ROZDZIAŁ V: PANOPTIKUS
Objęło ją przenikliwe, drażniące zimno, gdy z głośnym pluskiem
uderzyła w ciemną taflę. Skwierczenie dopalających się kukieł
natychmiast zostało przytłumione przez głuchy, intensywny szum, jaki
rozbrzmiał w uszach. Baala otworzyła oczy, ale nie zobaczyła nic poza
ciemnością, nieznacznie rozrzedzoną blaskiem zaimprowizowanej pochodni,
którą zostawiła na brzegu.
Niedaleko przed sobą, w dole,
dostrzegła jaśniejszą toń. Domyślając się, że może być to wydrążony pod
skalną ścianą tunel, zamachała mocno nogami, tnąc wodę. Serce tłukło się
nieprzyjemnie o żebra, tak mocno, aż zaczęła się obawiać, czy nie
wyskoczy z piersi. Rozgarnęła rękoma masy wody; im bliżej była miejsca, o
którym myślała, że znajdzie tam wlot zalanego korytarza, tym robiło się
coraz ciemniej, choć wytrzeszczała w ciemność oczy. Niespodziewanie
natrafiła dłońmi na skałę, przesunęła palcami po chropawej, porowatej
powierzchni, po chwili znajdując pustą przestrzeń. Rzeczywiście był to
tunel, wyczuwała w wodzie kamieniste brzegi otworu.
Uchwyciła się wypustek w nierównej skale i wpłynęła do wąskiej
gardzieli. Czuła nacisk na płucach, coraz silniejszy, i zaczęła się
obawiać, czy starczy jej powietrza na dotarcie do powierzchni. Na chwilę
zdusił ją strach, ale szybko odrzuciła od siebie złe myśli. Już za
daleko zaszła, by to wszystko miało się tak skończyć.
Zdawało jej się, że masa wody z przodu jest nieco jaśniejsza, niż
wcześniej, była w stanie też dostrzec jej zielonkawy, nieprzyjemny
odcień. Tunel prowadził teraz pod górę, co Baala przyjęła z ulgą, i
rozszerzał się coraz bardziej, aż była w stanie odgarniać wodę rękoma na
boki. Rozejrzała się; przed twarzą przepłynęły powoli włosy,
odsłaniając widok na oddalającą się ścianę tunelu.
I
wreszcie - korytarz nagle się skończył. Baala wpłynęła do dużego
zbiornika wodnego, większego od swego odpowiednika po drugiej stronie. Z
całą pewnością akwen znajdował się w kolejnej jaskini, ale oświetlonej w
jakiś sposób: poprzez toń Baala mogła dostrzec kolbiaste dno,
porośnięte łanami moczarek i glonów, a także falujące leniwie,
przypominające fantastyczne podwodne rośliny snopy blasku, barwy
świetlistej, zimnawej zieleni.
Nie traciła jednak czasu na
kontemplowanie tego niesamowitego widoku. Natychmiast skierowała się w
górę, bo ucisk w płucach stał się bolesny i powoli kończyło jej się
powietrze. W górze, tak, zdawałoby się, niedaleko, widziała kołyszące
się cętki światła...
Coś śliskiego otarło się o jej nogę.
Baala gwałtownie obróciła się w wodzie, a splątane włosy znów
przesłoniły jej twarz. Miała wrażenie, że coś ciemnego przemknęło
niedaleko jej głowy, śmignęło tak szybko, że nie była pewna, czy
rzeczywiście coś zobaczyła.
A sekundę później poczuła,
jakby w jej kostkę wpił się rząd ostrych igieł. Odruchowo chciała
krzyknąć i otworzyła usta, tracąc część cennego powietrza. Zamachnęła
nogą, znowu zobaczyła ciemny, podłużny kształt, który jak błyskawica
poruszał się w wodzie, niknąc jej z pola widzenia.
Sięgnęła do kabury na udzie, ale dopiero gdy natrafiła palcami na puste
wnętrze przypomniała sobie, że jedyny kunai pozostał w sali z
marionetkami. Zaklęła w duchu i zdwoiła wysiłki, by dotrzeć do
powierzchni, ale w tym momencie nastąpił kolejny atak.
Skrzywiła się, czując ostry ból w ramieniu. Zdążyła odwrócić głowę na
czas, by zobaczyć wgryzioną w ramię paszczę czegoś, co wyglądało jak
niekształtna, zdeformowana ryba. Istota miała spłaszczoną, szeroką
głowę, której większość zdawały się zajmować długie i wąskie,
przypominające igły zęby. Baala szarpnęła ręką z obrzydzeniem, a
potworek oderwał się od niej, ciągnąc za sobą czerwone smugi krwi.
Ryba wykonała ostry zwrot i rzuciła się na dziewczynę. Baala niemal w
ostatniej chwili zdołała zasłonić twarz, a szpikulce kłów wpiły się pod
łokciem. Machnęła na oślep drugą ręką i zdołała trafić rybę w bok jej
paskudnego łba, odganiając ją od siebie. Praktycznie nie miała już
powietrza i czuła, że się dusi, na głowę i płuca napierało ciśnienie,
musiała dotrzeć do powierzchni...
Zobaczyła kolejny cień,
wynurzający się spod jednego z kamieni na dnie i płynącego w jej stronę.
Zapewne zwabiła go woń krwi, bo czerwone smugi rozpływały się w wodzie
jak pasma dymu. Gdy druga ryba była już blisko, Baala rozpaczliwie
zamachała nogami, i przypadkiem udało jej się ją kopnąć prosto w głowę.
Nie patrzyła, co będzie działo się dalej, liczyło się tylko nabranie
oddechu. Włożyła wszystkie siły w gwałtowne ruchy rąk i nóg, coraz
wyżej, coraz bliżej, już prawie...
Przebiła głową taflę
wody i głęboko, desperacko zaczerpnęła lodowatego, kłującego w gardło
powietrza. Powietrze! Co za cudowne uczucie!
Mokre kosmyki
włosów zachodziły jej na twarz i wpadały do ust. Splunęła parę razy, by
się ich pozbyć, i rozejrzała dookoła. Niedaleko widniał kamienisty
brzeg; natychmiast ruszyła w tamtą stronę, by uciec rybom, które na
pewno wciąż ją ścigały. Po paru zamaszystych ruchach dopłynęła do brzegu
i zdołała wygramolić się na drobny żwir. Obejrzała się; za nią, w
wodzie, przez chwilę ryby zataczały koła, jakby poirytowane stratą
ofiary, a potem odpłynęły znów w mroki dna.
Odetchnęła. Już chyba nic gorszego jej się nie może przydarzyć...
- Jest w opłakanym stanie. I bez Okamury.
Gwałtownie obróciła głowę w stronę obcego głosu. W odległości paru
metrów, na szerokim, kamiennym słupie, dostrzegła dwie sylwetki.
Sylwetki w czarnych płaszczach, z czerwonymi chmurami.
Miała ochotę zakląć w głos, ale nie odzyskała jeszcze równego oddechu.
Wdychała przez na wpół otwarte usta zimne powietrze, siedząc na żwirowym
podłożu z pokrwawioną nogą i rękoma, i po prostu patrzyła na Czarne
Płaszcze. Oni stali w bezruchu, przypatrując się jej z wysokości swego
stanowiska.
Z tego, co Baala zauważyła kątem oka, większą
część dużej jaskini zajmowały właśnie takie mniejsze i większe skalne
słupy, jak wbite w ziemię wielkie maczugi. W niektórych z nich - oraz w
pewnych miejscach skalnej kopuły - wydrążono nisze, w których
poustawiane były grupami świece. Rozpuszczający się wosk najwidoczniej
nawarstwiał się od dłuższego czasu, bo w wielu przypadkach posklejał
świeczki w błyszczące bryły, uwieńczone jak torty koronami drżących
płomyków. Powietrze w jaskini było inne niż te w korytarzu, zdecydowanie
świeższe. To oznaczało, że gdzieś niedaleko znajdowało się wyjście.
Wyjście, a wraz z nim - wolność, do której drogę zagradzali jej Czarne Płaszcze.
- I co teraz zrobimy, panie Itachi?
Z powrotem skupiła uwagę na obcych. Zdążyła się już zorientować, że nie
byli to żadni spośród tych, których dotąd spotkała. Głos pierwszego
brzmiał zupełnie obco, a nie przypominała sobie, by słyszała wcześniej
imię, którego użył. Stali na tyle wysoko, by ich twarzy nie dosięgał
blask świec.
Nie miała broni, na dodatek była ranna. Czy
zdoła dobiec do wyjścia? Czakry nie zużyła zbyt dużo, gdyby udało jej
się technikami związać przeciwników w miejscu... ale nie miała bladego
pojęcia, jakimi umiejętnościami dysponowali, a tym razem nie sprzyjał
jej teren. W tej skalistej grocie było zdecydowanie zbyt ciasno - gdyby
tylko chcieli, z łatwością mogliby zajść ją z dwóch stron.
Mokre włosy w nieładzie opadały po obu bokach twarzy, a kapiąca z nich
woda rozpryskiwała się na odsłoniętych przedramionach. Przemoczone
ubrania kleiły się do ciała, wężyki krwi z ran po ugryzieniach spływały
ze strumyczkami wilgoci, rozmazując się w czerwone plamy. Wokół
dziewczyny utworzyła się już niewielka kałuża, i Baala zdawała sobie
sprawę, że musi wyglądać co najmniej żałośnie. Z całą pewnością nie
sprawiała wrażenia godnego przeciwnika.
Drugi z Czarnych Płaszczy, nazwany Itachim, milczał. Skłoniło to jego towarzysza do podjęcia wątku:
- Wygląda na to, że to nie była prawdziwa Okamura. Co w takim
razie z tą drugą? - W jego głosie zabrzmiał lekko szyderczy ton. -
Ostatecznie udało jej się przeżyć.
Baala starała się
dostrzec kątem oka cokolwiek, co pomogłoby jej w walce. Nie chciała
robić zbyt wyraźnych ruchów głową, aby nie sprowokować Czarnych Płaszczy
do działania. Rana na nodze nie była zbyt głęboka, być może udałoby jej
się wstać i podbiec za jedną z kolumn...
W tym momencie usłyszała chłodny głos drugiego z mężczyzn:
- Zabić.
Jak na komendę zerwała się na nogi i od razu zatoczyła się, gdy
zraniona noga ugięła się pod ciężarem ciała. W tej samej chwili pierwszy
Czarny Płaszcz rzucił się do przodu z wzniesioną do ciosu ręką, w
której trzymał coś, co w półmroku groty przypominało wielką maczugę,
może nawet większą od niego samego. Kunoichi zacisnęła zęby, ignorując
ból, i pobiegła w bok, ku najbliższej ze skalnych kolumn. Nie miała
jasnego planu, ale póki była to walka jeden na jednego, mogła
przynajmniej zdezorientować i opóźnić przeciwnika za pomocą ninjutsu...
Obejrzała się za siebie i wciągnęła gwałtownie powietrze, widząc,
że Czarny Płaszcz był dosłownie o parę kroków za nią. Kierowana
instynktem rzuciła się wprzód, na twarde i ostre kamienie obok słupa,
przetoczyła się po nich i kucnęła za jednym z porozrzucanych po sali
głazów. Usłyszała gruchnięcie, a dookoła potoczyły się kawałeczki skał,
gdy przeciwnik uderzył bronią tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała
się jej głowa, trafiając zamiast niej kamienną kolumnę. Przełknęła
ślinę; cios wyrwał w skale głęboką dziurę, tak jakby miał do czynienia z
górą masła.
Czarny Płaszcz wyprostował się, zarzucając olbrzymi oręż na ramię.
- Widzę, gdzie się chowasz - usłyszała jego rozbawiony, drapieżny
ton. - No, zamierzasz się bronić, czy będziemy się bawić w kotka i
myszkę?
Rzuciła okiem na skały po swojej lewej i prawej
stronie. Ucieczka była pozbawiona sensu; dysponując taką siłą, Czarny
Płaszcz mógłby równie dobrze przerąbywać się przez kolumny, zamiast je
wymijać, więc próby zgubienia go zupełnie mijały się z celem. Musiała
wejść w bezpośrednie starcie. Kilka dobrze dobranych technik, jedna po
drugiej, powinny kupić jej trochę czasu...
Wstała,
składając już dłonie do pieczęci. Zaledwie parę metrów przed nią stał
Czarny Płaszcz: teraz, w błyszczącej z nisz poświacie świec, zauważyła,
że jego broń nie była maczugą, ale mieczem, co rozpoznała po rękojeści.
Natomiast szerokie ostrze, owinięte szczelnie pasami materiału, wydawało
się nieproporcjonalnie olbrzymie, jakby było to zanbatō*.
Na więcej spostrzeżeń nie traciła czasu. Na jej widok przeciwnik
przerzucił miecz z ramienia na bok, uchwycił rękojeść obiema dłońmi, by
wyprowadzić potężny cios, i ruszył biegiem w stronę dziewczyny. Baala
złożyła ostatnią pieczęć i zaczerpnęła oddechu.
- Eleme...
Nie zdążyła jednak dokończyć, bo w jaskini rozbrzmiał nagle głośny okrzyk:
- HAJAAAAAA!
W tym samym momencie z jeziorka wyprysnął pod samo sklepienie słup
wody, zraszając Baalę i jej oponenta rzęsistą, wilgotną mgiełką. Czarny
Płaszcz wyhamował gwałtownie i odskoczył do tyłu tak zwinnie, jakby
ogromny oręż, którym operował, ważył nie więcej niż gałąź. Równocześnie
rozległ się głośny, metaliczny brzęk, Baala zauważyła błysk stali w
miejscu, gdzie przed chwilą stał przeciwnik, potem coś śmignęło z
furkotem niedaleko niej, ostatecznie lądując koło jednego z kamieni. W
głaz obok z plaskiem uderzyła jedna z zębiastych ryb. Dziewczyna ledwie
nadążała z obserwacją tego wszystkiego; zanim kolumna wody na powrót
zapadła się z głośnym chlupotem, zdołała w niej dostrzec znajomą
sylwetkę.
- No proszę - stwierdził Czarny Płaszcz z
rozbawieniem. Stał teraz na jednym z niższych słupów, z zabandażowanym
mieczem opartym o podłoże, i przyglądał się wzburzonej powierzchni wody.
Jego twarz wydała się Baali jakaś dziwna, jakby... mało ludzka, ale
było za ciemno i zbyt daleko, by potrafiła rozeznać, skąd brało się to
wrażenie. - Teraz dopiero będzie ciekawie!
Dziewczyna
zwróciła wzrok ku brzegowi jeziorka. Na kamienisty brzeg właśnie
wyczłapywała się, ociekając obficie wodą, Erika. Mokre czarno-zielone
włosy zachodziły kosmykami na twarz, a skąpe ubranie przylegało ściśle
do ciała, przez co dziewucha wyglądała jeszcze bardziej bezwstydnie niż
zwykle.
Kunoichi Trawy - upierdliwa zielonka - Okamura -
wyprostowała się, zatrzepała głową na boki jak otrząsający się z wody
pies, po czym uniosła głowę, spoglądając na Czarnych Płaszczy. W
opuszczonych po bokach rękach trzymała miecze, skierowane ostrzami w
dół, w których Baala rozpoznała oderwane ramiona marionetek z
poprzedniej sali. Erika miała zadziwiająco poważny wyraz twarzy, wręcz
srogi, i był to pierwszy raz, kiedy naprawdę wyglądała jak prawdziwy
wojownik.
Baala przez chwilę nie mogła znaleźć w sobie głosu. Przez moment w grocie panowało milczenie.
- Ty żyjesz! - zawołała w końcu, przypatrując jej się w
osłupieniu. Erika nie tylko żyła, ale wyglądała nawet na zupełnie
niedraśniętą. Przecież ostrza były zatrute, sama to widziała!
Erika obróciła ku niej twarz, zachwiawszy się lekko. Sprawiała
wrażenie nieco pijanej - po paru sekundach jej twarz rozjaśnił szeroki
uśmiech, jakby dopiero teraz rozpoznała Baalę.
- Baala! No pewnie, że żyję. A niby czemu miałabym nie żyć? Jestem za silna, żeby tak po prostu umrzeć, nie?
Zbliżyła się, ale nie podeszła do towarzyszki, tylko do trzeciego
ostrza wyrwanego z jednej z kukieł, tego samego, którym rzuciła
wcześniej w stronę Czarnego Płaszcza, gdy ten szarżował na Baalę.
Włożyła rękojeść sobie do ust, w poprzek, a tamte dwa skrzyżowała na
wysokości piersi, i uniosła głowę w kierunku przeciwników.
- Szczeżcie się! Ja, Erika Okamura z Wioszki Trawy, pszybyłam! Ha, nie wieżeliszcie, sze jesztem taka szuper, szo?
Baala naniosła poprawkę na wrażenie sprzed minuty - Erika
zdecydowanie w niczym nie przypominała prawdziwego wojownika. Zwłaszcza
teraz, w tej dziwacznej, semi-szermierczej pozie, z trzema mieczami, w
tym jednym w ustach. Z tyłu wyglądało to tak, jakby z boku głowy wyrosła
jej klinga.
Zielonka chyba wyczuła jej zdziwione spojrzenie, bo obejrzała się na nią i rzuciła porozumiewawczym tonem:
- Szpoko, wiżiałam to w telewiżji.
Baali wcale to nie uspokoiło. Czarni Płaszcze wymienili między sobą parę słów, których nie dosłyszała. A potem...
Potem na środku sali znikąd pojawił się gigantyczny wąż o
rozdętym, błyszczącym od śluzu cielsku. Był tak ogromny, że zdawał się
wypełniać sobą większą część wolnej przestrzeni. Wężowe sploty z
szelestem prześlizgiwały się między kamiennymi kolumnami, jak lejące się
leniwie strumienie zastygającej lawy, a błyszczące fioletem łuski
zgrzytały o skałę. Wielki, trójkątny łeb unosił się w górze, niemal
szorując po sklepieniu jaskini. Długi, rozwidlony czarny język
zatrzepotał w powietrzu, i Baala poczuła przypływ obrzydzenia. Wielkie
jak okno, wypukłe ślepie okręcało się w oczodole, aż w końcu - czarna
źrenica skierowała się wprost na nią.
Kierowana instynktem
rzuciła się do tyłu, a wielki łeb wystrzelił, uderzając w ziemię zaraz
obok. Siła uderzenia była tak wielka, że cała jaskinia zadrżała w
posadach. Baala, kulejąc na zranioną nogę, próbowała odbiec jak
najdalej. Przypadła do chłodnej kolumny; ręce jej drżały, osłabione
utratą krwi, opierała się też już tylko na zdrowej nodze, by nie
przeciążać tamtej. Usłyszała przeciągły, głośny syk, i chrapliwy
szelest, gdy wąż przesuwał swoje paskudne cielsko po kamieniach, chyba -
sądząc z odgłosów - miażdżąc je swym ciężarem.
Skąd to
bydlę się wzięło?! I jak miała z tym walczyć? Wyjrzała zza kamienia. Gad
rozglądał się za nią z na wpół otwartą paszczą, której wnętrze, miękkie
i różowawe jak ciało małża, wieńczyły cztery blade, omdlewająco długie
kły. Na ich widok Baali zrobiło się słabo; jeden taki kieł zdawał się
dorównywać wielkością niektórym spośród kamiennych słupów. Wąż tych
rozmiarów z łatwością pochłonąłby na pojedynczy posiłek całe stado krów.
Zdusił ją strach. To niemożliwe, żeby poradziła sobie z bestią
takich rozmiarów, nawet jeśli użyje ognistych technik, to jeśli to bydlę
jest przywołańcem, będzie bardziej odporne na płomienie niż zwykłe
zwierzę. Z łatwością może ją zdusić w splotach, zmiażdżyć samą swoją
masą, to...
- Baala? - Jak przez mgłę dosłyszała zdziwiony głos Eriki. - Co ty robisz?
- A jak ci się wydaje?! - odkrzyknęła, poirytowana jej tępotą. Czy
nie widzi tego gigantycznego węża, który ledwo mieści się w jaskini?! -
Próbuję nie dać się zjeść! Zróbże coś!
- Eee, zjeść?
Dziewczyna nie słuchała już dłużej. Zmusiła się do wysiłku i
wybiegła z kryjówki, słaniając się na zranionej nodze. Niemal natychmiast
podniósł się głośny syk, a kilkaset kilogramów żywej masy śmignęło jej
nad głową, gdy gad smagnął ogonem jak biczem, roztłukując kolumny niczym
kula kręgle. Baala padła na ziemię, obtłukując sobie kolana i łokcie,
ale na szczęście żaden z walących się słupów na nią nie spadł.
Syknęła przez zaciśnięte z bólu zęby i jeszcze raz wstała. Nie
zamierzała się poddać, nie teraz, kiedy to cholerne wyjście było tak
blisko!
Pobiegła wzdłuż łuskowatej ściany napuchłego
cielska. Sploty sunęły z szelestem po skalistym podłożu, mieniąc się w
wahliwym błysku świec jak ogromny, płynny opal. Baala poczuła napływ
świeżego powietrza z przodu, i zebrała wszystkie siły, by przyspieszyć.
Obejrzała się przez ramię - i, ku swojej zgrozie, zobaczyła niedaleko
Erikę, która nie dość, że wcale nie próbowała się schować, to jeszcze
stała tyłem do gigantycznego gada, patrząc na nią ze zdziwieniem.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła i wbrew sobie wyhamowała. Za
plecami zielonki obróciły się pokryte łuskami sploty, wygięła się długa
szyja i - raptem kilkanaście metrów dalej - płaski, trójkątny łeb
zwrócił się w stronę Okamury, a rozdwojony język zatrzepotał w
powietrzu. Na tle tego potwornego, ogromnego pyska sylwetka Eriki
wydawała się drobna niczym lalka. - Uważaj!
Erika
nawet nie drgnęła. Baala zaklęła i, powodowana bardziej odruchem niż
rozsądkiem, zawróciła w jej stronę, chwyciła za ramię i pociągnęła w
bok, za jedną z kolumn. Zielonka pozwoliła się prowadzić - wciąż z
wypisanym na twarzy cielęcym zdziwieniem - ale z własnej strony nie
czyniła żadnych wysiłków.
Rozległo się głośne szurnięcie, a
potem jakby poirytowany syk, coś kłapnęło; to wąż przypuścił
błyskawiczny atak, ale jego paszcza chwyciła już tylko powietrze. Baala
pchnęła Erikę głębiej za kolumnę, a sama oparła się plecami do słupa i
wyjrzała zza niego, by nie spuścić gada z oczu. Ta bestia musi mieć
wrażliwy węch, na pewno zaraz je wyczuje...
- O co ci chodzi? - usłyszała zdezorientowany głos Eriki.
- Jak to o co? O tego węża, do cholery!
- Jakiego węża?
Jak na komendę gadzi łeb obrócił się w ich stronę. Baala poczuła
zimną falę strachu, widząc rozwierającą się paszczę i wynurzające się z
różowawej masy spiczaste kły, spomiędzy których wypływał opasły, czarny
jęzor. Złożyła dłonie i wykonała szereg pieczęci szybciej, niż
kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu.
- Element ognia: Ściana tysiąca płomieni!
Lewą ręką wykonała zamaszysty ruch, jakby roztaczała przed sobą
jakąś płachtę. W ślad za jej dłonią w górę buchnęły płomienie, dmuchając
w twarz żarem, tak jasne, że na moment w jaskini wszystko zdało się
zniknąć w ich ostrym blasku. Wąż zasyczał wściekle i cofnął łeb; Baala
mogła dostrzec, jak całe jego cielsko gwałtownie się sprężyło. Ognisty
mur, wysoki niemal jak sama grota, a szeroki na parę metrów, oddzielił
ją od gada.
Dziewczyna cofnęła się na ugiętych z wysiłku
nogach, coraz mocniej kulejąc, i otarła spoconą od żaru twarz.
Zesztywniały wąż przez chwilę się nie poruszał, przypominał wykuty w
ogromnej skale posąg, potem jednak pomału, płynnym ruchem przesunął łeb w
lewo... i w prawo... kołysał się, nie spuszczając z niej oczu, a
rozwidlony język trzepotał bezgłośnie w powietrzu. Jego obraz drżał i
falował za zasłoną gorącej masy powietrza.
W tym momencie
ktoś uchwycił ją z tyłu mocno za nadgarstek, obracając ku sobie. Niemal
nie rozpoznała twarzy Eriki. A gdy już wiedziała, że to ona, i otwierała
usta, by ją zwyzywać za głupotę - dostała otwartą dłonią prosto w
twarz.
Pod wpływem siły ciosu głowa odskoczyła jej na bok,
a policzek zapiekł wściekle. Spojrzała ze zdumieniem na Erikę,
odruchowo sięgając dłonią do twarzy, by rozetrzeć miejsce uderzenia.
Zielonka patrzyła na nią jakby ze złością, ale jednocześnie obawą, jak
gdyby sama przestraszyła się tego, że ją uderzyła.
- Co to miało być? - wykrztusiła Baala tępo.
- Żebyś się obudziła. Tu nie ma żadnego węża! Rozejrzyj się!
Baala automatycznie powiodła dookoła otumanionym spojrzeniem.
Kamienne kolumny znów stały na swoich miejscach - właśnie, kiedy
upadały, nawet nie wzbiły tumanu pyłu, to dziwne - wszystko wydawało się
być na swoim miejscu... Przypomniała sobie o wężu i obróciła się
gwałtownie. Za murem języków ognia widziała tylko naprzeciwległą ścianę
jaskini. Ani śladu po gadzie.
Zamrugała, zupełnie ogłupiała. Co jest grane?
- To znowu była jakaś iluzja - wtrąciła zielonka. - Patrz tam!
Baala uniosła głowę. Na jednym z kamiennych słupów stali w
bezruchu Czarne Płaszcze, jak dwa posągi wykute w ciemnym marmurze.
Wstrząsnął nią dreszcz. Przez cały ten czas, gdy ona uciekała przed
halucynacyjnym wężem, oni po prostu stali i tak na nią patrzyli?
Erika podniosła z ziemi dwa miecze od kukieł - Baala nie miała
pojęcia, gdzie podział się trzeci - i przyjęła, w jej mniemaniu zapewne,
pozycję bojową: ugięła kolana i wyciągnęła ostrza przed siebie. Nie
ulegało wątpliwościom, że w fechtunku była równie sprawna, jak w
niepakowaniu się w kłopoty.
- No proszę - stwierdził ten
Czarny Płaszcz, który posługiwał się wielkim, zabandażowanym mieczem. -
Prawdziwa, autentyczna Okamura! Rzadki widok, prawda, panie Itachi?
Czyli wszystko poszło zgodnie z planem?
Już wcześniej
wspominali o nazwisku rodowym Eriki, to Baala pamiętała. Więc faktycznie
zielonka jej nie okłamała. Ale co było w niej takiego szczególnego, że
zorganizowali całą tę szopkę? Gdyby chodziło im o okup, raczej zadbaliby
o to, by zakładnikowi nie stała się żadna krzywda, a Erika była całkiem
bliska śmierci, tam, w sali z marionetkami.
I co z tym wszystkim miała wspólnego ona - zwykły, niewyróżniający się pośród mas sobie podobnych najemnik?
- Jesteśmy członkami organizacji "Akatsuki" - odezwał się drugi
Czarny Płaszcz, kierując te słowa wyraźnie do dziewczyn. Miał młody,
obojętny, nawet dość chłodny głos. - Śledziliśmy cię, Eriko Okamura,
ponieważ zależy nam na tymczasowej współpracy z tobą.
Baala zwróciła wzrok na Erikę. Ta zrobiła oszołomioną minę i potrząsnęła
głową, jakby chciała dać jej do zrozumienia, że nic jej nie łączy z
tymi wariatami.
Cichy szelest skłonił Baalę, by wrócić
spojrzeniem do Czarnych Płaszczy. Na chwilę zabrało jej dech, gdy
zobaczyła, jak Czarny Płaszcz rozpada się w gromadę kruków, które
rozleciały na wszystkie strony, sfrunęły w dół, niedaleko dziewczyn, i
tam na powrót zlały się w ludzką sylwetkę. Zamrugała,
powstrzymując chęć przetarcia oczu, bo nie była pewna, czy rzeczywiście
zobaczyła to, co zobaczyła. Kolejne iluzje?
Tymczasem jego
towarzysz zeskoczył z kolumny, dźwigając na ramieniu swój potężny oręż,
i bez pośpiechu podszedł do kompana. Stali teraz naprzeciwko dziewczyn,
w zasięgu blasku świec bijącego ze skalnych nisz. Prezentowali się nie
mniej dziwaczne, niż ich poprzednicy: mistrz Sosori, Daidrara,
wypacykowany Hidan i ten ostatni... Kakuzu.
Ten, który
zmienił się w kruki, był jeszcze młodym mężczyzną o czarnych włosach.
Część jego twarzy zasłaniał wysoki kołnierz płaszcza. Czoło osłaniała
opaska z przekreślonym symbolem Wioski Liścia. Spojrzenie jego ciemnych
oczu było zupełnie beznamiętne, pozbawione jakichkolwiek emocji, w
pewien sposób niepokojące swym brakiem wyrazu. W gruncie rzeczy wyglądał
jednak zupełnie normalnie. Co innego jego towarzysz - teraz Baala już
rozumiała, co jej nie pasowało w jego wyglądzie.
Drugi
Czarny Płaszcz miał twarz przywodzącą na myśl pysk rekina. Okrągłe,
wyłupiaste oczka podkreślały czarne kreski pod dolnymi powiekami, niby
szpary skrzeli. Płaski nos i szerokie, jakby pozbawione warg usta, które
odsłaniały rząd spiczastych zębów, uzupełniały tę kwadratową głowę o
kanciastej szczęce. Skojarzenia z rekinem potęgował dziwaczny,
niebieskawy odcień skóry. On również nosił przekreśloną opaskę, ale z
symbolem Mgły. Włosy sterczały ku górze niczym - Baala uśmiechnęła się
kwaśno kącikiem ust - płetwa. Rekiniasty dodatkowo odznaczał się
słusznym wzrostem - jego kompan, który sam zresztą był przeciętnego
wzrostu, sięgał mu zaledwie do ramienia.
- Musieliśmy się
upewnić - kontynuował Kruk, jak o nim myślała Baala z braku lepszego określenia - że rzeczywiście mamy do czynienia z Okamurą. Teraz już w to
nie wątpimy. Poza tym pozwoliliśmy sobie sprawdzić, jak radzicie sobie w
walce i w trudnych sytuacjach.
Ach, tak? Więc to był
test? Baali coraz mniej podobało się to wszystko. Chyba by już wolała,
by Czarne Płaszcze okazali się zwykłymi szaleńcami, niż szaleńcami z
planem.
- Początkowo chodziło nam tylko o Okamurę, ale po
raportach od Deidary i Sasoriego uznaliśmy, że wasz potencjał jako duetu
jest godny rozważenia.
- O co wam chodzi? Czego chcecie? -
wypaliła Erika. Baala nawet by się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że
zielonka w ogóle nie słuchała jego przemowy.
Krukowi nawet nie drgnęła powieka. Odparł spokojnie:
- Wykonacie dla nas jedno zadanie. To wszystko.
Na moment zapadła cisza. Baala nie zdążyła jednak pomyśleć nad jego słowami, gdy natychmiast padła odpowiedź Eriki:
- Nie.
Zielonka nieoczekiwanie zamachnęła się, rzucając jednym ostrzem w
Czarne Płaszcze, a potem chwyciła zdumioną Baalę za rękę i pociągnęła za
sobą do tyłu. Zanim ta się zorientowała, już biegły jak szalone przez
galerię skalnych kolumn, zostawiając Płaszcze w tyle. Jedno musiała
przyznać - Erika była bardzo szybka w negocjacjach. Błyskawiczna wręcz.
- Mamy jakiś plan?! - krzyknęła do niej, oglądając się przez
ramię, by zobaczyć, czy tamci je gonią. W tej samej chwili zraniona noga
wreszcie osiągnęła swój limit i się pod nią ugięła.
Przewróciła się na ziemię, dość boleśnie wyrzynając się o kamienne
podłoże. Erika mimowolnie puściła ją, wyhamowała dwa metry dalej; przez
chwilę jakby nie rozumiała, co się stało, a potem jej wzrok padł na
czerwony od krwi materiał spodni. Podeszła do niej i kucnęła, wyciągając
rękę, ale Baala odsunęła się, obrzucając ją podejrzliwym spojrzeniem.
Starała się nie marszczyć za bardzo, by zielonka nie dojrzała na jej
twarzy tłumionego bólu.
- Co ty chcesz zrobić?
- Nie bój żaby, znam się trochę na medycznym jutsu - odparła Erika
lekkim tonem. - W końcu siebie też podleczyłam, nie? - wyciągniętym
kciukiem wskazała do tyłu, mając na myśli plecy. Faktycznie, przecież
była naszpikowana tymi nożami jak kaktus igłami... ale Baala jakoś nie
mogła się zmusić, by poczuć do zdolności zielonki choć krztynę zaufania.
- No, nie rób scen, nie ma na to czasu!
Dziewczyna
zacisnęła więc zęby i posłusznie nie ruszała się, kiedy "koleżanka"
przystąpiła do pracy. Wyciągnięte dłonie zajaśniały nieznacznie, jakby
rozświetlone od wewnątrz, kiedy przesuwała nimi nad jej nogą. Baala
oglądała się nerwowo, kiedy wreszcie pokażą się Czarne Płaszcze.
Przecież na pewno ruszyli w pościg. Czy nie powinni już tu być?
- Dobra! Ręce też masz zranione... ale chyba nie tak mocno, krew już nawet nie leci... potem ci to opatrzę... wstawaj!
Erika pomogła jej stanąć na nogi. Rzeczywiście miała jakieś
pojęcie na temat medycznego jutsu; rana zasklepiła się, choć Baala
podejrzewała, że przy zbyt dużym wysiłku znowu pocieknie jej krew. Nie
zniwelowała też bólu, ale na to dziewczyna już nie zamierzała narzekać -
wystarczało, że znów mogła iść, a nawet biec, co prawda kuśtykając, ale
jednak biec.
Zmierzały w stronę wyjścia, Baala czuła to
po świeżym powietrzu na twarzy, tak jak wtedy, gdy umykała przed
iluzorycznym wężem. Dosłyszała coś - wiedziona instynktem zatrzymała się
i przytrzymała Erikę, a tuż przed nimi z gruchotem wylądował
obandażowany miecz razem ze swoim właścicielem. Rekiniasty trzymał
olbrzymią broń opartą czubkiem o ziemię. Uśmiechnął się do nich
złowrogo, niemal szaleńczo, jakby ogarnięty żądzą krwi odsłaniając
spiłowane, ostre zęby. Małe, okrągłe rybie oczka były utkwione w Erice,
która - standardowo - pisnęła ze strachu.
- Widzę, że
trzeba ci pokazać, że my nie żartujemy - stwierdził z drapieżną
wesołością, prostując się i unosząc miecz. - Myślę, że przekonam cię,
zabijając tę drugą.
Spojrzał na Baalę. Dziewczyna
wiedziała, że nastąpi atak, czuła to instynktownie, nawet gdyby sam tego
nie zapowiedział. Jego ruchy były zaskakujące szybkie - w mgnieniu oka
poderwał gigantyczny miecz i ruszył w jej stronę, zdążyła tylko zasłonić
się ramieniem...
- Sztuka przywołania!
Buchnęły kłęby siwego dymu, jakby ktoś rzucił bombę dymną. Baala
zamrugała, przez rozrzedzającą się mgłę dostrzegła kucającą Eriką z
dłonią przyłożoną do ziemi, a co się tyczy Czarnego Płaszcza...
Był dosłownie krok przed nimi, z na wpół opuszczonym mieczem,
którym chciał zmieść Baalę, ale... było coś jeszcze: coś, co
powstrzymało go przed tym zamiarem, co blokowało mu drogę, i choć
rekiniasty zdawał się napierać z całych sił, trwało nieugięcie na swoim
posterunku.
Coś, co było bezkształtną, nieprzypominającą
niczego zieloną breją, której część oblepiała klingę i łączyła się z
rozlaną na posadzce resztą. Z dziwnej substancji wyrastały kleiste
macki, i Baala po chwili dostrzegła, że cały czas się poruszają i
zmieniają swój kształt, w tempie takim, z jakim ślimak wyciąga czułki;
że nieustannie pojawiają się nowe guzy, wyrastają nowe ramiona, a inne
zapadają się z powrotem w zieloną masę.
A najdziwniejsze w
tym wszystkim było wielkie, okrągłe oko na wpół zatopione w budyniowej
brei, z okrągłą źrenicą w oprawie czerwonej jak rubin tęczówki. Ślepie
przepłynęło po powierzchni zielonego ciała - o ile można było to tak
nazwać - tak, by źrenica była skierowana dokładnie na Erikę.
- Czy tobie się wydaje, że ja nie mam lepszych rzeczy do roboty?
Baala rozejrzała się ze zdziwieniem, słysząc obcy głos, ale nikogo
nie zobaczyła. Po chwili zrozumiała, że ten głos wydobywał się właśnie z
tej zielonej, jednookiej masy, choć nie dostrzegała nigdzie ust ani
jakiegokolwiek innego otworu gębowego. Wytrzeszczyła oczy ze zdumieniem.
Co to za dziwaczne diabelstwo? Mówiący budyń-cyklop?
-
To naprawdę kryzysowa sytuacja, Panoptikus! - odparła Erika, prostując
się. - Musiałam cię przywołać, no! Musisz pomóc nam się stąd wydostać!
- "Nam"? - Oko przesunęło się, patrząc teraz na Baalę. Dziewczyna
poczuła się nieswojo pod jego bezosobowym spojrzeniem. - A to ci nowość.
A ci tutaj to kto?
Nagle rozległ się odgłos rozrywanego
materiału, na ziemię opadły strzępy bandaży; Baala wstrzymała oddech
widząc, że przez wyrwy w rozerwanych opatrunkach, którymi obwinięty był
miecz rekiniastego, sterczały postawione na sztorc... łuski? Osobliwa
broń siłą wyrwała się z objęć jednookiego kisielu, rozrzucając dookoła
zielone plamy i placki. Te zresztą nie zostały na miejscu, ale powoli
prześlizgnęły się z powrotem do masy z okiem. Czarny Płaszcz odskoczył
do tyłu. Miecz trzymał opuszczony, ale gotowy do użycia.
- Co to jest? - zadziwił się na głos. - Widział pan kiedyś coś takiego, panie Itachi?
Zupełnie tak, jakby wypowiedzenie tego imienia odsłoniło jego
obecność, "pan Itachi" pojawił się obok rekiniastego. Zielony budyń -
przywołaniec Eriki - Panoptikus - wydłużył się, był teraz jak wieża z
gładkiej, zielonej gliny, sięgająca ponad głowy dziewczyn, a na jej
szczyt wypłynęło czerwone oko, kierując się w stronę Czarnych Płaszczy.
- Oho - skwitowało ślepie kwaśno; głos tego zastanawiającego
zjawiska przywodził na myśl marudnego, może nieco starszawego mężczyznę.
- Musisz się ciągle pakować w takie kabały? Nie mogę cię z nich
wyciągać za każdym razem. Jeszcze jeden taki numer i inaczej pogadamy,
jasne?
- No weź, Panoptikus, oni chcą nas zabić! Chyba im na to nie pozwolisz, co?
Wielkie oko obróciło się na szczycie wieży. Baala pomyślała, że
zapewne miało to wyrazić zniecierpliwienie bądź irytację; gdyby
przywołaniec posiadał normalną twarz i powieki, zapewne po prostu
przewróciłby oczami.
- Czasem mnie kusi.
- Dość tych pogaduszek!
Rekiniasty skoczył do przodu, wznosząc ułuskowiony miecz. Z całą
siłą uderzył w brejowatą wieżę, ale półstała, półpłynna masa nawet nie
stawiała oporu; rozpołowiła się na dwie części, obie wyrosły w górę,
łącząc się na powrót nad klingą, a z nich wystrzelił zielony kolec, mierząc prosto w głowę Czarnego Płaszcza. Ten zdążył się uchylić, zacisnął obie dłonie na rękojeści i szarpnął bronią
do góry. Nic to nie dawało, bo budyniowaty cyklop ustępował przed
uderzeniem, formował się zaraz później i ponawiał atak, tak że
rekiniasty odnosił równie wielki skutek, jakby usiłował ciąć wodę.
Baala wciąż była w szoku od nagłego rozwoju wypadków i widoku
dziwacznego przywołańca, więc stała zesztywniała, niezdolna do
inicjatywy. Kątem oka dostrzegła Czarnego Płaszcza nazwanego Itachim,
jak wreszcie postanowił włączyć się do walki - wykonał pieczęci, ognista
kula pofrunęła ku jego towarzyszowi. Panoptikus odkleił się od miecza
jak spłoszona ośmiornica, rekiniasty odsunął się znów do tyłu, pocisk
wybuchnął, strzelając dookoła iskrami. Erika tymczasem rzuciła ostatnim
ostrzem, jakie jej zostało, prosto w rekiniastego, korzystając z chwili
jego nieuwagi. On zdążył to zauważyć i zasłonić się własną bronią, ale w
tej samej chwili...
Stojąca tuż obok kolumna nagle
przechyliła się - i runęła wprost na niego z okropnym jazgotem. Zielony
cień Panoptikusa, zapewne odpowiedzialnego za tę akcję, przemknął do
kolejnego słupa, który również się zachwiał... upadł na sąsiedni słup,
tamten na kolejny, nagle wszystko uległo zasadzie domina, jeden kamienny
monument walił się za drugim, potężne, kilkutonowe głazy roztrzaskiwały
się o ziemię, wstrząsając całą grotą w posadach, a zbrylone od
rozpuszczającego się wosku świece wypadały z nisz i toczyły się, wciąż
płonąc drobnymi płomykami. W powietrze wzbiły się tumany szarego,
gryzącego pyłu, kurzawa zakryła wszystko, przyjaciół, wrogów, szczegóły
jaskini.
W całym tym zamieszaniu Erika znów chwyciła
Baalę za rękę i tym razem pobiegły obie, zwalniając i próbując
ustać na nogach, gdy kolejny walący się kamień wprawiał wszystko w
drżenie, i biegły dalej, ku powietrzu, ku wlocie tunelu, jeszcze parę
kroków, już jest światło, blask słońca, powiew pachnącego wiatru na
twarzach, jeszcze trochę...
- TAAAAK! - krzyknęła Erika.
Wypadły z tego przeklętego kompleksu na światło dzienne i padły na
ciepłą, rozgrzaną ziemię. Jeszcze przez parę długich chwil dochodziły
do nich potężne odgłosy zawalającej się jaskini, aż w końcu wszystko
ucichło - przez wylot tunelu wypłynął rozrzedzony obłok pyłu, który
szybko rozwiał się na wietrze.
Baala dyszała ciężko, leżąc
twarzą do ziemi. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo jest
zmęczona. Nogi i ręce odzywały się bólem, szczególnie zraniona noga, w
głowie kręciło jej się od wysiłku i przeżyć. Czy... czy udało im się?
Są... bezpieczne?
- Nie leżcie tak - ozwał się burkliwy głos Panoptikusa. - To jeszcze nie koniec.
Dziewczyna uniosła się na łokciach - i niemal jęknęła, gdy w
odległości kilkunastu metrów od jaskini zobaczyła siedzących na głazach,
na granicy jakiegoś lasku... tak, to byli Kakuzu i Hidan, rozpoznała
ich od razu. O ile zamaskowany nawet się nie poruszył, to Hidan, na
którego twarzy jeszcze przed chwilą widziała znudzenie, wytrzeszczył na
nie oczy - zapewne z powodu ich budyniowego towarzysza.
Erika szybko pozbierała się z ziemi i otrzepała swoje skąpe odzienie;
bojowy duch najwyraźniej jeszcze nie zdążył jej opuścić, bo zawołała
butnie:
- No to co! Panoptikus! Skop im dupy!
- "Skop im dupy"? - odparł tamten marudnie. - Nie wiem, czy wiesz,
ale tamci dwaj z jaskini nie byli prawdziwi. To były podmienione ciała. A
ci wyglądają na oryginałów. Chyba nie myślisz, że tak łatwo z nimi
pójdzie?
- Co to, kurwa, jest? - odezwał się Hidan ze
zdziwieniem. Siedział na kamieniu w swobodnej pozycji, z kosą opartą o
ramię, którą nonszalancko obejmował ręką. Nie wyglądał na rychłego do
walki, tak samo jak jego towarzysz - Kakuzu tylko im się przyglądał
nieprzeniknionym wzrokiem. Baala nie wiedziała, czy to dobra oznaka.
- Co to jest, pytasz? - przedrzeźniła go Erika, prężąc się dumnie.
- Ha! Poznaj prawdziwy terror rodu Okamura, kmiotku! Oto wielki,
potężny Panoptikus, stu...
Z zielonej masy wyrosła
elastyczna, przypominająca winorośl macka, i pacnęła Erikę w tył głowy.
Dziewczyna urwała swoją przemowę i chwyciła się odruchowo za potylicę,
patrząc na Panoptikusa z wyrzutem.
- Dobra, bez takich -
powiedział przywołaniec ze znudzeniem. - Panowie wyglądają na chętnych
do negocjacji, więc czemu nie pogadacie? Silnie bym wam to sugerował.
Mogę już iść?
Erika nabrała powietrza z oburzeniem, ale ewentualny wybuch pretensji i żalu pohamował obojętny głos Kakuzu:
- Sądzę, że obejdziemy się bez użycia siły. Zapewne już wiecie, czego od was chcemy.
Baala wstała już z ziemi, choć nogi się pod nią trzęsły; miała
wrażenie, że są tak słabe, jakby były z waty. Miała tylko nadzieję, że
Czarne Płaszcze nie dostrzegają jej drżenia. Jak oni siebie nazwali?
Akatsuki?
- Słyszałyśmy - przytaknęła, na powrót
przejmując inicjatywę. Lubiła być tym, kto wydaje decyzje, a już na
pewno była do tego lepszym kandydatem, niż Erika. - Czemu miałybyśmy się
zgodzić?
- Bo inaczej was zabijemy - odparł beztrosko Hidan.
Baala przyjrzała się jego bezmyślnej, zadowolonej z siebie twarzy.
Jakże pod tym względem przypominał Erikę! Te jasne oczy nieskażone były
głębszą inteligencją.
- Po co zadawalibyście sobie tyle trudu, by przekonać nas... ją... skoro możecie nas po prostu zabić?
Kakuzu prychnął z, jak się zdało Baali, rozbawieniem.
- Słuszna uwaga. Okamura jest nam potrzebna, a ciebie zostawiliśmy
przy życiu, bo dobrze razem ze sobą współpracujecie. Użyjemy
argumentów, które najbardziej do was przemówią. - Odchylił się nieco na
swym kamiennym siedzisku. - Dla ciebie konkretna zapłata, a dla
Okamury... powiedzmy, że lepiej będzie dla Trawy, żeby się zgodziła
współpracować.
- Co? Trawa? - W głosie Eriki zabrzmiała obawa. - Co wy chcecie zrobić?
- Nic, jeżeli się zgodzisz kooperować.
- Słyszałaś. - Panoptikus pacnął ją macką w ramię; Hidan nie
spuszczał z niego na poły zdumionego, na poły zafascynowanego
spojrzenia. - Rozpierdolą nam Wioskę, jak odmówisz. Nie rób kłopotów i
zgódź się, a mnie odeślij, dobra?
Erika przez chwilę
milczała, najwyraźniej rozważając wszystkie za i przeciw. W końcu
zrobiła nieszczęśliwą minę, zrobiła pieczęć - i budyń rozpłynął się w
obłoku dymu. Kakuzu skinął głową z aprobatą i zwrócił wyczekujące
spojrzenie na Baalę.
Dziewczyna skrzywiła się. Nie miała
zbyt dużego wyboru, a zawsze mogła zgarnąć dla siebie wynagrodzenie,
które może choć w części zadośćuczyni jej wszystkie męki. Wątpiła, by
udało im się im uciec, nie wspominając o pokonaniu tych... Akatsuki... w walce. Cóż więc mogła
zrobić?
- Zgadzam się - powiedziała z rezygnacją.
Kakuzu wstał, a za jego przykładem poszedł Hidan. Zamaskowany obrzucił dziewczyny obojętnym, niemal
znudzonym spojrzeniem, i ruszył drogą, rzucając na odchodnym:
- Najpierw odwiedzimy jakiś zajazd, gdzie odzyskacie siły. Wyłożę wam tam cel naszej misji. Na razie to wszystko.
Baala i Erika spojrzały na siebie. Twarz zielonki była brudna, jak
zresztą jej odzież i reszta ciała: wszystko w kurzu, w pyle, ubrania wciąż jeszcze były wilgotne, a schnące włosy przypominały napuszoną kępę
siana. Baala zdawała sobie sprawę, że sama nie wygląda wcale lepiej, tym
bardziej, że jedna nogawka spodni nasiąkła krwią. Miała nadzieję, że
dostanie jakieś ubranie na zmianę, gdy już znajdą się w zajeździe.
Chcąc nie chcąc, ruszyły w drogę, nie wiedząc, że od tej jednej decyzji zmieni się całe ich życie.
KONIEC SAGI PIERWSZEJ
Boshe, masz najzajebistrzy styl na świecie. Zwykle, jak czytam fanficki w necie, to są albo niezwykle nadęte albo koszmarnie wręcz uproszczone. Twój jest idealnie wyważony, pochłonęłam każde słowo! Bez przewijania, bez nudzenia, po prostu gapiłam się w ekran. Jak jakaś zahipnotyzowana.
OdpowiedzUsuńTrzecioosobowa narracja, moja ulubiona. Jeszcze jaka gładziutka, jednolita, wefnoewofowhfo >.< . Żadnych zmian w narracji, dzięki Bogu.
Myślałam, że twoja poprzednia wersja na Onecie była świetna.
Tutaj udowadniasz, że stać cię na więcej.
Absolutnie! Żadnych zastrzeżeń!
Jestem oczarowana.
Przy okazji nauczyłam się paru nowych słów. ...<3...
A każde zdanie Kakuzu czytałam po dwa razy. Koleś rządzi. Nawet nie wiesz, jak trudno znaleźć opowiadanie, w którym ta postać rzeczywiście ma coś do powiedzenia.
Hidana = tuman, ta rola zresztą idealnie do niego pasuje.Beka z typa. Jak ja chcę Revolutiona, w końcu dowiem się jak to z nim było ;___;
Wiesz, serio powoli zaczęłam się przyzwyczajać do Baali i Eriki (Panoptikus to inna sprawa, on chyba z natury jest koksem). Wolę Zielonkę, wgle wyjebunda na 100% i te jej wszystkie teksty.
Tak ostatnio po chamsku czytałam pierwszą sagę, bo niby czytałam, ale żadnego śladu po sobie w komentarzach nie zostawiłam.
Czas się poprawić.
Czekam z niecierpliwością na drugą sagę!
Dzięki wielkie, Twój komentarz niesamowicie podniósł mnie na duchu :D Miło jest wiedzieć, że ma się wyczekujących i zainteresowanych opowiadaniem czytelników. Największy komplement dla twórcy, ot co ;)
UsuńSwoją drogą, to nawet nie wiesz jak się cieszę, że wreszcie natykam się na fankę Kakuzu. Sama się do takowych zaliczam, co zresztą tłumaczy jego spory udział w fabule drugiej sagi. I fakt, opowiadań, w których tenże miałby przyzwoitą rolę do odegrania, jest jak na lekarstwo.
(btw - czyżbyś czytała starą wersję opowiadania? Ona teraz wydaje mi się straszna, serio xD)
Że niby Onetowska była słaba? Ej no, weź. Niektórzy marzą o tym poziomie XD.
UsuńJo to dziwne, no nie? Że Kakuzu to zawsze typowa mieszanka sknerusa i totalnego gbura. Coś jak McKwacz w wersji "fizycznie uczłowieczonej". Ja tam mogę się jedynie domyślać ile ta postać ma głębi.
W anime pokazano go... przez (ja wiem?) to było chyba 20 odcinków, a w prawie każdym występował pomiędzy treningiem Naruto. Stanowczo zbyt mało. Ja bym naprzykład chciała poznać jego życiorys. I co? Gówno. Więc z Kakuzu wyszło raptem kilka scen.
Ta najsłodsza była wtedy, kiedy dał Hidanowi jego opaskę >.<. Skisłam <3
Wgle mam dość tych cweli z Konohy i tych całych fillerów. Był jakiś KONKRETNY filler z Akatsuki?
Nie. Nie przypominam sobie. Boshe, fillery są do dupy, ale jakby pojawił się filler z Aka (pf, jeszcze z Kakuzu), to bym jeszcze bardziej skisła.
Wgle Zombi Kombi pokazano w ciągu, gorzej niż minimalnej, ilości odc. A to przecież członkowie Akatsuki, najbardziej PRO złej organizacji w świecie Naruciaka.
Jezu, ale to głupie D:
Może nie jestem najlepszą osobą do wypowiadania się o anime, bo, co prawda, oglądałam je, ale tylko do momentu pokonania Piątki Dźwięku. Potem miał być epicki pojedynek Naruto i Saskacza, ale tak na początku przymulał, że jakoś mi się odechciało, rzuciłam to - i już nie wróciłam. Mangę z kolei czytałam na wyrywki. Tak naprawdę to w momencie, gdy pisałam starą wersję opowiadania, nie przeczytałam nawet w całości arca z Kakuzu i Hidanem :P Pisząc fanfika, w ich kwestii opierałam się na jakichś szczątkowych informacjach i intuicji (bo oczywiście sprawdzać oryginału mi się nie chciało). Dopiero jakiś czas temu szarpnęłam się na dwa czy tam trzy tomiki w polskiej wersji, ale w sumie ta wiedza mojego podejścia do tego duetu i tak nie zmienia.
UsuńZ Kakuzu ogólnie problem polega na tym, że ta postać JEST płytka. Nie podoba mi się zresztą sposób, w jaki Kishimoto konstruuje swoje postaci (jakaś charakterystyczna cecha wyglądu + wyróżniająca cecha charakteru + (najlepiej) charakterystyczna odzywka; historia, motywacje? a po co, ew. wymyślimy jakąś rzewną, badziewną historyjkę, żeby się ludzie nie czepiali - patrz Nagato). Więc w opowiadaniu rozwijam tę postać na bardziej znaczącą, bo jakoś zaskakująco przypadła mi do gustu, choć była ledwie zarysowana. Być może jest po prostu w moim stylu :P
I może ma to coś wspólnego z McKwaczem, bo Sknerus McKwacz to moja, kurde, pierwsza miłość życia XD Ostatni z rodu McKwaczów, Władca Missisipi, Kowboj z Badlandów, Właściciel Miedzianego Wzgórza, Postrach Transwalu, Król Klondike, który nigdy nie wydał centa na rozrywki, Władca Doliny Białej Śmierci!... i jeszcze kilka innych tytułów... Zaczytywałam się w jego przygodach, no po prostu wielbiłam komiksy Dona Rosy. Kawał zajebistej pracy.
Wiesz, nie dziwię się, że anime ciebie przymuliło. W sumie miałam podobny problem, ale w drugiej części. Ta cała jazda za Sasuke i te pseudo-moralizujące gadki o przyjaźni, rodzinie i poświęceniu są w nieskończoność odgrzewane na zasadzie kotletów. Po wystąpieniu Zombi Kombi i po ich zaskakująco szybkim zgonie - z Naruto zerwałam.
UsuńBo Kishimoto chyba znajduje dziwną przyjemność w tworzeniu postaci, aspirujących do bycia naprawdę niebanalnymi, i uśmiercaniu ich przy pierwszej lepszej okazji.
Ambitnie.
Jak pisałaś o schemacie postaci, to mi się coś we łbie poprzewracało. Rzeczywiście. Kiedy było zebranie Aka, Pein mówił o członkach organizacji i wspominał o ich motywacjach. Kakuzu - kasa. Hidan - rzeź. Z Deidarą się nie postarali, bo w usta Peina wcisnęli coś w stylu, że Dei nie ma żadnej motywacji i tyle. Lenistwo, poziom: Harvard.
Jo, Kakuzu i McKwacz mają ze sobą dużo wspólnego (dobra, wygląd może nie =.=, ale wiek owszem). Boshe, pazerni na kasę i gburowaci przez 24 h na dobę. Od zawsze lubiłaś skąpców i łajdaków XD? Ebenezer Scrooge też się wpisuje, on też? :P
Jak już o motywacjach mowa: w tym roku wychodzi Naruto Ultimate Ninja Storm Revolution. W grze wstawią około 50 minut animacji, z Aka również. Potwierdzone info, pokażą historię Kakuzu i Hidana.
Lepiej późno niż wcale =.=
Tak, jak czytałam polską wersję mangi, to aż się zdziwiłam, że Kakuzu i Hidan ledwo co się pojawili, a już dedli. Trolling na poziomie Kishimoto :D Gorszą sprawą jest fakt, że ewidentnie stworzył ich tylko po to, by Naruto i Shikamaru mogli się wykazać. (Czemu w ogóle Kakashi pomógł Shikamaru w zemście, skoro takiemu Sasuke tłumaczył, że zemsta jest zła? Czy to ja coś ominęłam, jakiś sprytny wytrych fabularny? :P) O ile z Shikamaru jeszcze sprawa przechodzi, bo samego Hidana rozsmarowałaby większość osób podchodzących do egzaminu na chuunina, ale przy Kakuzu było to takie... głupie dosyć.
UsuńNie wiem, jak z Hidanem, ale backstory Kakuzu znam (była bodajże w jakimś databooku), choć jest radośnie dziurawe i jakieś takie bezmyślne. Pewnie gdzieś na jakichś narutopediach o niej wspominają, jakby co.
Heh, Opowieść Wigilijną zawsze lubiłam xD Ale w przypadku Kakuzu akurat skąpstwo jest cechą, której nie będę zbytnio zarysowywać.
Cudowny rozdział, oczywiście jak zawsze, ale czemu tak długo nie ma nowego? No czekam i czekam, codziennie sprawdzam, a tu nic. Przepraszam, że nie pisałam komentarza, ale nie chciałam być banalna i pisać pod każdym postem ,,suuuuper! czekam na next!'', ale jeśli to będzie Cię motywować mogę pisać i tak, powiedz tylko słowo.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i chęci do pisania, a jeśli nie będziesz pisać naślę na Ciebie mojego kota.
c:
Przepraszam, że tak długo to zajmuje, sama zresztą na siebie jestem zła, że pisanie nowej wersji idzie mi tak powoli. Chciałam się z tym wyrobić dużo szybciej, by dotrzeć do kolejnych, niepisanych wcześniej rozdziałów. Nakłada się teraz na siebie trochę spraw, choć nie ukrywam, że trochę do rzeczy ma tu też moje lenistwo :P
UsuńPrzyznam szczerze i nieskromnie, że odzew w komentarzach będzie dla mnie bardzo motywujący ^^
A większość kolejnego rozdziału jest gotowa, pozostała mi jednak jego najważniejsza scena. Do czwartku powinien się ukazać.
Dzięki za komentarz :D
O ranyyyyy... Przepraszam, ale nie miałam przez dłuższy czas dostępu do kompa i musiałam zmienić konto google. (Dotaka/Dośka - to moje stare konto, ale to już nieważne).
OdpowiedzUsuńDopiero po jakimś czasie znalazłam wcześniejsze blogi, które czytałam i widzę, że muszę tu troszkę nadrobić ;P
No, a więc ja zabieram się powoli do czytania i przy okazji chciałam poinformować o moim nowym blogu ;)
Nie chcę tu spamować, a więc tylko zapraszam Cię do mnie i mam nadzieję, że jak wpadniesz to pozostawisz po sobie komentarz, a nawet zostaniesz na dłużej ^^
Art is a bang! ^w^
No to ja spadam czytać! Pozdrawiam! ^^
~Dotaka
-> http://byakko-moj-swiat.blogspot.com/
Chciałam napisać, że Twoje opowiadanie zaczyna przypominać mi horror, ale już się z tego wycofuję. Końcówka zakrawa na komedię! Nie wiem czemu, ale ja tu umieram ze śmiechu! Sosori (brzmi podobnie do "chochoł" - tak trochę xD), Daidrara (albo jakoś tak). Te błędnie usłyszane przez dziewczyny imiona sprawiają, że prawie sikam za każdym razem, gdy o nich czytam. Dobra, ale tak na poważnie... kiedy Baalę coś złapało za kostkę, i okazało się, że to ryba... myślałam, że to miecz Kisame pływa sobie w wodzie i ją gryzie. Ale później okazało się, że było ich nawet dwa, czyli to tylko jakieś ryby... w dodatku mega groźne. Opis jaskini z tymi kolumno-skałami bardzo mi się podobał. Nagłe pojawienie się Eriki też było ekstra (i te trzy miecze, czyżby Erika widziała Zoro z "One Piece"?) Miałam za to mieszane odczucia względem tego gigantycznego węża w grocie. No, szczerze mówiąc - miałam wrażenie, że to Manda od Orochimaru, ale potem mi się przypomniało, że u Ciebie nie było nic o wężowym sanninie, a kiedy Erika jeszcze zaczęła dziwnie wypytywać Baalę, co ta robi, zorientowałam się, że wąż to tylko iluzja. To se Itacz wybrał kolor dla węża... zresztą, nawet Itacz nie był prawdziwy. Pewnie dlatego jego techniki były takie marne. Klon Kisame (bo nie wiem jak to inaczej nazwać) radził sobie za to o wiele lepiej, chociaż ostatecznie to dziewczyny były górą (no, może z małą-wielką pomocą Panoptikusa, który zawalił jaskinię). Akurat Panoptikusa pamiętałam, tylko nie pamiętałam, że on przeklina. Cytuję: "Rozpierdolą nam Wioskę". A teraz serii moje przemyślenia i inne takie: zaczęłam ponownie czytać Twego bloga z dwóch powodów. Pierwszy: mam kryzysa twórczego, więc poszukiwałam czegoś, co pomogłoby mi się zmotywować i by mnie jeszcze zainspirowało, a że Twoje opowiadanie było świetne, to czemu by nie wybrać go na swój ratunek (przy okazji xD). Drugi: jest nowy rozdział bloga, a ja, jako że nie niewiele pamiętam, z tego co już było, wolałabym ten nowy rozdział rozumieć, więc sobie czytam stare notki, by mieć jakieś pojęcie o fabule. No, i teraz widzę pewne rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałam! Bardzo interesujące doświadczenie. Dobra, koniec, resztę przeczytam później, blabla...
OdpowiedzUsuńOoo, gratuluję wyhaczenia nawiązania do One Piece :D A fioletowy wąż, to pewnie przez Oro mi się uwidziało, że większość węży jest w tej mandze fioletowa xD Tak, Panoptikus przeklina i to akurat sporo :P
UsuńNo to się cieszę, że moje opowiadanie pomogło się zmotywować :D Chociaż przyznam że nie rozumiem, co masz na myśli przez "nowy rozdział", bo wszystko, co jest tutaj, to wciąż nadganianie starej wersji.
(BTW. Zastanawiam się nad rewritem także historii o Kakuzu i Tatsu, może nawet zilustrowaniu tego jako komiks, co o tym myślisz?)
Ja miałam wrażenie, że ostatni rozdział tu jest nowy (tak kompletnie). Czyli że nie jest? Łee, kiedy ja się dowiem ciągu dalszego tej historii T_T
UsuńA jeśli chodzi o historię Kakuzu i Tatsu - czy ją poprawisz czy nie to Twoja sprawa, ale rysowanie jej uważam za zbędne. Podejrzewam, że masz ważniejsze rzeczy do roboty. Może lepiej skupić się na czymś nowym niż ciągle wracać na stare śmieci.