chaotyczne, toczone zarówno przez ludzi, jak i zaciekły
żywioł. Po resztkach ulic biegali shinobi. Większość była zaślepiona
żarem furii, ale byli też tacy, który działali trzeźwo, z zimnym profesjonalizmem. Oni byli z
zewnątrz, wynajęci po to, by siać zamęt i podjudzać rozszalałych
mieszkańców.
Najemnicy.
A on był jednym z nich.
-
Być może żadne - przyznał szpieg. - Ale w tej dziewczynie jest coś
więcej, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Zdołała zaskoczyć
Sasoriego. Nie był w stanie nawet powiedzieć, jakiej techniki użyła, ale
udało jej się poważnie uszkodzić jego marionetkę. - Kakuzu prychnął
lekceważąco. - JEDNYM CIOSEM - przestrzegł go głuchy głos.
- Był nieostrożny - skomentował sucho.
- Tylko cię ostrzegam - rzucił Zetsu pojednawczo. - A JAK TAM SPRAWUJE SIĘ OKAMURA? - zmienił temat.
Kakuzu skrzywił się na samo wspomnienie rozhisteryzowanej, półnagiej siedemnastolatki.
- Nie mogę się doczekać, aż będzie po wszystkim - warknął. - Gra mi na nerwach.
- SAM SIĘ UPIERAŁEŚ, ŻE JEJ POTRZEBUJEMY.
-
Nie musisz mi o tym przypominać. Tym chętniej się jej pozbędę, jak już
zabijemy Kuro. - Wstał. - A co z ostatnim Płonącym Sercem?
-
Lider powiedział, że ta linia krwi jest nam do niczego potrzebna. -
Głos jasnego Zetsu był monotonny i bezbarwny, w przeciwieństwie do swego mrocznego dopełnienia,
pełnego jakiejś złośliwej satysfakcji. - WIĘC JĄ TEŻ MOŻESZ
POTEM ZABIĆ.
Kakuzu tylko skinął
głową. Zębate liście zaczęły się zwierać wokół czarno-białej głowy
niczym drapieżna rosiczka wokół nieostrożnej muchy. Szpieg rzucił na
odchodnym:
- Następnym razem
skontaktuję się z wami już za granicą, w Kraju Wiatru. Miasto Tsuruga,
stara arena, za dwa dni. - Było widać już tylko szczecinę włosów i
fragment twarzy. - NIE SPÓŹNIJCIE SIĘ.
Liście zamknęły się w zielony kokon, który potem zapadł się z powrotem w ziemię.
*
Baala nie spała dobrze. Kolacja przygotowana przez Hidana nie należała co prawda do najbardziej wykwintnych w jej życiu - zresztą suchy chleb i garstka ugotowanego ryżu ledwie zasługiwały na miano posiłku - zdołała jednak przywrócić jej nieco sił. Mimo to dziewczyna wciąż czuła się strasznie słaba. Na początku sądziła, że wcale nie zmruży oka, ale w końcu zmogło ją zmęczenie.
Obudził ją szorstki głos Kakuzu.
- Już świta. Wstawajcie.
Niechętnie
otworzyła sklejone snem oczy i wyciągnęła rękę, by potrząsnąć chrapiącą
Eriką. Hidan miał mniej przyjemną pobudkę, bo Kakuzu po prostu kopnął
go w bok. Siwus zajęczał coś obrażonym tonem i przewrócił się na drugi
bok.
- Zaraz wychodzimy - rzucił zamaskowany, wychodząc z szopy.
Baala
spojrzała sennie w okno, za którym widniała ciemna szarość wczesnego
poranka. Z oddali dobiegał śpiew ptaków, a chłód wydawał się jakoś
dotkliwszy niż w ciągu nocy. Usiadła, rozcierając ramiona. Nieprzyjemne
uczucie nieświeżości sprawiło, że marzyła o wiadrze wody.
Wszyscy trzej zebrali się do
wyjścia, zaspani i półprzytomni. Ziewali rozdzierająco i tuptali w
miejscu, by się rozgrzać. Kakuzu już na nich czekał.
-
Ja pierdo-łoaaaa-lę - ziewnął Hidan, rozciągając ręce tak szeroko, że
Baala musiała się odsunąć. Erika miała nieco gorszy refleks i dostała
ramieniem w nos. Siwus tego nie zauważył. - Czemu mamy drałować o tak
nieludzkiej godzinie?
- Bo tak mówię - odburknął przywódca ich grupki, nie zaszczycając towarzysza spojrzeniem.
-
Spaaać - wyjęczała Erika. Kiedy szła, chwiała się na boki niczym
wahadło zegara. Baala miała wrażenie, że zielonka po paru takich
wahnięciach padnie na mokrą od rosy trawę i znów zaśnie.
-
Planujemy jakiś postój? - odezwała się, z konieczności kierując to
pytanie do pleców Kakuzu, bo ten szedł dobre kilka kroków przed nimi i nawet
się nie oglądał.
- Koło południa, jeśli utrzymamy dobre tempo.
Hidan
zaburczał coś pod nosem. Erika szła zgarbiona, przecierając oczy i
ledwie powłócząc nogami. Baala w zasadzie radziła sobie najlepiej, choć
wciąż była wykończona po użyciu Nenshou Kokoro.
I
tyle z ucieczki. A mogłoby być tak pięknie, gdyby tylko Erika miała
więcej nie rozumu i nie wyszła wtedy z gospody! O tej porze pewnie
smacznie spałyby w łóżkach, ale nie, zielonka musiała wszystko zepsuć.
Gdyby nie jej durnowate pomysły, to wszystko by się nie stało,
poczynając od spotkania Hanzou.
- Szkoda faceta - mruknęła, wspominając jego sympatyczny uśmiech i lodowato zimne oczy.
- Kogo? - zapytała Erika, spoglądając na Baalę. Oczy miała tak podkrążone, jakby zawaliła ze dwie nocki.
- Hanzou. Był całkiem mi...
- Kogo?
Tym
razem pytanie zadał Kakuzu. Zatrzymał się i wreszcie do nich odwrócił.
Nikomu to jednak nie poprawiło humoru, bo po głosie starego od razu
wyczuli, że coś jest nie tak.
- Ehmm - wybąkała zielonka. - No, Hanzou... Ten w słomianym kapeluszu, co skopał tyłek Hidanowi.
Wyżej wymieniony sapnął ze złości.
- Ten skurwysyn! Niech no go tylko...
-
Jak wyglądał? - Kakuzu nie dał Hidanowi dokończyć. Ostry, szorstki ton zamaskowanego onieśmielił dziewczyny, a jego z kolei zniecierpliwiło ich
milczenie. - Jak wyglądał!
-
No... ee... - Erika podrapała się po głowie, wpatrując w Kakuzu z takim
zdziwieniem, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. - Wysoki... taki
normalny, no... o, miał dziwaczne oczy, takie jak twoje!
Baala westchnęła. Erika zdecydowanie nie była mistrzynią taktu.
-
Aha, tylko takie białe i czarne - kontynuowała kunoichi Trawy,
wyliczając na palcach. - No i dużo jadł... i miał dwie katany, no i
naprawdę świetnie walczył, aha, kopnął Hidana w twarz...
- Zamknij się - syknął siwus przez zęby. - Słowo daję, jak go zo...
- Gdzie on teraz jest? - Kakuzu znowu mu przerwał. Hidan zrobił naburmuszoną minę, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
- Zdaje się, że go otruto - powiedziała szybko Baala, zanim Erika zdążyła się odezwać. - A kto to? Ktoś niebezpieczny?
- Otruto? - Stary zmrużył oczy. - Skąd wiecie?
- Bo zaprosiłyśmy go na obiad - wtrąciła zielonka radośnie. Baala zakryła dłonią oczy w wyrazie rezygnacji.
- Obiad? Kupiłyście mu obiad?
- W głosie Kakuzu zabrzmiało szczere niedowierzanie. Chyba po raz
pierwszy podczas ich krótkiej znajomości zdołały wywrzeć na nim
wrażenie. Nie dobre, ale zawsze jakieś.
- No tak, a co? Zresztą jak ostatnim razem go widziałyśmy, leżał martwy z nosem w talerzu.
Hidan podjął kolejną próbę dołączenia do dyskusji:
- Ha, dobrze mu tak, skurwysynowi! Gdybym tylko...
- Pewnie znowu zasnął - burknął Kakuzu, kierując wzrok w stronę horyzontu. Wyznawca Jashina wyraźnie oklapł.
- O co tu chodzi? - zniecierpliwiła się Baala. - Kim jest ten... Hanzou?
Były
shinobi Wioski Wodospadu wrócił do nich spojrzeniem.
Przez chwilę milczał.
A potem im powiedział.
*
-
Czemu mnie powstrzymałeś? Mogłam zabić tego głupka od razu, byłoby
jednego mniej. - Obrażony głos Furume drażnił go jak brzęczenie
natrętnej muchy.
- Tak było lepiej, uwierz mi - odpowiedział z poirytowaniem.
Minęło
już tyle czasu od niefortunnej walki na ulicach tamtego miasta, a
Furume co jakiś czas żgała go jednym i tym samym pytaniem, jakby miała
nadzieję, że w końcu się zapomni i puści farbę. W gruncie rzeczy mógłby
jej odpowiedzieć, ale musiałby zbyt dużo tłumaczyć. Ona nie znała
Kakuzu, a on nie miał czasu ani ochoty na wspominki.
Blask
wstającego świtu kładł się jasnymi promieniami na leśną ściółkę.
Shounosuke zdecydował o podróży przez większą część nocy, by zwiększyć
dystans między nimi a grupką dowodzoną przez Kakuzu. Teraz zaczynał żałować, że nie dał towarzyszce czasu na przetrawienie wydarzeń dnia.
- Nie podoba
mi się to - Furume dalej ciągnęła męczący temat. Shounosuke przewrócił
oczami, czego ona na szczęście nie widziała, bo szła z tyłu. - Wygląda
na to, że jest ich tylko czterech. Gdybyś poradził sobie z tą dziewczyną
i mnie nie powstrzymał, połowa byłaby już z głowy.
- To nie jest tak, że sobie nie poradziłem
- warknął, oglądając się na nią. - Miałem właśnie ją zabić, kiedy nam
przerwano. Okoliczności się zmieniły, musimy się przegrupować. Mogłabyś,
proszę, dać mi spokój?
- Nie wyobrażam sobie po prostu, że można było spieprzyć tak łatwe zadanie.
Zazgrzytał zębami z irytacji. Wymówki były ostatnią rzeczą, jakie w tym momencie był gotów tolerować.
-
Zejdź ze mnie, kobieto. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.
Kiedy dołączy do nas Koshirou, zaatakujemy znowu i tym razem ich
załatwimy, pasuje?
Fuknęła obrażona,
jakby wcale jej to nie usatysfakcjonowało. Doprowadzała go tym do szału,
choć jeszcze bardziej irytująca była krytyka jego kompetencji. A
przecież dłużej niż ona był w tym interesie i lepiej rozpoznawał
sytuację, więc mogłaby po prostu mu zaufać, zamiast ciągle forsować
swoje zdanie.
Na szczęście w końcu zamilkła. Ucieszył się jednak zbyt szybko, bo błoga cisza okazała się tylko chwilowa.
- ...czy dobrze widzę, że tam ktoś leży?
Obejrzał
się na Furume, która patrzyła na coś pomiędzy drzewami. Powiódł
wzrokiem za jej spojrzeniem i zobaczył, że faktycznie, na ścieżce leżał twarzą do dołu jakiś człowiek. Kawałek dalej spoczywał słomiany kapelusz, jakby coś zdmuchnęło go z głowy nieznajomego, ale poza tym
brakowało jakichś śladów walki.
- Pewnie go napadli - stwierdził obojętnie, wzruszając ramionami. Kunoichi skierowała się w stronę nieprzytomnego. - A ty co?
- Zobaczę, czy żyje.
Shounosuke skrzyżował ręce na piersi, ostentacyjnie wpatrując się w niebo.
-
Nie mamy czasu użalać się nad każdym przybłędą - powiedział kwaśno. -
Tak, życie jest okrutne, czasy są ciężkie, wszędzie teraz czają się
bandyci i napadają niewinnych ludzi. Możemy iść dalej? - zapytał
ze znudzeniem.
Furume zignorowała
go; kucnęła przy nieznajomym, wyciągnęła dłoń i potrząsnęła za ramię.
Tamten po dłuższej chwili się poruszył, wymamrotał coś i ospale dźwignął
do góry, po czym usiadł ze skrzyżowanymi nogami. Ziewnął tak szeroko,
jakby wybudzili go z głębokiego snu, i w końcu na nich spojrzał.
Shounosuke wydłużyła się twarz.
- Ty? - zapytał, unosząc brwi z niedowierzaniem.
- Hanzou! - zawołała kunoichi. - Co ty tu robisz?
To rzeczywiście był Hanzou, nie było mowy o pomyłce: te charakterystyczne czarno-białe oczy, nierówno przycięte włosy, kilkudniowy zarost. Wyglądał, jakby spędził w dziczy przynajmniej z tydzień. Przyglądał im się przez dwie sekundy ze zdezorientowaniem, chyba nie rozpoznawszy ich od razu, po czym jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Nie spodziewałem się, że tak szybko się na was natknę! A to mieliśmy szczęście, że na siebie wpadliśmy.
-
Trudno nazwać to wpadnięciem - odmruknął Shounosuke. Usiłował zachować
neutralny wyraz twarzy, ale zamiast tego wychodził mu krzywy grymas, bo
kiedy widział, jak Furume się uśmiechała do tego obdartusa, miał ochotę
zgrzytać zębami. - Leżałeś nieprzytomny jak pierwszy lepszy pijak.
Hanzou wziął swój słomiany kapelusz, strzepnął go i wstał.
- No cóż, choroba nie wybiera - stwierdził beztrosko. - A idę w odwiedziny, oczywiście.
Shounosuke prychnął. To idź, powiedział wrogo w duchu, i przestań mi się tu pałętać.
-
Możemy cię odprowadzić kawałek - zaoferowała Furume słodko. Shounosuke
rzucił jej urażone spojrzenie, ale nawet na niego nie patrzyła. To do
niego odzywa się nieprzyjemnie, ale tego łachmaniarza raczy maślanym
spojrzeniem?
- Nie chciałbym przeszkadzać wam w pracy...
- Tak. Praca. Dużo pracy - wycedził Shounosuke przez zęby, dobitnie, słowo po słowie. - Jesteśmy bardzo zajęci.
-
Przecież i tak idziemy do Tsurugi, Shounosuke! Nie możemy zostawić
Hanzou samego, skoro i tak idzie w tę samą stronę. Co by Kuro
powiedział?
Znowu prychnął, tym razem
głośniej. Na argument o Kuro nie miał riposty. Wyglądało na to, że nie
uniknie niechcianego towarzystwa.
-
Tsuruga, tak? - zainteresował się nieproszony gość. Nasadził na głowę
słomiany kapelusz; parę witek słomy opadło na trawę. - Co macie tam do
załatwienia?
Furume wpatrywała się w
Hanzou jak urzeczona, a Shounosuke nie miał pojęcia, jak wytrzyma całą
drogę do Tsurugi bez zamordowania go. Zaciskał zęby tak mocno, że aż
rozbolały.
- Mamy spotkać się z
Koshirou - wyjaśniła kunoichi, ruszając przodem. Wciąż nie odrywała
wzroku od obdartusa, więc praktycznie nie widziała nawet, dokąd idzie.
Hanzou szedł za nią, a Shounosuke wlókł się na końcu, wbijając
nienawistne spojrzenie w plecy tego drugiego. - Ktoś znowu łakomi się na
nagrodę, a chłopak dostał zadanie, by się tym zająć.
- Znowu... - Hanzou westchnął. - Zastanawiam się, czy to się kiedyś skończy.
- Jest z nimi Kakuzu.
Shounosuke
poczuł ukłucie satysfakcji, gdy oboje przystanęli i obejrzeli się na
niego. Poprawił mu humor fakt, że z nieogolonej twarzy Hanzou zniknął
ten głupi, beztroski uśmiech.
- Kakuzu?
- A i owszem, on.
Uchwycił rozeźlone spojrzenie Furume, zirytowanej, że zepsuł im uroczą pogawędkę. Uśmiechnął się do niej złośliwie.
Hanzou odwrócił głowę.
-
Widzę, że przybyłem w samą porę - stwierdził beznamiętnie. Dobrze mu
wychodziło udawanie, że wiadomość wcale nie wywarła na nim wrażenia. -
Powinniśmy chyba się pospieszyć, prawda?
-
Jasne. Postaraj się nie zasnąć po drodze - odpowiedział Shounosuke niby łagodnie,
ale z szyderczą nutą w głosie. - Jak już będziemy w Tsurudze, to zrób
coś ze sobą, człowieku, bo wyglądasz jak bezdomny. Jeszcze trochę i Kuro
przestanie się do ciebie przyznawać.
Hanzou to najwidoczniej rozbawiło, bo zerknął na niego z lekkim uśmiechem.
- Do własnego brata? Myślę, że nie masz się o co martwić.
*
- Jego... - zaczęła Erika ze zdziwieniem.
- ...brat? - dokończyła Baala, patrząc w szoku na Kakuzu. Ten skinął markotnie głową.
- Gratuluję - powiedział uszczypliwie. - Na pewno wam podziękuje za obiad, kiedy już zabijemy Kuro.
-
Nie poprzestawiało ci się coś, dziadygo? - Nawet Hidan był zdziwiony
nieoczekiwaną nowiną. - Że niby ten menel to był brat szefa yakuzy?
-
Ten wyrzucony z domu? - Zielonka była zdezorientowana. - A może... a
jeśli on ma dwóch braci? - Gestykulowała, przypatrując się ze
zmarszczonymi brwiami dwóm wyciągniętym palcom prawej dłoni.
Kakuzu
westchnął z rozdrażnieniem i przyspieszył kroku. Wytrąconej z równowagi
Baali chwilę zajęło, zanim zdążyła nadrobić dystans.
- Ale... skąd...
Nie
wiedziała nawet co chce powiedzieć, tak bardzo ją zaskoczył.
Przypomniała sobie spotkanie z Hanzou w mieście i to, jak chciały pod
jego skrzydłami umknąć przed Akatsuki. Faktycznie, powiedział im wtedy,
że podróżuje do Kraju Wiatru. Szkoda tylko że nie dodał, że zamierza
odwiedzić braciszka. I że tym braciszkiem jest Kuro.
Co
to za absurdalny splot okoliczności? Najpierw wpada na ściganą przez
Kuro zielonkę, potem na zabójców na niego polujących, a teraz jego
brata? Co to za cyrk?
- No, dla mnie wyglądał całkiem martwo - do jej świadomości przebił się głos Eriki. - Więc chyba nie musimy się nim przejmować?
- Martwo, akurat - odburknął Kakuzu, nawet się nie oglądając.
- No serio, przecież sama wi... właściwie, to Baala widziała - poprawiła się. - Baala, widziałaś?
- Tak... tak mi się wydawało - wychrypiała dziewczyna w odpowiedzi. - Ale... Kakuzu...
Zatrzymała
się. Erika i Hidan przystanęli, spoglądając na nią pytająco, ale nie
zwracała na nich uwagi, patrzyła tylko na plecy shinobi z Wodospadu.
- Skąd ty znasz brata Kuro?
On
też zwolnił. Najpierw przez chwilę stał w miejscu, a potem odwrócił
się. Nie odezwał się od razu, po prostu patrzył na nich, a oni na niego.
Nagła cisza wydawała się nie na miejscu, ale żadne z ich trójki nie
kwapiło się, by ją przerwać.
- To kwestia przygotowania przed misją - powiedział w końcu sucho. - Zebranie informacji o celu. To wszystko.
Baala,
Erika i Hidan spojrzeli po sobie. Najemniczka zauważyła, że zielonka i
siwus też nie wyglądali na szczególnie przekonanych.
- A teraz chodźmy - dodał ze zniecierpliwieniem. - Długa droga przed nami.
Bez
słowa ruszyli w dalszą drogę, choć atmosfera była całkowicie odmienna
od tej, jaka panowała jeszcze parę dni temu. Wtedy w powietrzu wyczuwało
się głównie niezadowolenie i napięcie, tworzące się w zetknięciu tak
odmiennych charakterów, a teraz to wszystko ustąpiło miejsca czemuś
innemu - podejrzliwości.
Wir wydarzeń zagęszczał się i Baala czuła, że niedługo porwie ich na dobre.
Zawsze kończysz rozdziały w takim momencie, że tylko cię udusić... Ehh..
OdpowiedzUsuńNo ale... W KOŃCU POJAWIŁA SIĘ NOWA CZĘŚĆ!!! *tańczy* się musiałam naczekać xD
Świetny rozdział. Początek sprawił, że prawie udusiłam się ze śmiechu, więc jestem spełniona xD
Teraz się jeszcze będę martwić o dziewczyny :/ bidulki. Gdzie nie pójdą, tam ktoś chce je zabić... :/
...
NEXT PLEASE~!
Haha, bardzo się staram, żeby kończyć rozdziały cliffhangerami :D (albo przynajmniej z refleksyjną dramą) Ogólnie postanowiłam spiąć się i zwiększyć tempo pisania, żeby znowu nie odwalić paromiesięcznego przestoju, więc na pewno w czerwcu chcę dodać kolejny ^^
UsuńWow, nawet nie wiedziałam, że mi reklamę zrobiłaś! Dziękuję! :D
OdpowiedzUsuńJa muszę sobie jakieś linki ogarnąć, na pewno cię dodam xD
A do przeczytania fanfika też się muszę kiedyś kurcze zmobilizować :P
Haha, jeśli chcesz czytać to jasne, zapraszam xD I też muszę poogarniać linki u siebie, ogólnie to ogarnąć wszystkie pierdoły-dodatki...
Usuń