ROZDZIAŁ II: GOŚĆ W ŚWIĄTYNI DESZCZU
Noc nie należała do przyjemnych.
Baala była tak
wykończona koszmarnym dniem, że zasnęła praktycznie w chwili, gdy jej
głowa opadła na poduszkę. Sen jednak nie przyniósł oczekiwanego
wytchnienia, bo dręczyły ją niewyraźne mary senne, niepokojące widziadła
i powykrzywiane zjawy. Po przebudzeniu niewiele z tego wszystkiego
pamiętała, poza jednym obrazem, który utrwalił się w jej pamięci: ściany
pogrążonego w mroku domu, oświetlonej czerwoną, drżącą łuną, i czarny
kontur wysokiego, nieruchomego cienia... Był to dziwnie znajomy widok,
jakby już kiedyś śniła ten sam sen. Ale gdy otworzyła oczy i spojrzała
na zalany słonecznym światłem pokój, od razu to wspomnienie uleciało jej
z głowy, bo musiała stawić czoło rzeczywistości.
Przez
dłuższą chwilę patrzyła w gładki, pozbawiony rys i plam sufit. Było dość
jasno, krótko po świcie, słyszała już głosy pierwszych ptaków.
Pozostali członkowie przymusowej drużyny chyba jeszcze byli pogrążeni we
śnie. I pomyśleć, że przez tę zieloną dziewuchę wplątała się w taką
kabałę...
Zamrugała. Zaraz, co właściwie ją powstrzymuje
przed ucieczką? Tym "Akatsuki" zależało na Erice, nie na niej, ona była
tylko na doczepkę, by pilnować tej nieznośnej dziewuchy! Nie będą
przecież tracić na nią czasu, jeżeli będą mieć cenną Okamurę w
garści...
Poderwała ciało do góry, siedząc sztywno na
materacu i patrząc w zasunięte drzwi na balkon. Czemu wcześniej nie
przyszło jej to do głowy? Czemu cały czas zachowywała się tak, jakby
była skazana na nieodłączne towarzystwo Eriki? Przecież wystarczy się
wymknąć przy pierwszej okazji! Nawet teraz!
Poczuła napływ
gorąca, gdy uświadomiła sobie, jak łatwo może wygrzebać się z tego
bagna. Obróciła głowę w bok, w stronę materaca zielonki. Erika wciąż
spała; kończyny miała rozrzucone, powyginane pod dziwnymi kątami, a
skopana i leżąca w połowie na podłodze pościel kłębiła się gdzieś między
nogami. Potargane włosy dopełniały całości obrazu. Słyszalne
pochrapywanie świadczyło o tym, że jest jeszcze pogrążona we śnie. Baala
przeniosła wzrok na drzwi do drugiego pokoju ich apartamentu, tego,
gdzie spali mężczyźni. Kakuzu zapowiedział, że udaremnią jakąkolwiek
próbę ucieczki, to prawda, ale zakładał, że spróbują uciec obie
jednocześnie, a nie jedna z nich. Chcą Okamurę? Proszę bardzo, niech ją
sobie wezmą... ale ona nie musi brać udziału w tej szaleńczej
eskapadzie.
Zsunęła na bok pościel i wstała, nie
spuszczając oka z zielonki. Byleby tylko Erika się nie obudziła, bo
narobi strasznego rabanu... Cóż, Baali było jej trochę szkoda, bo nie
wątpiła, że Akatsuki ciągnęli je na pewną śmierć, ale takie już jest
życie - każdy martwi się tylko o siebie. Mimowolnie przypomniała sobie,
co przeszły w ostatnim czasie, zwłaszcza tamten kompleks jaskiń, i
poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Fakt, siedziały w tym razem... ale
przecież wcale jej nie znała, mało tego, Erika irytowała ją do granic
wytrzymałości, więc tym bardziej nie miała obowiązku się nią przejmować.
Cicho jak kot wstała z materaca. Wciąż miała na sobie ubrania do snu,
ale nie zamierzała tracić czasu na przebieranki. Szkoda, że nie wpadła
na ten pomysł już wczoraj... mogłaby wymknąć się w środku nocy i nikt by
się o tym nie dowiedział przez dobrych parę godzin. Teraz zostawało jej
mało czasu, ale chciała wierzyć w to, że "Akatsuki" faktycznie zadowolą
się samą Eriką.
Nie miała ze sobą żadnego bagażu, bo ten
przepadł w chwili, gdy zostały schwytane. Dość szybko pogodziła się ze
stratą mienia, jako że w plecaku nie znajdowało się nic, co miałoby dla
niej jakąś szczególną wartość, nie licząc może ubrań na zmianę i drobnej
gotówki. Przynajmniej zyskiwała dzięki temu na mobilności i mogła
próbować ucieczki w każdej chwili.
Wyminęła na palcach
chrapiącą Erikę, skradając się do drzwi. Być może nie musiała zachowywać
aż takiej ostrożności, ale wolała dmuchać na zimne. Od wyjścia dzieliły
ją dwa kroki. Uśmiechnęła się do siebie, zachwycona swoją
pomysłowością, i wyciągnęła dłoń...
Za przesłoną papieru
zobaczyła wysoki, zamglony cień. Jak oparzona cofnęła się, opuszczając
wyciągniętą rękę, i sekundę później drzwi odsunęły się na bok.
To znowu był Kakuzu, w pełni ubrany i z nieodłączną maską na twarzy.
Nie pomyślała o tym, że mógł nie spać. Czatował pod drzwiami? Wystawili
wartę? Nie, była pewna, że poszli odpocząć w tym samym czasie... Do
diaska, że też musiało mu się zachcieć gdzieś wyjść nad ranem!
Zamaskowany rzucił jej przelotne, pozbawione emocji spojrzenie i wszedł
do pokoju, zasuwając za sobą drzwi, które gładko i bezgłośnie
przesunęły się w odrzwiach. Nie wiedziała, czy domyślił się jej
zamiarów; nawet jeśli, nie skomentował tego w żaden sposób. Burknął
tylko:
- Szykujcie się do drogi. Zaraz wyruszamy.
I wszedł do sypialni, którą zajmował razem z Hidanem. Erika chrapnęła
głośniej i obróciła się na materacu, ale nie otworzyła oczu.
- Mm... so ty robisz... - wymruczała przez sen, lunatycznym gestem
obejmując poduszkę rękoma. Zaczęła się bardziej wiercić i przewracać z
boku na bok. - Hee-ej, przestań... mmmf, zostaw mnie, ja nie chcę...
mmm!... zostaw, ja mam na...
W tym momencie sturlała się z
materaca, wydając z siebie zaskoczone "yyyf!". Kontakt z podłogą
przywrócił ją do rzeczywistości, bo otworzyła powieki i rozejrzała się
dookoła półprzytomnie, przez zasłonę z potarganych włosów, które
sterczały na wszystkie strony. Jej wzrok natknął się na wzrok Baali.
- O - stwierdziła głupawo. A chwilę potem jej policzki pokrył róż wstydu. - Już wstałaś?
Baala przekrzywiła nieco głowę, przypatrując jej się zmrużonymi oczyma.
Erikę wyraźnie coś zażenowało, bo z zaskakującą gwałtownością ruchów
układała sobie pospiesznie włosy, unikając jej spojrzenia.
- Co ci się śniło? - zapytała chytrze, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmieszku.
- Nic! To znaczy... nic takiego... takie tam... - To dopiero był widok;
Erika przypominała mysz zapędzoną przez kota w kozi róg. Niezdarnie
próbowała ukryć swoje roztargnienie, ścieląc pościel, ale chaotyczne
ruchy i słyszalna w głosie niepewność bezlitośnie ją zdradzały.
- A ja widzę, że jednak coś poważnego - zakpiła Baala, kucając koło
niej. Zielonka drgnęła i odsunęła się, rzucając jej spłoszone
spojrzenie. Policzki miała jeszcze czerwieńsze. - No, mów, bo umrę z
ciekawości!
- Nie!
- Co wy tak hałasujecie?
Baala obejrzała się - to głowa Hidana zaglądała do ich pokoju. Siwus
wciąż wyglądał na zaspanego, przecierał sklejone snem oczy, a włosy miał
mniej przylizane niż zwykle. Nie byłoby w tym wszystkim nic dziwnego,
gdyby nie to, że Erika wydała z siebie zduszony pisk, rzuciła pościel i
niemal biegiem ruszyła do drzwi na korytarz. Hidan zrobił zdziwioną
minę, a Baala, pomału łącząc fakty w całość, ruszyła za zielonką, nie
przestając się kpiąco uśmiechać.
Erika była już w połowie korytarza, gdy wreszcie ją dogoniła.
- Mów, bo ci nie dam spokoju. Już się chyba domyślam... może ten siwy typek też chciałby się o tym dowiedzieć?
To wreszcie spowodowało, że zielonka się zatrzymała. Obejrzała się na
drugą dziewczynę, a wyraz jej twarzy przywodził na myśl mordowane
niewiniątko, tak pełny był zgrozy.
- Nie zrobisz tego! Nie, tylko nic mu nie mów!
- Och, więc jednak to o niego chodzi?
Zielonka przygryzła wargę, zdając sobie sprawę, że sama się wydała.
Westchnęła i pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Zdradziecka czerwień nie
ustępowała z jej twarzy.
- No dobra, masz mnie. Tak, o niego chodzi. Co ty się tak tego przyczepiłaś? I przestań się tak uśmiechać!
Baala usiłowała ściągnąć wykrzywione szyderczo kąciki ust, ale nie bardzo jej to wychodziło.
- No nie mów, że z tym świrem... On ci się podoba? Przecież ma nierówno pod sufitem. Och, a może to ta jego anielska buźka?... Albo odsłonięta pierś, co?
Erika zaparskała tak, jakby się czymś krztusiła. Jej twarz pomału przybierała wiśniowy odcień.
- Nie! Nigdy w życiu, wcale mi się nie podoba, to był tylko głupi sen
i... i nic więcej! I nie śmiej się ze mnie! Baala! Przestań! - Z
frustracji zamachnęła się na nią pięścią. Baala nawet nie próbowała się
zasłonić przed "ciosem", bo dusił ją powstrzymywany śmiech.
- Ha, ha, jasne... tylko sen!... haa, nie mogę!... z tym półgłówkiem... pasujecie do siebie...
Zgięła się wpół, wstrząsana przez ten rodzaj bezgłośnego śmiechu,
który przyprawia o ból żołądka i nie pozwala zaczerpnąć oddechu.
Zażenowana Erika niby próbowała okładać ją pięściami, ale były to
bezsilne uderzenia.
- Sama jesteś półgłówek! - rzuciła
obrażonym tonem, odwracając się na pięcie. - A on mi się wcale a wcale
nie podoba! Zresztą, to ja nie gapiłam się na faceta przez cały
wczorajszy wieczór!
Baali z miejsca odechciało się śmiać.
Wyprostowała się i popatrzyła na plecy Eriki. Tył pstrokatej, zielonej
yukaty zdawał się być pełen wyrzutu.
- Co? Że niby patrzyłam się na Hidana?
- Na tego drugiego. Ani na moment nie odrywałaś oczu, a mi wypominasz jakiś sen!
Zamrugała, jednocześnie zdziwiona i zawstydzona tym oskarżeniem. Jeżeli
taki przygłup jak Erika zauważył, że wnikliwie przyglądała się Kakuzu,
to ten tym bardziej musiał być tego świadom. Poczuła się tak, jakby jako
wywiadowca poniosła porażkę na całej linii. A gdy wyobraziła sobie, jak
to musiało wyglądać z perspektywy kogoś z zewnątrz...
Pogięło cię?! - zawołała trochę głośniej, niż zamierzała. - Że niby
ja... co za bzdury! Ja tylko chciałam coś... wywnioskować, to nie
było...
Zielonka obejrzała się na nią przez ramię,
pokazując jej język. Dobry humor Baali natychmiast uleciał, zastąpiony
przez rozdrażnienie, bo czuła, że Erika wcale nie porzuciła swego
szaleńczego przekonania. Nieznośna dziewucha zniknęła za drzwiami
łazienki, zostawiając ją samą na korytarzu.
- Wcale się na
niego bez przerwy nie gapiłam - warknęła Baala bardziej do siebie, niż
do kogokolwiek innego. O tej porze korytarz świecił jeszcze pustkami, a
Erika raczej nie słyszała jej zza zamkniętych drzwi. - Wcale nie.
Z rozdrażnieniem kopnęła powietrze i odwróciła się, by wrócić do
pokoju. Myśli o ucieczce chwilowo wyparowały jej z głowy, ale i tak nie
miałaby ku temu okazji, bo właśnie zbliżał się Hidan, ziewając
rozdzierająco co dwa kroki. Najwyraźniej za późno wyszedł z apartamentu,
by usłyszeć całość rozmowy.
- A wam co? - rzucił ospale, drapiąc się z tyłu. - Te dni, czy jak?
Baala rzuciła mu ciężkie, niechętne spojrzenie i wyminęła go bez słowa.
Jakby było tego mało, że musi znosić Erikę, że ścigają je ludzie Kuro,
że "Akatsuki" o mały włos ich nie zabili podczas tych swoich "prób", ba,
nie dość, że wrobiono ją w misję zabicia Kuro, to teraz jeszcze wmawia
jej się jakieś kretyńskie romanse! Patrzyła na niego, dobre sobie!
Oczywiście, że patrzyła, bo zbierała informacje, a nie dlatego, że...
ach, czemu zielonka musiała być taka głupia!
Z hukiem
odsunęła drzwi do pokoju. Kakuzu był tam, siedział przy stole i czytał
gazetę. Być może to właśnie po ten kawałek szmatławca wyszedł tak
wcześnie rano z zajazdu. Prychnęła pod nosem, rozzłoszczona na
niefortunny splot okoliczności, który udaremnił jej zamiar ucieczki, i
wciąż wściekła na insynuacje ze strony Eriki. Usiadła przy swoim
materacu i odwróciła głowę w przeciwną stronę, gotowa cały poranek
patrzeć w ścianę, byle nie na Kakuzu, by ktoś znowu nie pomyślał sobie
czegoś głupiego.
Erice się nie spieszyło, Hidanowi zresztą
też nie. Siwus pierwszy wrócił z męskiej łazienki, tylko odrobinę
bardziej rozbudzony niż wcześniej, już ubrany w swój charakterystyczny,
przyciągający wzrok płaszcz. Zasiadł przy stole, zagadał coś do swego
towarzysza - Baala nie dosłyszała, co, bo była zbyt zajęta własnymi
myślami - rozległ się szelest przewracanej strony gazety i znów zapadło
milczenie. Dziewczyna intensywnie wpatrywała się w namalowane na
parawanie żurawie, ignorując wszystko inne.
Wreszcie
wróciła Erika. Baala niemal się zdziwiła, widząc zielonkę w tym
bezwstydnym, kusym stroju, w jakim paradowała przecież od wielu dni. Z
całą pewnością porządne pranie wiele mu pomogło, nawet sięgające za
kolano czarne kozaki były lśniące i wypastowane. Stwierdziła, że Erika
jednak lepiej prezentowała się w tamtej kiczowatej yukacie. A już na
pewno bardziej przyzwoicie.
Gdy zielonka weszła,
oczywiście zaróżowiła się na widok Hidana i szybko przemknęła na taras,
by zniknąć mu z oczu. Baala z godnością wstała, nie zaszczycając Kakuzu
spojrzeniem, starannie ominęła go wzrokiem i opuściła pokój. Nie
wiedziała, że Hidan obserwował ją ze zdziwieniem, ani nie słyszała, jak
później zapytał towarzysza:
- Powiedziałeś jej coś niemiłego czy jak, dziadku?
- Nie - odmruknął Kakuzu, nie odrywając się od gazety.
Hidan spojrzał w stronę tarasu, tam, gdzie uciekła tamta zielona
dziewczyna, Okamura. Ona dziwnie zachowywała się już od rana, rzucała mu
jakieś niezrozumiałe spojrzenia i zaraz znikała. A teraz jeszcze ta
druga sprawiała wrażenie śmiertelnie obrażonej, jakby miała jakąś urazę
do starego pierdziela.
- I weź tu zrozum kobiety... - mruknął do siebie.
*
Baala
uważnie wyczekiwała na okazję do ucieczki, ale w ciągu kolejnego dnia podróży
ani razu nie zdarzyła się ku temu dogodna sposobność. Gdzie by nie
poszła sama, zaraz albo przyplątywała się Erika, albo Hidan, albo
wszyscy grupą wyczekiwali właśnie w takim miejscu, którym próbowałaby
się wymknąć. Zielonka, rzecz jasna, nie wyczuła jej zamiaru, ale
dziewczyna podejrzewała, że "Akatsuki" - a już na pewno Kakuzu, bo co do
Hidana nie można było mieć pewności - domyślali się, co planuje zrobić.
Starała się więc udawać, że wcale nie myśli o ucieczce, i że jest
całkowicie zaangażowana w wykonanie misji.
Misji zabicia
Kuro... wciąż nie mogła w pełni przyjąć tego do świadomości. Co innego
polować na niebezpiecznego człowieka, co innego na żywą legendę. Za
granicami Kraju Wiatru miał paskudną opinię, ale Baala słyszała, choć
nie wspominała o tym wcześniej, że w ojczyźnie traktuje się go po trosze
jak bohatera. Nie wiedziała jednak, z jakiego względu miałby się
cieszyć takim wizerunkiem, więc zachowywała tę nowinkę dla siebie. Gdyby
miała zgadywać, powiedziałaby, że pewnie okazał się mniej okrutny od
poprzednich szefów yakuzy, którzy działali na tym terenie.
Najprawdopodobniej nie dawał się za bardzo we znaki zwykłym ludziom,
może nawet ich chronił przed pomniejszymi gangami. Kraj Wiatru nie
należał do szczególnie przestrzegających litery prawa, szczególnie poza
wielkimi miastami, gdzie władza lorda feudalnego nie była za bardzo
odczuwalna, więc zaprowadzenie porządku - nawet porządku w stylu yakuzy -
zostałoby odebrane całkiem pozytywnie.
Choć sama
absurdalna wysokość nagrody sugerowała, że musiał się komuś bardzo, ale
to bardzo narazić. Kto byłby w stanie wypłacić się z takiej sumy? Chyba
tylko sam daimyo, chyba że kilka czy kilkanaście wpływowych osób
dołożyło się do wynagrodzenia. Sto milionów jednak wydawało się
stanowczą przesadą za jego głowę. I czemu właściwie nikomu, jak dotąd,
nie udało się zabić Kuro? Można było przecież go otruć, zasztyletować...
nie może w końcu przez całą dobę przebywać w towarzystwie ochroniarzy.
Przypomniało jej się, jak Erika wspomniała o dwóch ochroniarzach Kuro,
którzy - ponoć - nie mieli sobie równych. Skoro "Akatsuki" zamierzali
zabić ich szefa, było jasne, że prędzej czy później dojdzie do starcia.
Baala nie oszukiwała się, wiedziała, że w walce nie będzie miała nawet
cienia szansy, jeśli faktycznie plotki mówiły prawdę. Wyrywanie serc?
Ha, to pasuje do yakuzy...
- Coś taka zamyślona?
To była Erika. Zaskakujące, ale jeszcze przed opuszczeniem gospody
udało jej się opanować swój zwyczajowy słowotok, więc wędrówka
przebiegała niemal w milczeniu. Zapewne miało to związek ze snem i
obecnością Hidana, bo jeśli ich spojrzenia przypadkiem się krzyżowały,
policzki zielonki powlekały się lekkim różem, a ona sama natychmiast
odwracała głowę. Hidan robił wówczas zdziwione miny, ale wyraźnie
niczego się nie domyślał. Próbował coś paplać, ale, nie widząc wielkiego
odzewu ze strony żadnego z członków drużyny, i on zatonął w nieco
niezręcznej ciszy. Atmosfera była napięta, choć akurat zielonka zdawała
się tego nie odczuwać - od czasu do czasu zrywała przydrożne kwiatki,
wykonała jakiś taneczny krok bądź zdmuchnęła ostatnie tegoroczne
dmuchawce. Jednak nawet ona do tej pory nie zdradzała chęci do
pogaduszek.
- Myślę o Kuro - odmruknęła Baala. - W sumie to ciekawi mnie, jaki on jest.
Taak, pomyślała, dowiem się, jaki jest, a zaraz potem zginę. Bo w powodzenie ich misji nie bardzo wierzyła.
Erika obracała w palcach łodyżkę trawy, przyglądając się ciemnemu od
ciężkich chmur niebu. Dzień był gorący, parny i niemal bezwietrzny, i
Baala tak się spociła w ciągu paru godzin podróży, że lepiła się do
ubrań. Wlokła się z tyłu, ponuro myśląc o tym, by dać drapaka, a Kakuzu i
Hidan szli na przedzie, nie zdradzając oznak zmęczenia. Zielonka
dreptała obok.
- Jaki on jest, mówisz... właściwie to jest całkiem przystojny.
Baala z wrażenia aż się potknęła.
- Ty go znasz?!
- Niee no, nie powiedziałabym zaraz, że znam. Widziałam go z raz czy
dwa, nie? - Przygryzła końcówkę źdźbła. - Noo, dwa. Tak, chyba tak. A
może nawet trzy? Niee, tak często do nas nie zachodził... Taki trochę
nawet zabawny, wiesz? Ciągle w czarnym garniaku, choćby był skwar jak
nie wiem. Nie wygląda na wielce złego. Tacy są najgorsi, nie? Wygląda
niby normalnie, a tu - bum! Pod krawatem kryje się paskudny charakterek.
Baala nie przejmowała się faktem, że sprowokowała Erikę do gadaniny. Wręcz przeciwnie, chłonęła każde słowo z ogromną uwagą, przypatrując się jej z niedowierzaniem. Erika go widziała, widziała na własne oczy! Właściwie nie było to aż takie dziwne, jeżeli zachodził po haracz do Wioski Trawy, ale czemu ktoś o takiej pozycji miałby się fatygować osobiście? I to tak daleko?
Baala nie przejmowała się faktem, że sprowokowała Erikę do gadaniny. Wręcz przeciwnie, chłonęła każde słowo z ogromną uwagą, przypatrując się jej z niedowierzaniem. Erika go widziała, widziała na własne oczy! Właściwie nie było to aż takie dziwne, jeżeli zachodził po haracz do Wioski Trawy, ale czemu ktoś o takiej pozycji miałby się fatygować osobiście? I to tak daleko?
- No w sumie to nie wiem, czy
on ma paskudny charakter, czy nie - sprostowała Erika, z zamyśleniem
patrząc w niebo. - Ach, no i jest...
Zaśmiała się jak na wspomnienie czegoś zabawnego. Skołowana Baala zmarszczyła brwi.
- Co "jest"? O co chodzi?
- He, he, no, właściwie to nieładnie się śmiać z takich rzeczy, ale jak
na takiego ważniaka powinien być trochę... hehe... - Wyrzuciła słomkę
za siebie. - Zresztą, zobaczysz, jak go spotkasz.
- Ejże! Mów, o co chodzi, nie będę przecież czekać!
- Nie, nie. - Erikę wyraźnie bawiła jej niecierpliwa ciekawość. - Wszystko w swoim czasie.
- Nie drażnij mnie, bo powiem Hidanowi, że...
Zielonka doskoczyła do niej jak błyskawica i zatkała jej usta ręką.
Siwus obejrzał się przez ramię, uniósł jedną brew, nic nie rozumiejąc z
całej sytuacji, i z powrotem odwrócił głowę.
- Ciiicho! -
syknęła Baali do ucha, cofając dłoń. - Nie rób mi tu scysji. Chyba
umiesz chwilę poczekać, nie? Poza tym to trzeba zobaczyć.
Baala z dezaprobatą ściągnęła brwi. Co niby takiego zabawnego było w
Kuro? Znając Erikę, musiało chodzić o jakąś głupotę, na którą nikt inny
nie zwróciłby uwagi.
- Czemu wczoraj nic nie wspomniałaś, że go widziałaś?
- Pytaliście mnie o to, co słyszałam, a nie o to, co widziałam - odparowała Erika, zadzierając nosa. Baala popatrzyła na nią z irytacją.
- No tak, przecież to taka ogromna różnica...
Zielonka chyba nie wychwyciła ironii w jej głosie, a nawet jeśli, to
nic sobie z tego nie zrobiła. Rozmowa urwała się, i choć Baala chętnie
dowiedziałaby się czegoś jeszcze o Kuro, osobowość Eriki za bardzo ją
drażniła, by dalej ciągnąć ją za język. Na razie odpuściła więc sobie
dalsze pytania, wychodząc z założenia, że i tak zdąży zrejterować, zanim
dojdzie do walki z siepaczami z yakuzy.
W ciągu
następnych paru minut wzmógł się silny wiatr, niosąc ze sobą pyłki
brzozy, wirujące w powietrzu niczym płatki śniegu. Erika kichnęła ze dwa
razy, potem zaczęło dąć mocniej, aż podwiewało dłuższą część jej
dwubarwnej spódnicy, a kiedy z oddali dobiegł grzmot i gwałtownie
ściemniało niebo stało się jasne, że nadciągała burza.
Baala przyspieszyła kroku, by nadgonić dystans dzielący ją od obu
mężczyzn. Choć wolałaby tego uniknąć, nie mogła w takiej sytuacji po
prostu milczeć. Starając się nie patrzeć wprost na Kakuzu, odezwała się:
- Musimy się gdzieś zatrzymać.
Obaj Akatsuki obejrzeli się na nią, ani jednak nie przystanęli, ani nawet nie zwolnili kroku.
- Nie ma takiej potrzeby - odparł zamaskowany. Jego ton głosu był tak samo obojętny jak zawsze. - Idziemy dalej.
- Nadciąga nawałnica, za plecami mamy ciemne chmury, idą ku nam z
wiatrem... - Nie wiedziała, czy zdoła przemówić im do rozsądku, ale nie
zamierzała godzić się na spacer wśród ulewy i piorunów. - Nie widzę
powodu, by się wystawiać na takie niewygody. Nie wspominając o tym, że
waszej cennej Okamurze jakaś gałąź może spaść na głowę i ją uszkodzić.
Argument był celny, bo Kakuzu zatrzymał się i odwrócił. Tym razem nie
umknęła spojrzeniem, więc wytrzymywała wzrok jego dziwacznych oczu,
mając nadzieję, że nie usłyszy potem od zielonki żadnych głupich
komentarzy.
- Co mnie niby uszkodzi? - Oho, o wilku mowa. -
Że niby mnie, wielką Erikę Okamurę z Wioski Trawy może uszkodzić byle
gałąź?!
Nad ich głowami przetoczył się głośny, dudniący
grzmot, a silny powiew wichru poderwał w powietrze liście z drzew. Erika
aż pisnęła, odruchowo osłaniając głowę. Rozejrzała się bojaźliwie,
uśmiechnęła do nich niby przepraszająco, a potem zagrzmiało znowu. Baala
poczuła ukłucie wilgoci na twarzy, najpierw jedno, potem drugie, a po
chwili już lało na całego.
Stali pośrodku traktu, zmoczeni
przez deszcz, nad nimi huczał wiatr, zaś z daleka odzywały się gromy.
Hidan skrzywił się.
- No pięknie, kurwa. Nie mam ochoty
skończyć jako zmokła kura, więc może zatrzymajmy się gdzieś, Kakuzu, co?
Jestem za postojem.
- Ja też! Ja też! Postój
zdecydowanie! - Erika niemal palnęła Baalę w głowę, kiedy gwałtownie
wyciągnęła rękę do góry. Potem zauważyła spojrzenie Hidana, zmieszała się
i udała zainteresowanie przydrożnymi krzaczkami.
Kakuzu przymknął oczy i westchnął ciężko.
- No dobra. Niedaleko jest miejsce, gdzie będziemy mogli się schronić.
Erika wydała z siebie okrzyk radości i natychmiast przyspieszyła. Cała
drużyna zresztą poruszała się w o wiele szybszym tempie niż dotychczas,
bo każdy chciał już znaleźć się w obiecanym przez Kakuzu miejscu. Tak po
prawdzie, to tylko zamaskowany nie okazywał, by pogoda w czymkolwiek mu
przeszkadzała; cała reszta klęła cicho pod nosem.
Deszcz
był zimny, i choć na początku Baala czuła ulgę, już wkrótce zaczęło jej
się robić coraz chłodniej. Krople były grube i ciężkie, a ich uderzenia
nieprzyjemne. Ubrania przylegały do ciała jeszcze ciaśniej, co prawda
już nie z powodu potu, ale dziewczyna zastanawiała się, czy da radę je w
ogóle od siebie odkleić. Woda wpływała do butów, na dodatek trakt z
suchego piasku szybko zmienił się w potok błota, więc przy każdym kroku
słychać było głośne cmokanie czterech par obuwia. Odgłos grzmotów
również się zmienił, nie było już to odległe dudnienie, ale ostre,
suche trzaski, bo błyskawice uderzały coraz bliżej. Jeszcze nie na tyle
blisko, by rozświetlać wszystko białym blaskiem, ale już niedaleko.
- Daleko jeszcze? - zapytała Baala, próbując przekrzyczeć wycie wichru i wściekły szum deszczu.
- Nie. - Zabawne, Kakuzu nie musiał za bardzo podnosić głosu, by być słyszanym. - Za zakrętem.
Jednak na ów "zakręt" musieli się trochę naczekać. Szli wzdłuż wysokiej
skarpy skalnej, po prawej stronie mając kamienną ścianę, a po lewej
trawiasty, porośnięty drzewami spadzisty stok. Strugi wody spływały po
błotnistej ścieżce, zupełnie jakby brodzili przez górski strumień. Erika
co chwila się ślizgała, ale udało jej się ani razu nie wywrócić, bo
przytrzymywała się lichego, drewnianego płotu, który był jedyną rzeczą,
jaka odgradzała ich od urwiska.
- Kurwa, ja pierdolę... -
Przemoczony do suchej nitki Hidan wyglądał co najmniej zabawnie. Jego
włosy na pewno nie mogły być już bardziej przylizane, niż były w tym
momencie; przylegały do czaszki ściśle jak druga skóra. - I ty się nie
chciałeś zatrzymywać, pokręcony dziadku! Kurwa, takiego urwania chmury
to dawno nie widziałem!
Towarzysz zbył go milczeniem.
Pięli się pod górę, coraz bardziej przemoczeni, aż wreszcie zobaczyli zapowiedziany zakręt. Gdy go minęli, już po paru krokach natknęli
się na wykute w skalnej ścianie schody.
Te schody były
wielkie. Nawet nie wielkie, co po prostu ogromne. Szerokie na co
najmniej pięć metrów, a ciągnące się w górę, daleko poza zasięg wzroku,
przypominały raczej podest prowadzący prosto do niebios. Dziewczyny
stały i zadzierały głowy, usiłując wypatrzeć, gdzie kończą się stopnie,
ale bezskutecznie.
- To na górze - oznajmił Kakuzu.
- Że niby tam? - Erika miała rozdziawiona usta. - Chyba zwariowaliście! W życiu tam nie wejdę!
- To tu zostań - wtrącił Hidan. - Kurwa, zrobię wszystko, byle tylko znaleźć się pod jebanym dachem.
Siwus wkroczył na zlane wodą stopnie i od razu się zachwiał. Zdołał
utrzymać równowagę, a potem wypatrzył barierkę zawieszoną wzdłuż ściany.
Ostrożnie przesunął się na skraj schodów, uchwycił się poręczy,
obejrzał na drużynę dumnie i rozpoczął podróż na górę. Podobnie
postąpił Kakuzu, tylko że on nie bawił się w asekurację, ale parł samym
środkiem. Dziewczyny spojrzały po sobie.
Błysnęło, huknęło
rozdzierająco za ich plecami, aż pochyliły się ku ziemi. Popatrzyły za
siebie, na las. W jedno z nieodległych drzew rąbnął piorun - wciąż
jeszcze unosiła się smużka dymu.
- Ja idę - stwierdziła Erika.
Baala westchnęła. Pięknie... czy naprawdę życie uparło się, by pokazać
jej, że zawsze może być jeszcze gorzej? Najpierw burza, teraz to. Co
jeszcze, może lina rozwieszona nad przepaścią, po której będzie musiała
przejść? Najlepiej jeszcze nad rzeką pełną głodnych krokodyli.
Odgarnęła mokre włosy z twarzy i skierowała się w ślad za zielonką.
Stopnie były tak gładkie, jakby codziennie połowa kraju urządzała sobie
na nich maraton, a teraz, mokre od wody, stały się śliskie niczym lód.
Szły powoli, uważając na każdym kroku, słysząc przekleństwa Hidana z
przodu. Zrobiło się tak ciemno, że ledwo widziały jego sylwetkę na tle
schodów.
Baala na początku liczyła stopnie, dwa, pięć,
dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt, ale potem straciła już rachubę.
Miała wrażenie, że ta droga nigdy się nie skończy, i przygotowywała
nawet w myślach to, co powie Kakuzu, gdy dotrą na sam szczyt. Trzeba
chyba być do końca skretyniałym, by wybrać taką drogę! Czego innego
zresztą spodziewać się po ludziach, którzy wybierają się na Kuro!
W tym nieszczęściu Hidan stał się nieoczekiwanym sojusznikiem. Tak
siarczyste przekleństwa posyłał w stronę Kakuzu, że gdyby ten był trochę
bliżej i wszystko słyszał, sytuacja niewątpliwie zrobiłaby się mało
przyjemna. Baala aż odczuła przypływ sympatii wobec siwusa.
Nie miała pojęcia, jak długo to potrwało, zanim wreszcie dotarły na
samą górę. Przez całą drogę wpatrywała się usilnie w stopnie, by się nie
potknąć, co mogłoby się fatalnie skończyć, ale nie zauważyła nawet,
kiedy schody się skończyły - i o mało co nie poleciała na twarz. Tak,
były na szczycie, słyszała dyszenie Hidana i rzężenie Eriki, głośniejsze
nawet od intensywnego deszczu. Grzmoty przycichły, ale tutaj, na
odsłoniętej przestrzeni, wiatr dął jeszcze silniej, niemal zrywając jej
bandanę z głowy.
Przed nimi znajdowała się jakaś budowla.
Chwiejnie ruszyli w tamtą stronę; Kakuzu nigdzie nie widziała, ale
zapewne schronił się już w środku. Gdy się zbliżyli, dostrzegła zarys
bramy torii*, a chwilę później rozpoznała w budynku skromną, niską pagodę
z charakterystycznym dachem o wywiniętych ku górze końcach. We trójkę
właściwie pobiegli w stronę budowli, wpadli przez otwarte wejście i
rzucili się na suche klepisko. Wszyscy trzej wyglądali, jakby ledwo co
wyszli z basenu.
- Haaa....! Żyję! - Erika wydawała się
wniebowzięta faktem, że wreszcie może odpocząć. - Matko, nigdy więcej...
co to było...
- Kakuzu i te jego... uff... kurewskie wędrówki... - wydyszał Hidan ze swojego miejsca. - Z kim ja pracuję...
Baala opadła ciężko niedaleko nich i wyżęła włosy z wody. Rozejrzała
się po mrocznym wnętrzu świątyni; czasy świetności chramu najwyraźniej
dawno minęły, przez wyrwy w papierowych ściankach dął wiatr, w dachu
widniało parę dziur, a belkowanie wyglądało na zawilgotniałe i
spróchniałe. Na gołej posadzce utworzyły się wgłębienia od licznych
deszczy. Nie było tu żadnego wyposażenia, jedynie pod ścianami ostało
się parę brzydkich, ciężkich do zidentyfikowania posągów. Lichy stan jednak w
niczym dziewczynie nie przeszkadzał, liczyło się to, że wreszcie nie
musiała przedzierać się przez zasłonę wody.
- Kakuzu... gdzie on jest?
- Chuj go wie. Jak dla mnie to lepiej nawet, żeby mi się do rana nie pokazywał. Chromolony dziad...
Baala nie wiedziała, co o tym myśleć. Zostawił ich i poszedł? Dokąd?
Nie miała jednak sił się nad tym zastanawiać, chciała tylko zasnąć i
wreszcie odpocząć. Przyszło jej na myśl, że teraz jest dobra okazja na
ucieczkę. Jasne, powinna to zrobić... ale jej się chciało spać... może
przecież odłożyć to do rana. Byle tylko odsapnąć...
Było ich trzech, kiedy zasnęli w świątyni.
*
Na zewnątrz śpiewały ptaki.
Erika ziewnęła przeciągle. Przez chwilę leżała, wpatrując się w sufit, w
złocistą smugę światła wpadającą przez dziurę w dachu, w wirujący w
blasku słońca kurz. Musiało naprawdę długo padać, bo jeszcze słyszała
odgłos kapiących z dachówek kropel.
Przeciągnęła się, a
potem podniosła i usiadła. Powiodła dookoła zaspanym wzrokiem,
poprawiając sobie jednocześnie włosy. Słabo pamiętała wydarzenia
poprzedniego wieczoru. Chyba tylko zdążyła wyżąć ubrania, wylać wodę z
kozaków i paść na suche miejsce na podłodze. Nogi bolały ją od tej
dzikiej wspinaczki po śliskich jak ryba schodach, na dodatek chciało jej
się teraz pić. Świątynia chyba musiała mieć gdzieś źródełko...
Wstała chwiejnie i ruszyła boso w stronę wyjścia. Minęła zwiniętą w kłębek Baalę.
- Cześć, Baala - mruknęła sennie.
Następny był Hidan. Leżał na plecach, kosę odłożył gdzieś na bok. Nawet
nie otarł jej poprzedniego dnia z wody. Zardzewieje mu to żelastwo,
jeżeli będzie je tak traktował.
- Cześć, Hidan - ziewnęła głośno.
Minęła ostatnią śpiącą osobę. Okrągły, słomiany kapelusz osunięty był na twarz.
- Cześć, Kaukazu, czy jak ci tam.
Doszła do drzwi i oparła się o framugę. Ależ ona była wykończona! Ci
dwaj faceci byli kompletnie szaleni, żeby w taką pogodę wybierać się w
takie okolice. Przemokli do suchej nitki, zlało ich całkowicie, a nie
mieli ze sobą nawet parasola. No, Kukazu miał ten swój kapelusz, ale
przecież się nim nie podzielił. Zaraz... wczoraj go chyba nie miał...
Zamrugała i odwróciła się, jeszcze raz przyglądając śpiącemu mężczyźnie. I zaczerpnęła powietrza.
- AIIIIIIIIIIIII! - wydarła się na cały głos.
- Co? Co się dzieje?
Zaspana Baala w jednej chwili zerwała się na nogi, ręką po omacku
szukała kabury na udzie, by wyjąć broń. Nawet Hidan obudził się, dość
chaotycznie zakręcił się w miejscu, by w końcu chwycić kosę. Przy okazji
jednak zaplątał się w przymocowaną do niej linę i miał problem ze
wstaniem.
Baala zmrużyła oczy, skupiając wzrok na postaci zielonki.
- Co jest? - wychrypiała jeszcze zaspanym głosem.
- TO! - Erika oskarżycielsko wskazała palcem na śpiącego mężczyznę. Ten ani drgnął.
Baala dopiero teraz spojrzała na niego, a na jej twarzy odbiło się zdziwienie.
- Kto to jest?
- Nie mam pojęcia. Leżał tu, kiedy wstałam.
Hidan zaklął wściekle pod nosem, ale wreszcie udało mu się wyplątać z
liny i wstać. We trzech ostrożnie podeszli do nieznajomego i zawiśli nad nim.
- Jest uzbrojony - mruknęła Baala. Istotnie, przy jego boku leżały dwie katany w pochwach.
- Myślicie, że to miejscowy? - zapytała Erika z odcieniem podekscytowania. - Wiecie, ma taki ubiór...
- I o co chodzi z tym kapeluszem? - burknął Hidan nieufnie.
- ...uaa, to już ranek?
Odsunęli się. Nieznajomy przeciągnął się i podniósł do
siadu, poprawił sobie kapelusz na głowie i ziewnął. Potem wstał,
zabierając katany z podłogi i zatykając je za pas. Chwycił za rondo
kapelusza, po czym popatrzył na nich, najpierw z uśmiechem, potem,
widząc ich miny, ze zdziwieniem. Był niezwykle wysoki, aż poczuli się trochę nieswojo.
- Ach, zapewne was trochę przestraszyłem - stwierdził, odzyskując na powrót pogodę ducha. - Przepraszam, będę już szedł.
Gapili się za nim, kiedy ruszył w stronę wyjścia. Jego ubiór wskazywał
na wojownika: nosił kamizelę o szerokich rękawach i spodnie, również o
szerokich nogawkach, do tego coś w rodzaju skromnego, słomianego
płaszcza. Na wierzchach dłoni i przedramionach miał ochraniacze, a na
stopach proste sandały. Nie wyglądał jak shinobi - brakowało mu zresztą
opaski którejś z Wiosek - a raczej jak szermierz, co zresztą
potwierdzały dwa miecze, które ze sobą nosił.
Nie to
jednak przykuło ich uwagę. Chodziło o jego oczy. Baala już takie
widziała. Tak, Kakuzu takie miał. Różnica polegała na tym, że oczy
nieznajomego były czarne niczym węgiel, a w nich jarzyły się wielkie,
całkowicie białe źrenice. Mimowolnie przeszedł ją dreszcz. Poza tym obcy
mężczyzna nie przywodził jej na myśl nikogo konkretnego, miał
kwadratową szczękę, poznaczoną parudniowym, szczecinowatym zarostem, i
ciemne, opadające na czoło włosy.
- Coś ty, kurwa, za jeden?
Hidan przyjął postawę bojową, celując w nieznajomego czubkiem kosy. Ten przystanął.
- Zwykłym wędrowcem - odparł spokojnie. Trzeba przyznać, że głos miał
wręcz urzekający, niski, dźwięczny, co stanowiło kontrast dla
niepokojących, pozbawionych człowieczeństwa oczu. - Schroniłem się tutaj
przed burzą. Zabawna sprawa, prawda? Chronić się przed deszczem w
świątyni deszczu. Cóż, muszę już iść.
- Nigdzie, kurwa, nie idziesz.
- Hidan, daj spokój... - Erika próbowała załagodzić sytuację, ale siwus
wyszedł naprzód, wznosząc kosę jak do ciosu. Baala miała wrażenie, że z
tyłu głowy kołacze jej się rozpaczliwie jakaś myśl, ale nie była w
stanie jej sformułować.
Nieznajomy stał w bezruchu, nie
spuszczając z niego przenikliwego, zimnego spojrzenia. Nagle nie wydał
się Baali ani trochę sympatyczny, gdzieś upłynęło całe ciepło wesołego
przybłędy. Nie miała już najmniejszych wątpliwości, że mają do czynienia
z prawdziwym wojownikiem.
- Nie szukam zwady - oznajmił
bez poprzedniej uprzejmości w głosie. Głos miał ostry i chłodny jak
stal. - Nie chcę z wami walczyć.
To zdanie uświadomiło
Baali, co takiego przyszło jej do głowy. Oczywiście!... To też jest
wyjście... Nie pomyślała o tym wcześniej, ale teraz, gdy nie było tu
Kakuzu... tylko teraz mogło się to udać!
- On nas porwał! - zawołała, chwytając Erikę za rękę i ciągnąc ją do tyłu, pod ścianę, poza zasięg Hidana. I
zielonka, i siwus spojrzeli na nią z kompletnym zaskoczeniem. - Tak, to
poszukiwany nukenin, porwał nas i zmusił do tego, byśmy z nim
współpracowały! To przestępca!
- Co ty chrzanisz? - zdziwił się Hidan.
Erika była za to ciut bardziej bystra, bo w jej wielkich oczach
błysnęło zrozumienie. Chyba jednak za bardzo się bała, by ją poprzeć, bo
nie odezwała się słowem.
Tak, to było trzecie wyjście -
zabić Hidana teraz, gdy nie było tu Kakuzu, i wtedy uciec. Z pomocą tego
nieznajomego szermierza powinno pójść łatwo, o ile zechce im pomóc. Ale
Hidan już z nim zadarł, więc miała nadzieję, że obcy ich tak po prostu
nie zostawi.
- Ach, tak... - Spojrzenie białych źrenic przesunęło się na Hidana. - Rozumiem. Potrzebujecie pomocy.
- Ty zdradziecko zdziro - warknął Hidan pod jej adresem. - Załatwię
najpierw jego, a potem sprawię, że pożałujesz, że żyje...
Nie dokończył; rozdziawił usta, oczy niemal wyszły mu z orbit i poleciał
twarzą prosto na podłogę. Tuż za nim stał nieznajomy, wciąż z
wzniesioną ręką, w której trzymał schowaną w pochwie katanę, a którą
uderzył go prosto w potylicę. Był tak szybki, że Baala nie miała
pojęcia, kiedy zdążył podbiec do Hidana.
- Kurwa mać... -
Siwus roztarł sobie tył głowy, zbierając się z podłogi. Nieznajomy
zmrużył nieznacznie oczy, ale poza tym nawet nie drgnął, jakby był z
kamienia. Rondo słomianego kapelusza rzucało na jego twarz lekki cień,
wydawał się groźny, nawet trochę straszny. Baala wyczuła, że ręka Eriki
wyślizguje się z jej uścisku.
- Element wiatru: Strumień powietrza!
Znikąd pojawiło się małe tornado, które dosłownie miotnęło Hidanem o
ścianę świątyni; ten wyrwał ciężarem ciała dziurę w papierowej ściance i
wypadł ciężko na zewnątrz. Baala przyglądała się temu wszystkiemu w
szoku, bo nigdy nie spodziewała się, że Erika okaże taką inicjatywę.
Zielonka wciąż stała na lekko ugiętych nogach i z palcami złożonymi w
pieczęć. Sama wyglądała na przestraszoną swoją akcją.
Baala chwyciła ją znowu za rękę i wyciągnęła na dwór. Teraz była idealna
okazja na ucieczkę, ale jeśli ucieknie razem z Eriką, "Akatsuki" nie
dadzą jej spokoju, to było pewne. Mogłyby po prostu zbiec do
najbliższego miasta, tam by się od niej uwolniła...
- Niech ja was dorwę... nogi z dupy powyrywam!... Nigdzie nie pójdziecie!
Hidan zdążył już wstać i rzucił w nie kosą, ale nie wycelował dobrze,
więc nawet nie musiały wysilać się na unik. Zaklął, kiedy broń świsnęła
dobre półtora metra obok nich, i ledwie zdążył przyciągnąć ją do siebie z
powrotem, bo w tym momencie zaatakował go tajemniczy nieznajomy.
Dziewczyny odruchowo przystanęły, by spojrzeć na walkę. Szermierz
używał tylko jednej ze swoich katan, a atakował z taką szybkością, że
jego ruchy zdawały się rozpływać, umykać ich wzrokowi. Hidan ledwie
blokował ciosy, powietrze wypełniło się głośnym szczękiem metalu. Baala
miała wrażenie, że obcy z łatwością mógłby trafić Hidana w każdym
momencie, ale z jakiegoś powodu tego nie robił. Spychał go coraz
bardziej do tyłu, ale poza tym raczej się z nim bawił, niż walczył na
poważnie.
Na chwilę znieruchomieli, gdy szermierz
zablokował zręcznym ciosem wszystkie trzy noże śmiercionośnej kosy.
Hidan pocił się i napierał z całych sił na jego broń, ale nie mógł
przeważyć oporu. Baala widziała, jak obcy umiejętnie okręca ostrze, a
potem wykonał gwałtowny, krótki ruch - i kosa wymknęła się siwusowi z
rąk, upadając kilka kroków dalej, na mokrą trawę.
- Sukinsyn! - syknął Hidan i sięgnął za połę płaszcza, wyciągając stamtąd zamaszyście krótki, ostry dziryt. - Zdychaj!
Pchnął z całych sił - ale nieznajomy lekko odsunął się na bok, tak że dziryt ledwie musnął jego słomiany płaszcz.
- O kurw...
Rozległ się brzęk, szpikulec pofrunął w powietrze, zawirował od siły
uderzenia i podzielił los kosy. Hidan rzucił się za nim, schylił się i
już podnosił się z tryumfalnym uśmiechem, kiedy... obcy pojawił się tuż
przed nim i kopnął go prosto w twarz.
Dziewczyny
obserwowały, jak korpus Hidana przechylił się do tyłu, jego ręce
ślamazarnie, jak na spowolnionym tempie, rozłożyły się na boki, a całe
ciało poleciało w dół... a za nim były schody, te same schody, po
których wczoraj tak długo wchodzili, te koszmarne, długie schody, o
wąskich i wysokich stopniach, schody, na których potknięcie się mogło
być śmiertelnym błędem.
Podbiegły do brzegu urwiska,
przypadły do krawędzi i spojrzały w dół, na podskakujące na stopniach
jak wór ziemniaków ciało Hidana, słyszały jeszcze jego urywane
przekleństwa i krzyki bólu, widziały, jak kończyny wykrzywiają się pod
nienaturalnymi kątami. A potem stawał się coraz mniejszy i mniejszy, aż
zniknął w porannej mgle.
Zwisały tak nad przepaścią, niezdolne wydobyć z siebie choćby słowo.
- Chyba długo będzie tak spadał, co?
Baala podskoczyła w miejscu, a Erika aż pisnęła z zaskoczenia. To
nieznajomy szermierz stał tuż za nimi, przyglądając się bez emocji mgle,
w którą wtoczyło się bezwładne ciało Hidana. Jedną ręką unosił nieco
rondo kapelusza, by mieć lepszy widok. Na jego twarzy nie było już
tamtego chłodnego, bezlitosnego wyrazu, znów wyglądał jak sympatyczny
włóczęga. Uśmiechnął się lekko, jakby do siebie, i cofnął się znad
krawędzi.
- Życzę miłego dnia. Panie wybaczą, ale trochę mi się spieszy.
Uniósł dłoń na pożegnanie, ale już się nie odwrócił - poszedł w swoją
stronę, a oszołomione dziewczyny odprowadzały go wzrokiem. Wszystko
stało się tak szybko, ledwo co się obudzili, a Hidan już nie żył,
zepchnięty ze schodów przez obcego mistrza-szermierza. Kto to był?
Baala ocknęła się jako pierwsza. Teraz nie było już wyboru - musiały
uciekać, zanim wróci Kakuzu, bo jak niby wytłumaczą mu się z tego, że
połamany Hidan leży martwy na samym dole tych koszmarnych schodów?
- Erika. Wynosimy się. Natychmiast.
O to chodziło jej od samego początku, ale czuła się jakoś nieswojo.
Bądź co bądź, nie życzyła Hidanowi tak nieprzyjemnej śmierci. A już
nawet zaczynała go lubić...
*
Prześladowało
go przeczucie, że stało się coś niedobrego. W życiu zazwyczaj nie
kierował się intuicją, wolał żelazne fakty, ale tym razem nie mógł
powstrzymać myśli, że coś jest bardzo, bardzo nie tak. A widok zapadłej
świątyni deszczu tylko go w tym utwierdził.
Nie podobała
mu się panująca tu cisza. Hidan i dziewczyny musieli się już obudzić,
więc spodziewałby się jakiegoś rabanu, hałasu, czegokolwiek - przecież
ten siwy półgłówek nie potrafił chwili usiedzieć w spokoju. Co tam się
stało...
Zajrzał do wnętrza pagody, ale była całkowicie
pusta. Pozostały jedynie kałuże na podłodze i ślady wilgoci. Chyba nie
poszli go szukać? Zajęło mu to trochę dłużej, niż przypuszczał, ale
Hidan powinien był się domyślić, że mają czekać.
Wyszedł z
powrotem na zewnątrz, kalkulując, co powinien w tym momencie zrobić.
Być może Okamura i ta druga spróbowały ucieczki, a Hidan puścił się za
nimi w pogoń. Przyjrzał się trawie, by dostrzec jakieś tropy. Coś
błysnęło jasno w słońcu - okazało się, że to trójzębna kosa. Ten głupiec
porzucił swoją świętą broń? Co za nierozwaga. A może doszło do walki?
Zaklął w duchu. Czy temu dzieciakowi nie można powierzyć nawet najprostszego zadania?
- ...rwa mać... jak go dorwę...
Zmarszczył brwi, słysząc znajomy głos. Spojrzał w stronę szczytu
schodów, bo zdawało mu się, że to właśnie stamtąd dobiegają
złorzeczenia. Przekleństwa robiły się coraz głośniejsze.
- Niech ja go dopadnę... kurwa.... flaki wypruję... będzie wył w kałuży własnej, kurwa, krwi...
Odczuł przypływ wściekłości, dzikiej furii, którą ledwie udało mu się
opanować. To niewątpliwie był Hidan. Tak, to był Hidan, i powinien mu
teraz odciąć jego pusty łeb za to, że spieprzył robotę na całej linii.
Nad krawędzią schodów ukazała się siwowłosa głowa. Nie wyglądała tak
porządnie i gładko jak zazwyczaj, przeciwnie, była jakaś fioletowa, z
rdzawymi plamami tu i ówdzie. Potem wynurzyła się reszta ciała w
pomiętym, zakurzonym płaszczu. Ten nędzny widok ani trochę nie złagodził
gniewu Kakuzu.
- Coś... ty... z sobą... zrobił? - wycedził przez zęby, ledwo nad sobą panując.
Hidan przystanął i spojrzał na niego ze zdumieniem. Zaraz potem
zmarszczył brwi, a na poobijanej twarzy pojawił się wyrzut.
- To przez ciebie, Kakuzu! Polazłeś chuj wie dokąd, a w tym czasie ten jebany przybłęda...
- Jaki przybłęda? Zresztą, nieważne. Okamura ci uciekła, i ta druga
też. Jeżeli ich nie złapiemy, osobiście wypruję ci wszystkie flaki. - Aż
się trząsł z wściekłości. Rzucił Hidanowi ostatnie, niechętne
spojrzenie. - I popraw sobie głowę.
Hidan, którego
łepetyna tkwiła przekrzywiona na karku, sięgnął do głowy i siłą ją
przekręcił, aż chrupnęło. Teraz przynajmniej trzymała mu się prosto.
- Jasne - odburknął ponuro.
Rozdział jak zwykle cudowny i długi, chociaż nadal mi mało. Nie będę po raz kolejny wspominać jak bardzo kocham twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńA propos rysunków pamiętam, że rysowałaś jakiś taki mały komiks. Nie jestem pewna, ale chyba był tam pan z parasolem i szczęśliwa chmurka.
Głównie to mi utknęło w pamięci. I mam pytanko. Czy masz może jeszcze ten komiks?
Z góry dziękuję, pozdrawiam i czasu na pisanie życzę c:
Hmm, myślałam nad tym i myślałam, ale nie pamiętam żadnego takiego komiksu. Być może pomyliłaś mnie z kimś innym, bo naprawdę nic nie przychodzi mi na myśl.
UsuńA dziękuję, dziękuję :D Ha, to chyba był najdłuższy ze wszystkich dotychczasowych rozdziałów, a i tak zresztą mógłby być dużo dłuższy, gdybym się nie pohamowała. I pomyśleć, że kiedyś pisząc Czerń miałam skrupuły przy trzynastostronnicowych rozdziałach :P
Trafiłam na bloga przez przypadek, rozpoczęłam czytanie i nawet nie wiadomo kiedy, dotarłam tutaj. Zdecydowanie znalazłam swojego faworyta na blogosferze. Uwielbiam Baalę i Erikę, są takie naturalne, tak różne, a jednak potrafią ze sobą egzystować. Podoba mi się to, że Baala, mimo wszystko zachowała trzeźwy umysł i nie porzuciła swoich planów związanych z ucieczką. Takiego elementu jak tutaj brakuje większości blogów o podobnej tematyce, gdzie zazwyczaj główna bohaterka/bohaterki ulegają Akatsuki, zmieniają ich charaktery i w gruncie rzeczy przestępcy stają się uroczymi misiaczkami i ciepłymi kluskami. Wątek z Kuro jest naprawdę dobrze poprowadzony. Nie robisz z niego jakiegoś niewiarygodnego psychola, tym samym staje on się postacią wiarygodną i czytelnik nie traktuje go jako kolejną ''przeszkodę'' na drodze do tró miłości bohaterki i jej marzeń. Osobiście bardzo zainteresowałaś mnie jego osobą, jestem ciekawa jak rozwiążesz jego wątek. Na koniec dodam, coś co na pewno już wiesz. Masz wspaniały styl pisania, czyta się lekko i płynie, a barwne opisy dodają tylko uroku.
OdpowiedzUsuńSię rozpisałam ;) No nic, pozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejne rozdziały.
Dziękuję! Ba, co do Kuro mogę zapewnić, że będzie działo się naprawdę sporo :D
UsuńWitam w klubie ;D
UsuńRozdział długi, który satysfakcjonuje mnie w 100%;)
OdpowiedzUsuńAkcja z każdym rozdziałem nabiera tempa i z Tobą się nie da nudzić;)
Życzę duuuużo weny i pomysłów i radości z tego co tworzysz^.^
Pozdrawiam serdecznie __Ayna__
No to się cieszę, że się podoba ^^ Dzięki!
UsuńYES! *zwycięski gest ręką*
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać nowego rozdziału, a brak internetu mi bynajmniej nie pomagał -3-
Ale przejdźmy do rzeczy...
Już sam początek mnie powalił (Ohh Erika...), później te schody i narzekania zombiaka XD
Bezcenne.
Finał mnie urzekł.
No i ciekawi mniestrasznie co to był za wojownik...
*tombs up* good job!
~Karolina
PS Dzięki za długość ^^
Jak to dobrze mieć czytelników, którzy nie narzekają na długie rozdziały ;D A, btw, dzięki za nagrodę ;)
UsuńHeh im dłuższe, tym lepsze xP
UsuńCała przyjemność po mojej stronie :3
To jak to leciało? 9 ocen bdb i jedna db+ w onetowskiej wersji. Dziewczyno, masz polot. Tak, zerknęłam z ciekawości na onetka. Bardziej z nostalgii, ale... Chciałam sprawdzić kilka starych tekstów. Tak o! (ಠ⌣ಠ)
OdpowiedzUsuń:) Przeczytałam fragment o miśku Ciapku i jakoś mi tak cieplej na sercu.
Ten rozdział to kolejna perełka, nawet nie odczułam, że był dłuższy od poprzednich.
Ej, ten komentarz, o tam (°ロ°)☝, Lys andry jest bardzo trafny. Rzeczywiście, wielkie miłości w opowiadaniszczach z Aka w roli głównej zwykle wyglądają właśnie tak. Kiedy tak o tym pomyślę to jest to sama prawda.
Ogromny plus za opis deszczu, bo był w cholerę realistyczny i nie miałam żadnych trudności z wczuciem się w atmosferę. Tym bardziej, że ulewy są przepiękne. Burze? Jeszcze piękniejsze.
Ah, chyba moja dawna miłość do Kakuzu przeżywa swój renesans. On jest tak cholernie wiarygodny, że to mógłby być kanon! Pozostaje mi przeczytać kolejny rozdział i podziwiać jego dalsze losy.
To trochę smutne, joł? Naruto to było dla mnie anime, które skupiało się na garstce głównych bohaterów, moralitetach o przyjaźni, dwóch-trzech antagonistach i OCZYwiście Sasuke! Czemu nikt nie miał ochoty przedstawiać inne postaci? Dlaczego?
No spoko, to nie jest One Piece.
To jest takie smutne. Nikt nie roztkliwiał się nad duetem KakuxHidan, a szkoda. Byli sobie i pomarli. ๏̯๏
<3
Ciapek, ach, miało się kiedyś te jazdy. (Ale w tej wersji pewnie też się pojawi, nie odmówiłabym sobie nazwania takiego starego, wycofanego dziada jak Kakuzu Ciapkiem.)
UsuńNo fakt, trzeba przyznać, że świat Naruto miał ogromny potencjał... który można było wykorzystać tak, jak Oda, i stworzyć coś naprawdę niesamowitego. Pamiętam ten hype, z jakim oglądałam odcinki o Zabuzie, egzaminie na chuunina, Piątkę Dźwięku... Wtedy autor jeszcze się interesował postaciami innymi niż Naruto i Sasuke. Ale Kakuzu i Hidan to tak po macoszemu zostali potraktowani, że aż boli :<