SAGA I: ZIELONE OZNACZA KŁOPOTY
***
ROZDZIAŁ I: DWA SPOTKANIA
Był
to znamienny, letni dzień. Słońce opromieniało wzgórza i niziny Kraju
Rzek, jego pola i lasy, miasta i wioski; w powietrzu niósł się ptasi
świergot, a po intensywnie niebieskim niebie płynęły leniwie chmury.
Wszechobecna sielanka nijak nie zapowiadała wydarzeń, które już wkrótce
miały nastąpić – i to właśnie tutaj, w tym spokojnym miejscu, w pewnej
dzikiej, niezamieszkałej okolicy porośniętej lasem.
Między
drzewami wiła się wydeptana ścieżka, rzadko używana, o czym świadczyły
zarastające jej brzegi kępy trawy. Poprzez korony drzew przebijały się
promienie słońca, rzucając na nierówny trakt złote cętki światła. Cichy
szum liści z rzadka był przerywany przez krzyk ptaków... i szelest
kroków po leśnej ściółce.
Przez las niespiesznie podążała
postać. Na ramieniu niosła plecak, poza tym nie miała za sobą innych
bagaży, nie licząc dużego, słomianego kapelusza na głowie, którego
szerokie rondo rzucało na twarz cień. Ubiór sugerował, że nie jest to
zwykły podróżny – ciemna kurta bez rękawów, krojem przypominająca
kamizelki chuuninów, szare spodnie pod kolana i wysokie buty z wyciętymi
palcami i piętami. Na plecy spływały długie, falowane brązowe włosy.
Baala zawsze podróżowała sama.
Po pierwsze dlatego, że wolała pracować w pojedynkę. Życie najemnika
nie było łatwe, bo, chociaż zleceniodawców nie brakowało, konkurencja
była spora. Baala miała zaledwie siedemnaście lat, ale w tym interesie
działała już dość długo i uważała, że każde wsparcie jest tylko
problemem, zwłaszcza kiedy nadchodzi moment podziału wynagrodzenia.
Po drugie...
Po prostu miała naturę samotnika. I, jak dotąd, świat nigdy nie wchodził jej w paradę. Aż do teraz.
Rozległ się głośny szelest krzaków, z pobliskich zarośli z piskiem
wyfrunęło kilka wróbli. Zaskoczona Baala zdążyła tylko sięgnąć do uda,
tam, gdzie w kaburze tkwił kunai, zanim spomiędzy drzew nie wyskoczył
niewyraźny kształt, dosłownie zbijając ją z nóg. Razem z napastnikiem
zwaliła się na ściółkę i skrzywiła się, kiedy bardzo twardy łokieć
trafił ją prosto w nos. Intruz – który najwyraźniej nie spodziewał się
zderzenia – miotał się nad nią, machając wszystkimi kończynami, jakby
nieświadom faktu, że właśnie kogoś strącił jak, nie przymierzając, kula
do kręgli pachołka. Baala próbowała uchwycić agresora, ale ten wymykał
się z każdego uścisku jak wąż, tak chaotyczne i dzikie były jego ruchy.
Dziewczyna trzymała w ręku broń, ale szybko się zorientowała, że całą
sytuację trudno nazwać atakiem. Właśnie próbowała wyczołgać się spod
napastnika, kiedy ten nagle zamarł w bezruchu. Baala odruchowo też
znieruchomiała.
Nieznajomy niewątpliwie był dziewczyną –
przynajmniej to sugerowała sylwetka, bo splątane włosy zasłaniały niemal
całą twarz. Obca dziewczyna obróciła głowę w lewo, potem w prawo i –
chyba zauważyła Baalę poprzez plątaninę włosów.
- O! – skomentowała. – Ratuj mnie!
I popełzła na czworakach w jej stronę. Baala ze zdziwienia uniosła brwi.
- Co ty wyprawiasz? Coś ty za jedna w ogóle?
- Ciii! Bo mnie znajdą!
- Kto niby? – zapytała z najwyższym zdumieniem.
Nie musiała jednak długo czekać na odpowiedź: rozległ się ostry, krótki
świst, poczuła tuż koło policzka muśnięcie wiatru - w ziemię metr od
niej wbił się shuriken. Nieznajoma zapiszczała i rzuciła się w stronę
Baali, chowając się za jej plecami.
- Pomóż! – zajęczała, dbając o to, by nie wystawać za bardzo zza swej żywej zasłony.
Baala poprawiła sobie kapelusz, który w wyniku szarpaniny obsunął się
na oczy. Rozejrzała się bacznie dookoła, ale las znów wyglądał tak, jak
przedtem, zanim zwaliła ją z nóg dziwna nieznajoma. Z góry leciały
listki drzew, wszystko wydawało się takie spokojne...
A
potem dostrzegła ruch pośród gałęzi – i bez zastanowienia rzuciła
bronią. Odpowiedzią był głośny szelest i ciemna postać, która wynurzyła
się z korony drzewa i zeskoczyła sprawnie na ziemię.
Nawet gdyby
nie kostium spowijający całą postać i osłaniający twarz tak, by widoczne
były tylko oczy, Baala i tak by się domyśliła, że ma do czynienia z
ninja. Może trochę pretensjonalnymi i o wyraźnie staroświeckim guście,
ale jednak.
- Zostawcie mnie! – wydarła się dziewczyna za jej plecami. – A sio, poszli, no!
Shinobi nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, bardziej zainteresowany
Baalą, która wstała, trzymając w pogotowiu drugi kunai.
- Możesz się nie mieszać? – zapytał zaskakująco uprzejmie. – Zaraz sobie pójdziemy.
Te słowa wzbudziły głośny sprzeciw „ofiary”:
- Nie! Nie, nie, nie pozwól im, dobra? Nie pozwolisz, prawda?
Może Baala nie była jakoś szczególnie uczynna, ale raczej nie należała
do osób, które bez mrugnięcia okiem pozwoliłyby na ich oczach zarżnąć
bezbronnego człowieka. Poza tym istniała szansa, że, kiedy
niebezpieczeństwo zniknie, nieznajoma wreszcie się przymknie.
- A może to wy sobie pójdziecie? – zwróciła się do shinobiego, z ukosa
zerkając na las w tle. On sam nie wyglądał na jakoś szczególnie silnego,
ale gdyby miał wsparcie...
Nic nie odpowiedział, jedynie pokręcił głową, jak gdyby w geście rozczarowania.
W tym samym momencie bardziej wyczuła niż usłyszała, jak coś nadlatuje w
ich stronę. Doskonale wypracowany instynkt wojownika nigdy jej nie
zawodził – może tylko w przypadku wyskakujących z zarośli uciekinierów –
więc od razu zerwała z głowy kapelusz i obróciła się na pięcie,
wyrzucając go w górę; słomiane nakrycie pomknęło w powietrze, wirując i
gubiąc witki słomy. Strącone z toru lotu senbony spadły na ziemię, a
kapelusz gładko wylądował obok nich.
- Ha! – zawołała nieznajoma dziewczyna. – I co teraz, hę? Ośmielicie się nas zaatakować? Wątpię!
Baala bardzo chciała się dowiedzieć, kiedy właściwie „ja” zmieniło się w
„my”, ale rozsądnie uznała, że lepiej nie znać odpowiedzi.
Napastnik przez długą chwilę rozważał sytuację, taksując Baalę
wzrokiem, aż w końcu najwyraźniej uznał, że woli uniknąć starcia –
odwrócił się i skoczył na drzewo, i już po chwili zniknął między liśćmi.
Dołączyło do niego kilka szelestów, zadrżały gałęzie, a później
nastąpiła cisza. Baala czuła, że odeszli.
Dopiero teraz
mogła przyjrzeć się nieznajomej. Oczywiście, widziała już ją wcześniej,
ale zawsze mogła mieć nadzieję, że w całym zamieszaniu coś jej się
przywidziało. Teraz nie miała już żadnych złudzeń.
Ta
druga była mniej więcej jej wzrostu i w zbliżonym wieku, może nawet były
rówieśniczkami. W oczy rzucała się rozwichrzona czupryna włosów,
czarnych po prawej stronie i soczyście zielonych po lewej, rozdzielonych
równo przedziałkiem. Nieznajoma chodziła niemal półnago, bo całą jej
odzież stanowiły dziwne przepaski: jedna na klatce piersiowej, druga na
biodrach, obie w identycznym układzie kolorów, co włosy, i połączone ze
sobą drobną siateczką. Na dodatek dziewczyna paradowała w długich,
sięgających aż nad kolana czarnych kozakach na koturnie.
Baala po prostu gapiła się na nią, usiłując przyswoić sobie ten
niecodzienny widok. Krągła twarz zielonki, jak Baala nazwała ją w
myślach, rozjaśniła się w pełnym zadowolenia uśmiechu.
-
No, to było coś! Naprawdę, robi wrażenie. Chyba dobra jesteś, co? –
Wstała z ziemi i nonszalanckim gestem strzepała z ręki jakiś pyłek. Inna
sprawa, że między oczkami siatki utkwiło jej kilka drobnych gałązek. –
Tak, miło, że pofatygowałaś się z pomocą... nie to, żebym była w jakimś
ogromnym niebezpieczeństwie... po prostu zużyłam wcześniej sporo czakry,
kiedy walczyłam z ich kumplami, sama rozumiesz... normalnie
rozłożyłabym ich jednym palcem.
Strzepnęła przepaskę, spódniczkę czy co to tam było.
- Nie mówię, że ty byś sobie z nimi nie dała rady, o, nie!, ale wiesz, u siebie w wiosce to jestem najsilniejsza...
Baala przypatrywała jej się przez długą chwilę, a potem podeszła do
porzuconego wśród ściółki kapelusza. Nasadziła go na głowę i bez słowa
ruszyła dalej ścieżką. Zdezorientowało to zielonkę.
- No, co, nawet się sobie nie przedstawimy? Okazja taka, że żal stracić, nie? No więc ja jestem Erika, a ty?
Próbując zignorować jej paplanie Baala szła przed siebie, na pytanie odpowiedziawszy tylko wyniosłym milczeniem.
- Co tak nic nie mówisz? – rozległo się podstępne, natrętne jak
brzęczenie much pytanie. Erika podążała za nią krok w krok. – Ładny dziś
dzień, prawda? Co tu porabiasz? Dokąd idziesz? – Wciąż nie dostała
odpowiedzi. – No weź, przecież nie jesteś niemową, to wiem...
Baala gwałtownie się zatrzymała. Erika odskoczyła do tyłu i rozejrzała za czymś, za czym można by się schować.
- Czego ty ode mnie chcesz? – burknęła z rozdrażnieniem, wbijając niechętne spojrzenie w zielonkę.
- Hej, jestem po prostu wdzięczna za pomoc! To już nawet normalnie porozmawiać nie można?
- No to już porozmawiałyśmy. Możesz iść w swoją stronę, do zobaczenia.
Odwróciła się znowu, ale szelest z tyłu poinformował ją, że zielona przylepa nie zamierzała tak łatwo zrezygnować.
- Czemu od razu z taką agresją... Pomyślałam sobie po prostu, że, o,
możemy sobie razem pójść przez ten las, przecież to dobry pomysł, nie?
- Nie.
Dziewczyna zaśmiała się niepewnie.
- Mówisz tak, ale wcale tak nie myślisz... Znam się na tym, wierz mi. W
końcu chyba dobrze jest mieć z kim pogadać, nie?, zamiast tak samemu
iść. No! Słuchaj, naprawdę łatwiej by mi było, gdybyś zdradziła mi swoje
imię.
- Baala – odmruknęła dla świętego spokoju.
- No widzisz, już do czegoś doszłyśmy! Więc tak... Ja jestem z Wioski Trawy, a ty? – indagowała dalej zielonka.
Baala przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
- Posłuchaj: zanim nie wypadłaś na mnie z krzaków, miałam bardzo udany,
spokojny dzień i chciałabym, by tak pozostało. Nie chcę żadnego
towarzystwa po drodze. Rozumiesz?
Erika zacisnęła wargi,
wydymając je jednocześnie do przodu, przez co wyglądała jak naburmuszone
dziecko. Ściągnięte brwi świadczyły o wysiłku umysłowym.
- No dobra, to może inaczej. Mam propozycję nie do odrzucenia!
Baala przystanęła i obejrzała się na zielonkę, która stała w rozkroku,
dłonie opierając na biodrach, i uśmiechała się tryumfalnie.
- Patrz i podziwiaj! – zawołała Erika i nagle w jej dłoni pojawił się
zwój; Baala nawet nie zdążyła zauważyć, skąd go wyciągnęła, skoro miała
na sobie strój o polu powierzchni niewiele większym od przeciętnej
chusteczki higienicznej. No, może nie aż tak, ale na kieszenie po prostu
nie było już miejsca. – Patrz!
Rozwinęła rulon
dramatycznym potrząśnięciem ręki. Papier zaszeleścił, ciągnięty w dół
ciężarem woskowej pieczęci na samym dole zwoju. Baala przyjrzała się
odciśniętemu w wosku wężowatemu kształtowi, zwiniętemu w ciasny okrąg, z
którego wystawały tylko szpice pazurów i... rogów? Ach, no tak, to był
smok.
Spojrzała na Erikę.
- No i?
- Co, nie poznajesz pieczęci rodu Okamura?
- Pierwsze słyszę.
Zielonka przestała wypinać dumnie pierś i wytrzeszczyła oczy.
- Nigdy o nim nie słyszałaś?
Baala wzruszyła ramionami.
- Jest ważny?
Erika była wyraźnie załamana jej niewiedzą.
- Ważny! To starożytny, szlachetny ród o długiej, pełnej bohaterskich
czynów historii! Nie słyszał o nim tylko ostatni ignorant!
- Ach, tak. – Baala przekrzywiła głowę, przypatrując się krytycznie pismu. – Więc co to jest?
- To honorowany przez wszystkie banki grant! Wystarczy wejść i podać
kwotę. – Erika uśmiechnęła się z zadowoleniem, które jednak nie potrwało
długo, bo Baala powiedziała:
- Teraz rozumiem. Gdzie to zwinęłaś?
Zielonka o mały włos byłaby udławiła się powietrzem, które z głośnym sykiem wciągnęła do płuc.
- Zwinęłam? Ja jestem z rodu Okamura!
Baala zrobiła miną mówiącą „Ahaaa.... No tak”. W dalszym ciągu nic jej
to wszystko nie mówiło, ale wzmianka o grancie brzmiała obiecująco.
- Wystarczy podać kwotę, mówisz?
- Właśnie! Jakąkolwiek! – Zwinęła zwój. – Więc mam propozycję:
odeskortujesz mnie do najbliższego miasta, gdzie ci zapłacę za twój
wysiłek, co ty na to?
- Potrzebujesz eskorty? – Baala nie
potrafiła powstrzymać złośliwego uśmiechu. – Przecież możesz załatwić
przeciwników jednym palcem, nie?
Erika prychnęła, krzyżując ręce na piersi i celując nosem w niebo.
- Mam ostatnio gorszy okres, dobra? Oczywiście, że poradziłabym sobie sama! To tylko dla... pewności. O!
Baala potarła brodę, przypatrując się nowej „znajomej” nie bez sporej
dozy podejrzliwości. Erika nie wyglądała na kogoś, kto mógłby wywodzić
się z bogatego i respektowanego powszechnie rodu... o którym Baala nigdy
nawet nie słyszała, co samo w sobie było dziwne i dawało do myślenia. Z
drugiej strony miało to sens – ludzie, którzy ją ścigali, być może
chcieli dostać za nią okup.
- Mogę zobaczyć ten papier?
Zielonka pokazała jej język. W dłoni nie trzymała już zwoju - właściwie
to grant jakby wyparował, albo znowu zniknął w tym tajemniczym schowku,
z którego wcześniej go wyciągnęła.
- Jeszcze czego! Żebyś mi go zabrała?
- Nie zabiorę. Chcę tylko sprawdzić autentyczność – wytłumaczyła Baala
niecierpliwie. Erika odwróciła się na pięcie, znowu krzyżując ramiona i
odchylając lekceważąco głowę do tyłu.
- Nie pokażę.
- To skąd mam wiedzieć, że mnie nie okłamujesz?
- Słuchałaś w ogóle, co mówiłam?! Jestem z rodu Okamura! Śmiesz posądzać mnie o czyn tak niegodny, jak...
- Dobra, dobra – przerwała jej ze znudzeniem. – Niech ci będzie. Do najbliższego miasta, tak? Ile płacisz?
Erika podrapała się po głowie, po czym obejrzała się na Baalę; patrzyła
na nią przez chwilę, marszcząc w zamyśleniu brwi. Potem jednak
rozchmurzyła się, a w jej oczach pojawił się chytry błysk.
- No, teraz rozmawiamy! Stawka to, powiedzmy, dziesięć tysięcy ryou. Co ty na to, a?
- Biorąc pod uwagę to, że uratowałam cię od tych shinobi przed chwilą, spodziewałabym się trochę więcej.
- Piętnaście? Dobra, dwadzieścia! Dwadzieścia! Może być?
Baala skinęła z aprobatą głową, powstrzymując pełen politowania
uśmiech. Co za frajer płaciłby dwadzieścia tysięcy ryou za odprowadzenie
do miasta, które jest oddalone zaledwie o kilkanaście godzin drogi?
Najwyraźniej ci ninja musieli napędzić jej niezłego stracha.
Albo była po prostu głupia.
- Może być.
Zielonka w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko.
*
Kolejnych
parę godzin skłoniło Baalę do refleksji, że istnieją rzeczy, które nie
są warte pieniędzy. Nawet jeśli chodziło o dwadzieścia tysięcy ryou.
Do czasu, kiedy wreszcie opuściły las, przebyły ścieżkę wśród pól gęsto
porośniętych jęczmieniem i wkroczyły do miasta, Baali odpadały już
uszy. Dawno temu przestała rozumieć, co w ogóle Erika do niej mówi; była
świadoma tylko faktu, że gdzieś tam obok płynie nieskończony potok
słów. Czasem wzrastająca intonacja i nagłe urwanie wątku dawały jej
znać, że właśnie padło jakieś pytanie, ale wystarczyło wydobyć z siebie
krótkie „mhm” i monolog znów się rozkręcał.
Z rzadka zmuszała się do skupienia uwagi na tym, co mówi zielonka.
- ...a wtedy uciekali, aż się kurzyło, mówię ci, byłam taka wściekła,
że ledwo co mnie zobaczyli, a już wiedzieli, że... och, interesujące
miasteczko, nie? Ciekawe malunki na ścianach, widać, że kwitnie tu
życie.
Baala zerknęła obojętnie w stronę szarych budynków.
Było już po zmroku, ale parę starych, odrapanych latarni rzucało mdły
poblask na ściany domów. Rzeczywiście na paru z nich widniały
charakterystyczne symbole szczęścia i pomyślności, zaraz w sąsiedztwie
intrygujących akronimów „JM”. Miejscowa milicja chyba miała sporo
problemów z chuliganami.
Erika ziewnęła głośno.
- No, to znajdźmy jakiś zajazd, jestem tak zmęczona, że padam z nóg.
Baala była nie mniej wykończona, ale bynajmniej nie fizycznym
wysiłkiem. Nie rozumiała, jak zielonka, po przebyciu tylu godzin drogi w
tych koszmarnych kozakach, mogła mieć jeszcze energię na gadanie.
Wybór nie był zbyt duży, bo i sama wioska składała się z tylko jednej
głównej ulicy i przystających do niej rozpadających się budowli.
Dziewczyny mijały kolejne nadżarte rdzą sklepowe szyldy, aż w końcu
natrafiły na hotel, a przynajmniej coś, co hotel udawało; budynek
posiadał szeroki, zadaszony ganek i dwa piętra. Z okien biło przyjemne,
ciepłe światło.
- Weźmy jeszcze coś na kolację – powiedziała Erika, gdy wchodziły do środka. – Konam z głodu. Zapłacisz?
Baala momentalnie ocknęła się z otępienia, w jakim przebywała przez ostatnie godziny.
- Z jakiej racji ja mam płacić? Ty tu jesteś sponsorem tej wycieczki.
Zielonka machnęła lekceważąco ręką.
- Och, no wiesz, nie powinnam tak obnosić się z tym papierem. Mogłoby
nam to sprawić pewne... kłopoty. Po prostu zapłać, a jutro wypłacę
pieniądze w banku i ci oddam.
- Co? Jeszcze czego! Wyciągaj grant, ale już.
- Nie. Możesz nie sprawiać problemów?
Problemów? Ona według niej sprawia problemy? Baala aż sapnęła, czując w sobie gwałtowny przypływ gorącej złości.
- Co to ma...
Ale nie dokończyła, bo Erika pomaszerowała zdecydowanym krokiem do
lady. Zanim zdążyła ją dorwać, zielonka składała już zamówienie:
- ...kolację i pokój dla dwóch osób poproszę. Tak, może być na piętrze. Koleżanka zapłaci.
„Koleżanka”? A żeby ją diabli wzięli!
Uchwyciła ją nieco zbyt mocno za ramię, odciągając na bok.
- Nie uważasz, że przesadzasz? – wysyczała cicho, tak, by nie usłyszał
ich właściciel zajazdu, który cały czas ciekawie im się przypatrywał.
- Jutro ci oddam, serio. O co ci chodzi? – Głos Eriki zabrzmiał
pretensjonalnie. – Nie zbiedniejesz, jutro i tak dostaniesz swoje
dwadzieścia tysięcy, tak czy inaczej.
Baalę aż zatkało na
taką bezczelność. Cielęca mina zielonki – jej, o ironio, zleceniodawcy –
mówiły, że i tak nic teraz nie wskóra. Z rezygnacją rozluźniła uścisk.
- Pierwszy i ostatni raz za ciebie płacę. Jutro chcę widzieć moje pieniądze, zrozumiano?
Zawróciła do lady i, próbując robić dobrą minę do złej gry, wygrzebała z
plecaka pieniądze. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że właśnie dała
zrobić się w bambuko. A jeśli grant był podrobiony i posłużył jako
wymówka, by naciągnąć ją na kolację i nocleg? Może ta cholerna, zielona
dziewucha chce zniknąć nad ranem bez słowa?
Zerknęła za
siebie, na zielonkę. Erika właśnie poprawiała sobie przepaskę –
koszulkę? – na piersi, naturalnie nie przejmując się ewentualną
widownią. Cóż, nie wyglądała na szczególnie przebiegłą, ale mogła być
świetną aktorką i tylko udawać przygłupa. Może cały ten ród Okamura to
tylko sprytna bajeczka?
Rychło jednak musiała odłożyć
podejrzenia na później, bo zapachniało jedzeniem. Aż do tej chwili nie
zdawała sobie sprawy, jak bardzo zgłodniała po drodze; najwidoczniej
męczące towarzystwo Eriki tylko zaostrzyło jej apetyt. Obie zjadły, a
właściwie pochłonęły kolację, po czym udały się na górę, do pokoju.
Erika jeszcze w progu zdjęła buty, odkopnęła je beztrosko pod ścianę i
rzuciła się na łóżko. Objęła poduszkę rękoma i wierciła się przez
chwilę, moszcząc się wygodnie na pościeli. Westchnęła z zadowoleniem.
- To dopiero było niezłe żarełko. O, jak mi tu wygodnie! Niczego sobie ta buda.
Baala wykrzywiła się w niechętnym, wręcz pogardliwym grymasie. Odłożyła
słomiany kapelusz na szafkę, odsłaniając czarną bandanę na głowie.
Faliste, skręcające się przy końcówkach w loki włosy opadały luźno po
obu stronach okrągłej, nawet trochę dziecięcej twarzy: lekko spiczasty
podbródek, gładkie policzki, drobny nos, wąskie linie brwi – i oczy,
ciemne i duże, niemal czarne, w oprawie gęstych rzęs. Wydatne usta były
teraz wygięte w wyrazie niezadowolenia.
Mogłoby się
wydawać, że Baala wyglądała niezbyt groźnie. Jednak jej siła kryła się w
spojrzeniu – często srogim, nawet surowym. W tych oczach kryła się
wielka determinacja, pewna twardość i niezłomność, były to oczy osoby,
która nie cofnie się z raz obranej drogi, osoby, która może stawić czoła
wszystkiemu.
Nie to, co Erika, której wzrok nieustannie
błądził od jednego punktu do drugiego, który umykał na bok, gdy
próbowało się przygwoździć ją oskarżającym spojrzeniem. Miała wielkie
jasne oczy, takie, które w sam raz nadają się do wyrażania zdziwienia;
błyszczące iskierkami bezpodstawnej wesołości, zdradzające wszystko,
nawet najmniejsze wahnięcie nastroju, krótko mówiąc: takie, z których
można czytać jak z książki. Dołeczki w policzkach i zadarty nos tylko
dodawały wrażenia beztroski. Wygląd Eriki idealnie współgrał z jej
zachowaniem. Nie wspominając o ubiorze.
- Może mi powiesz, co robiłaś sama na odludziu, nie mając przy sobie żadnych pieniędzy, broni ani jedzenia?
- Eee, tam – odpowiedziała Erika elokwentnie. – Najwyraźniej ja, w
przeciwieństwie do niektórych, nie potrzebuję tony ekwipunku, by
przetrwać.
Baala zignorowała wyraźny przytyk i zdjęła z
dłoni czarne, materiałowe rękawice i cienkie, wykonane z siateczki
długie rękawiczki, kończące się nad łokciami. Kurty już nie ściągnęła,
na wypadek, gdyby shinobi śledzący Erikę zamierzali zaatakować w środku
nocy. Nie martwiła się tym, że mogą ją zaskoczyć, bo nie dość, że
sprawiali wrażenie amatorów, to drewniane podłogi w zajeździe były w tak
złym stanie, że skrzypiały przy każdym nastąpnięciu.
Tak więc poszły spać.
*
Erika patrzyła w mrok.
Nie od razu zorientowała się, że już nie śpi. Wokół panowała gęsta i
nieprzenikniona ciemność, a ciszy nie zakłócał choćby głos wiatru zza
okna. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, ale
dziewczyna czuła, że wcale tak nie jest. Nie obudziłaby się bez
przyczyny. Szczerze mówiąc, mało co było w stanie ją obudzić – zazwyczaj
nawet burza z piorunami nie dawała rady – ale tym razem sytuacja
wyglądała inaczej.
Czy ten odgłos jej się tylko przyśnił?
Z głośno bijącym sercem rozejrzała się po pokoju. Nie wpadał tutaj
nawet choćby strzęp księżycowego światła, a poza cichym, świszczącym
oddechem Baali nie słyszała nic więcej.
A potem zamarła.
Z oddali, jakby z dołu schodów, dobiegło ciche stukanie i szuranie.
Erika wstrzymała oddech, nie chcąc zagłuszyć obcego odgłosu. Powtórzył
się po dłuższej chwili, tym razem trochę głośniejszy.
I skrzypnięcie.
Ktoś szedł po schodach.
W pierwszej chwili o mało co nie pisnęła ze strachu, ale powstrzymała
się całą siłą woli i, najciszej jak potrafiła, zsunęła z siebie kołdrę.
Po omacku, idąc na palcach skierowała się w stronę łóżka Baali. Odgłosy
kroków, powolne i niepokojące, zbliżały się nieubłaganie; brzmiało to
tak, jakby coś bardzo ciężkiego wlokło się po kolejnych stopniach.
Oczy dziewczyny zaczynały już przyzwyczajać się do ciemności, więc
podejście do śpiącej towarzyszki obyło się bez zbędnych hałasów, zostało
za to okupione bolesnym uderzeniem się małym palcem lewej stopy o nogę
mebla. Posykując z bólu, Erika nachyliła się nad Baalą.
Już wyciągała dłoń, by ją obudzić, kiedy ta drgnęła – i zielonka
dosłownie sekundę później poczuła coś zimnego na skórze szyi.
- To ja, kretynko – szepnęła.
Oczy Baali błyszczały nieznacznie w mroku pomieszczenia. Nic nie powiedziała, ale cofnęła kunai.
- Co się dzieje? – zapytała szeptem.
Rozległo się kolejne półgłośne skrzypnięcie od strony schodów – i już
nie pytała o nic więcej; błyskawicznie podniosła się z łóżka, niemal
zderzając się z Eriką głowami, i cicho jak kot skoczyła do okna.
Zielonka ruszyła w ślad za nią, ale najpierw zabrała spod ściany swoje
kozaki, co zajęło jej chwilę, bo musiała wymacać je w ciemności.
Baala przez krótki moment manewrowała przy okiennicy, by przekręcić
gałkę bez żadnego odgłosu. Niemal jej się to udało: rozległo się tylko
bardzo ciche szurnięcie, którego na pewno nie można było usłyszeć, będąc
wciąż na schodach. Do środka wpadło chłodne, otrzeźwiające powietrze
nocy. Erika wcale nie poczuła się lepiej. Obejrzała się na drzwi, nie
mogąc odeprzeć wrażenia, że zaraz ktoś je otworzy.
- Idziemy!
Drgnęła, słysząc głośny, ponaglający szept. Baala była już po drugiej
stronie okna, dłońmi trzymając się parapetu. Potem puściła go i zeszła
po ścianie, utrzymując się dzięki czakrze skoncentrowanej w stopach.
Erika zastanawiała się, czy to odpowiedni moment na to, by jej powiedzieć, że ona tak nie potrafi.
Niemal podskoczyła, gdy rozległo się kolejne skrzypnięcie. Była zbyt
spanikowana, by zastanawiać się, dlaczego tajemniczy ktoś, kimkolwiek
był, pokonywał schody tak powoli.
Myślenie poszło w
odstawkę – wygramoliła się na parapet, przełknęła ślinę i zwiesiła się
po drugiej stronie. Zerknęła w dół. Ziemia wydawała się stanowczo zbyt
odległa.
- Co ty tam robisz? – syknęła Baala z dołu. – Schodź!
Erika zrobiła nieszczęśliwą minę, której i tak nikt nie zobaczył, i
spróbowała natrafić czubkiem buta na jakieś zagłębienie w ścianie. Gdy
jej się to udało, ostrożnie cofnęła jedną dłoń, szukając dobrego
uchwytu. Wilgotne od podenerwowania palce natknęły się na kant
wystającej deski. Zielonka zaczęła pełznąć w dół.
Gdyby
nie to, że pod nimi znajdował się betonowy chodnik, spróbowałaby
zeskoczyć – ale w ten sposób narobiłaby tylko hałasu, którego chciały
jak najbardziej uniknąć. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, a dłonie co
chwila ześlizgiwały się z nierówności ściany. W pewnym momencie nawet
obsunęła jej się noga, ale jakimś cudem zdołała utrzymać się na rękach i
poszukać dogodnego oparcia.
Niemal się zdziwiła, gdy
palcami stóp trafiła nagle na solidny grunt. Z pewnym niedowierzaniem
odsunęła się od ściany i zerknęła w górę, na czarny otwór okna. Nie
kontemplowała tego widoku zbyt długo, bo Baala chwyciła ją z tyłu, za
materiał i pociągnęła za sobą.
Szły powolnym, spacerowym
tempem. Po dziesięciu krokach przyspieszyły. Po dwudziestu niemal
biegły. Po kolejnych dziesięciu – gnały co sił w nogach w stronę
pobliskiego lasku.
Zwolniły dopiero wtedy, gdy wpadły między
pierwsze drzewa. Erika dyszała ciężko, zginając się wpół i trzymając się
za brzuch. Baala nie zdawała się być zmęczona; oglądała się do tyłu, by
się upewnić, że nikt za nimi nie podąża.
- To mógł być fałszywy alarm – mruknęła. – Może jakiś staruch, który wynajmował pokój na piętrze, wracał z toalety.
- Wolę tam... nie wracać i... ufff... i się nie upewniać – odparła
Erika pomiędzy kolejnymi sapnięciami. Zaczerpnęła głośno powietrza i
jeszcze głośniej wypuściła je z płuc. – Matko, umieram, co to był za
bieg na przełaj...
Nie była świadoma sceptycznego spojrzenia, jakim uraczyła ją Baala. Wyprostowała się z trudem.
- Co robimy?
- Idziemy dalej. Jeżeli to rzeczywiście twój pościg, musimy jak najszybciej się oddalić.
Erika pokiwała głową. Właśnie tego teraz chciała – zostawić zajazd daleko za sobą.
I w tym momencie rozległ się wybuch.
Obie jak na komendę obróciły się gwałtownie. Spoza pni drzew
przezierały światła miasteczka i wielka, czerwona łuna, oświetlająca
kłęby ciemnego dymu, na którego żółtawym tle przelatywały żarzące się
szczątki budynków. Eksplozja rozerwała przynajmniej dwa domy. Jednym z
nich był chyba zajazd.
Przez chwilę patrzyły na zjawiskowe
pogorzelisko, od którego sąsiednie budynki zaczynały już zajmować się
ogniem. Pasy drżącego pomarańczowego światła kładły się na ziemi,
sięgając niemal aż do skraju lasku. Pomału, wśród trzasków płonącego
drewna i walących się ruin, rozlegały się krzyki.
Dziewczyny spojrzały na siebie.
Erika zauważyła, że Baala nie miała ze sobą swojego słomkowego
kapelusza. Jej twarz była nieruchoma; jedynie szeroko otwarte oczy,
błyszczące od ognistej łuny, zdradzały szok.
Baala jako pierwsza się ocknęła. Głos miała niesamowicie spokojny.
- Spadamy.
Erice nie trzeba było powtarzać dwa razy; z werwą godną maratończyka
pognała w głąb lasu. Nie oglądała się na Baalę, ale suche trzaski
gałązek dawały jej znać, że dziewczyna biegnie tuż obok. Nie ubiegła
daleko, kiedy poczuła, jak coś zimnego musnęło ją w kark.
-
IIIIIIIIIIEEEEE! – zapiszczała rozdzierająco, zatrzymując się i
podskakując dziko w miejscu, sięgając na oślep dłońmi za plecy. –
ZABIERZ TO!
- Nie ruszaj się! – krzyknęła Baala ostrym, ale opanowanym głosem. Zielonka posłusznie znieruchomiała.
- Jest tam coś? Jest tam coś? Jest tam coś?
- Przymknij się, nic tu nie... A co to jest?!
Erika obejrzała się i podskoczyła, widząc rozlazłe, białe, pająkowate
kształty wielkości męskiej dłoni. Było ich co najmniej kilkanaście;
leżały w leśnej ściółce jak porzucone zabawki. Groteskowe zabawki.
- Fuuuj! Co to za paskudztwo?
I choć czuła obrzydzenie, to w duchu cieszyła się, że te białe
obrzydlistwa przynajmniej się nie ruszały. Nie znosiła robactwa, a tym
bardziej niczego, co chodziło na ośmiu nogach.
- Nie wiem.
– Baala ostrożnie przestąpiła nad jednym z pająków. Pomimo ciemności
były dobrze widoczne, bo ich biała powierzchnia połyskiwała mlecznie w
blasku księżyca. – To mi się nie podoba...
Podniosła wzrok
na Erikę i przez długą chwilę po prostu na siebie patrzyły. A potem
jednocześnie podjęły tę samą decyzję:
- Odwrót!
Skoczyły na boki, dosłownie o ułamki sekund uprzedzając męski krzyk:
- KATSU!
Rozległa się seria minieksplozji, gdy wszystkie z pająków wybuchły
jednocześnie. Erika poczuła powiew gorąca na plecach; padła na trawę,
osłaniając rękoma głowę. Spadło na nią parę gałązek.
Ktoś
uchwycił ją mocno za ramię i niemal siłą postawił na nogi. Zdążyła tylko
dostrzec burzę brązowych włosów, zanim Baala ruszyła biegiem, ciągnąc
ją ze sobą.
- Uciekaj! – krzyknęła do zielonki, która wciąż jeszcze nie odzyskała jasności myślenia.
- Nigdzie nie pójdziecie.
Baala zatrzymała się gwałtownie, bo niespodziewanie drogę zastąpiła im
osobliwa, obła sylwetka – nie od razu rzucała się w oczy, bo zdawała się
wtapiać w tło. Dopiero po chwili zauważyły, że po prostu jest owinięta w
długi, ciemny płaszcz, gdzieniegdzie poznaczony dużymi czerwonymi
łatami czy też plamami. Nad brzegiem wysokiego kołnierza zatknięta była
głowa, co ostatecznie upewniło dziewczyny, że mają do czynienia z
człowiekiem. W słabym świetle niewiele można było dostrzec, jedynie
pokaźną kitę wyrastającą z czubka głowy.
- No, no –
skomentował nieznajomy, mężczyzna, sądząc po niskiej barwie głosu. Mówił
takim tonem, jakim mógłby przemawiać myśliwy nad truchłem wyjątkowo
pokaźnej zwierzyny. – Więc udało wam się uciec, hm! Nieźle.
- Czyś ty zgłupiał, Deidara? – rozległ się kolejny głos, jeszcze
niższy, głuchy i ponury; rozległ się tuż obok, ze strony dziwnego,
przypominającego ogromnego żółwia kształtu, który powoli sunął w stronę
drugiego nieznajomego. Erika, o dziwo, nie wydała z siebie standardowego
okrzyku strachu. – Nie miałeś jej wysadzić w powietrze, tylko złapać.
- Musiałem się upewnić, czy się nadaje, hm! Gdyby zginęła, znaczyłoby to tylko tyle, że nie była warta naszego zachodu.
- Te twoje zdalnie sterowane bomby są strasznie powolne. Nawet dziecka byś tym nie zabił – odburknął jego towarzysz.
- To prototyp, mistrzu Sasori. Wymaga jeszcze poprawek, hm!
- Coście za jedni? – wtrąciła Erika nieoczekiwanie; głos miała tak słaby i cienki, jakby zamierzała lada moment zemdleć.
Żółwiowaty kształt przystanął, a ten drugi – Deidara – poruszył głową,
najwyraźniej spoglądając w jej stronę. Erika nie oglądała się na Baalę,
ale czuła, że towarzyszka też wbijała w nią wzrok.
Deidara zignorował ją.
- Są dwie, mistrzu Sasori, hm! Co zrobić z drugą?
„Mistrz Sasori”, przypominający wielki głaz i równie jak kamień ruchliwy, milczał przez chwilę.
- Zabić.
Dziewczyny popatrzyły po sobie. Żaden z nich nie powiedział, którą zamierzali zabić.
Baala nagle poderwała dłoń do góry, a Deidara zachwiał się i poleciał
do tyłu; Erika nawet nie próbowała zrozumieć, co się stało, po prostu
wystrzeliła do przodu jak korek z butelki, minęła przeciwnika i pognała
dalej.
Usłyszała z tyłu głośny hałas i odwróciła się, w
sam raz aby zobaczyć, jak pędzi ku niej coś wielkiego, kanciastego,
przypominającego grot strzały olbrzyma. Pisnęła i odskoczyła, ale pocisk
zręcznie wymanewrował między drzewami. Rzuciła się w bok, grot śmignął
obok niej; po chwili wyhamował i zawisł w powietrzu, i Erika dostrzegła,
że jest przymocowany do wygiętego jak wężowa szyja ogona.
Wiele można powiedzieć na temat lotności umysłu Eriki, ale nie to, że w
skrajnie dramatycznych sytuacjach nie potrafił myśleć. Wręcz
przeciwnie, jej mózg pracował teraz na najwyższych obrotach, a myśli
pędziły błyskawicznie, pociągając za sobą czyny.
Pobliskie
drzewa, między którymi przechodził ogon, miały sporo długich i giętkich
gałęzi osadzonych dość nisko na pniu. Uchwyciła pewnie kilka witek w
garść i ze sprawnością godną marynarza przywiązała go do drzew;
zacisnęła ostatni węzeł, aż zatrzeszczało drewno, i oparła dumnie nogę o
tę plątaninę.
- Ha! Oto dzielna Erika znów pokonała wroga! Ha, ha, ha!
Natychmiast odskoczyła, gdy ogon wierzgnął, blokując się w gordyjskim
węźle gałęzi. Ostry grot na samym końcu zatańczył w powietrzu jak ogon
węża, którego uchwyciło się za łeb, i wyginał się na wszystkie strony –
bez skutku. Erika pokazała mu język.
- Nara, frajerzy!
Z tyłu znów rozległy się odgłosy eksplozji i zatrzęsła się lekko
ziemia; Erika na moment straciła równowagę, ale zdołała utrzymać się na
nogach. Gwałtowne rozbłyski na ułamki sekund rozświetlały okolicę, smugi
jaskrawego światła wdzierały się między drzewa, rzucając ostre cienie.
Zdołała zobaczyć biegnącą ku niej sylwetkę, w której bez trudu
rozpoznała Baalę. Gdzieś z oddali dobiegło stęknięcie i rumor walących
się drzew.
Baala dogoniła ją i przystanęła, by złapać
oddech; ogon obok znów się szarpnął w uścisku gałęzi, i dziewczyna aż
podskoczyła z zaskoczenia. Spojrzała na węzeł, a potem na Erikę.
- Ty to zrobiłaś?
- No ba! – odparła zielonka dumnie.
Całkiem niedaleko drzewo zatrzęsło się, targnięte siłą eksplozji.
- Chodu!
Dziewczyny znów ruszyły biegiem przez las, z hałasem przedzierając się
przez gałęzie, ale i tak serie wybuchów wszystko zagłuszały, zresztą
oddalały się od nich coraz bardziej. Napastnicy najwidoczniej zgubili
ich ślad.
- Co to byli za jedni?! – krzyknęła Baala po dłuższym biegu.
- A ja wiem? Nie znam ich!
- To nie ci, którzy cię gonią?
- Nie! Pierwszy raz w życiu ich widzę!
Zwolniły, bo niebezpieczeństwo wydawało się już bardzo odległe. Erika
znowu próbowała desperacko złapać oddech, dysząc i rzężąc, jakby
pokonała dystans co najmniej dziesięciu kilometrów.
Baala
nic z tego wszystkiego nie rozumiała. Napastnicy chcieli złapać którąś z
nich – przypuszczała, że jeśli cała historyjka o rodzie Okamura jest
prawdziwa, to chodziło im o Erikę.
- Wyglądali tak, jakby
należeli do jakiejś organizacji – mruknęła ni to do siebie, ni to Eriki.
– Mieli takie same płaszcze.
- Te z czerwonymi plamami?
- Chmurami. – Baala wyprostowała się. – To były czerwone chmury.
Przez chwilę panowała cisza. A potem Erika nieświadomie wypowiedziała
te same słowa, które obijały się bezładnie w umyśle Baali:
- Pierwsze słyszę.
Jej oddech stawał się cichszy i bardziej równomierny. Zerknęła na
Baalę, która stała w bezruchu, uważnie nasłuchując odgłosów pogoni. W
lesie panowała cisza.
Przez noc niosło się tylko przeciągłe, niepokojące wołanie puchacza.
Hej :) Muszę przyznać, że nawet nie zauważyłam notki na Onecie, że przenosisz bloga, ale zazwyczaj korzystam z komórki, odwiedzając różne blogi, a nawet nie pomyślałam, że mogłabyś zrobić "aktualizację" w starej notce (bo w wersji mobilnej pokazują się tylko tytuły postów, a mój jest tak upierdliwym urządzeniem, że muszę trochę się pomęczyć, by cokolwiek zrobić na Onetowskich blogach), przez co nie miałam pojęcia o tym, że to zrobiłaś. Kilka(naście [?]) dni temu sprawdziłam i zauważyłam, no to weszłam tu i przeczytałam. Napisałam naprawdę fajny, długi komentarz i pojawił się kolejny problem - a mianowicie, weryfikacja obrazkowa. Brr, ona jest jedną z rzeczy, które nienawidzę. Na komórce nie da się jej w żaden sposób obejść (a przynajmniej, żaden nie jest mi znany), a że mój ekran jest taaaaaaki duży, to ucinało mi w połowie kodu i kicha. Postanowiłam więc napisać komenta wtedy, kiedy będę miała normalny dostęp do komputera, a potem, to... Przyznaję się bez bicia, że wypadło mi z głowy ^.^"
OdpowiedzUsuńKhem, khem. Trochę długi mój wywód, sorry ^.^""
Ogólnie pisałam o tym, że bardzo się cieszę z Twojego powrotu :) oraz, że rozdział mi się podoba. Postacie są chyba dokładnie takie, jakimi je zapamiętałam - Erika spontaniczna i głupiutka, zaś Baala ta mądrzejsza, zdrowiej myśląca. Wydaje mi się, że Erika w pierwszej wersji mogła używać chakry, jeśli się mylę, to mnie popraw. Ciekawa też jestem, jakie kolejne poprawki zamierzasz zrobić.
Co do szablonu, to mogę Ci trochę pomóc, ale nie jestem żadnym ekspertem, nie znam się na html'u, rzadko się za niego ruszam, wolę css'a, a nad swoimi szablonami dość długo ślęczę, więc do mnie zalecam kierować się tylko w ostateczności ;) Osób, które się na nich znają, niestety, nie znam, ale mogę Tobie polecić bloga, z którego się uczę - http://tajemniczy--ogrod.blogspot.com
Przy okazji chciałabym podziękować za dodanie mnie do linków.
Pozdrawiam! :)
Aaaaa jak ty genialnie piszesz! Jakbym czytała normalną książkę :) Szacun :D Na razie przeczytałam tylko połowę, bo muszę iść spać, ale jutro doczytam i skomentuję *.*
OdpowiedzUsuńPozdro M GG
Dzięki :D
UsuńNo. Już jestem ^^ Jest Akatsuki i jest akcja! Przynam, że bardzo pomyslowo z zapoznaniem obu dziewczyn:-D Deidara <3 Nie mogłam sie oderqac od tego opowiadania! Zaraz mam obiad i jak zjem to przeczytam kolejny rozdział! Jak sie bd pojawiały nowe to proszę o info! Świetne! Weny ^^
OdpowiedzUsuńDotaka - sorka jak są błędy,ale na fonie jestem
Sztuka-to-eksplozja-katsu.blogspot.com
LOL. Link do twojego dA jest na stronie z opowiadaniami o Kakuzu i Tatsu. Z dA doszłam do poprzedniego bloga na Onecie, a teraz jestem tutaj. Nosz na miły bóg, wyobrażasz sobie, jak ja kocham Kakuzu i w jaką podnietę wpadłam? To było jedno z nielicznych opowiadań o Kaku, które trzymały poziom, napięcie i sprawiły, że naprawdę zaczęłam zazdrościć komuś talentu do pisania. >.< (szacun)
OdpowiedzUsuńA teraz trafiłam na OC, Akatsuki i wartką akcję. Boshe, powiedz, że znajdę tu Kakuzu ( <3 ).
Co mi pozostało dodać? Piszesz świetnie. Tyle w temacie. Jestem ciekawa jak przedstawisz postaci z Akatsuki w kolejnych notkach.
<3 Pozdrowionka!
To widzę, że niezłą drogę przebyłaś, żeby tutaj trafić xD Mam dobrą, nawet bardzo dobrą wiadomość: tak, w tym opowiadaniu Kakuzu odgrywa bardzo ważną rolę. Największą z całego Akatsuki wręcz. ;)
UsuńZaczęłam sobie ponownie czytać Twego bloga. Mogę w sumie i ponownie skomentować. Hm, wiele rzeczy zdążyłam zapomnieć. Ale na pewno wiem jedno - na miejscu Baali bym się wkurzyła. Erika pojawiła się w jej życiu tak nagle i tylko sprowadza na nią kłopoty. W dodatku zachowuje się tak beztrosko i ciągle gada ._. Ech, nie mogłam sobie przypomnieć, kto z Akatsuki pierwszy ścigał dziewczyny. Kiedy coś powoli szło po schodach zajazdu, myślałam, że to Kisame z mieczem, ale jednak wyszło na to, że był to Sasori (chyba). Tak w ogóle to powinnaś napisać własną książkę. Masz talent i powinnaś nawet na nim zarabiać! Po Twoich blogach mogę stwierdzić, że gdybyś napisała coś własnego - byłoby na pewno bardzo dobre. Hm hm, a może już coś piszesz? Ale coś takiego, czego jeszcze nigdzie nie publikowałaś?
OdpowiedzUsuńTak, piszę obecnie coś własnego :) Na razie jest to w dość początkowej fazie, na dodatek miałam trzy miesiące przerwy od pracy nad tym, ale w Nowym Roku biorę się ostro do roboty.
UsuńOgólnie to ta wersja będzie się różnić od oryginału. Pierwsza saga jest niemal taka sama, z pewnymi niezbędnymi poprawkami i jedną całkowicie zmienioną sceną (Baala i Erika vs. Kakuzu i Hidan), ale już w drugiej sadze fabuła ździebko się odmieni ;>
Dziękuję za komentarz :D
Hm, prawie zapomniałam, że miałaś poprawiać wszystkie rozdziały. Może dlatego wydają mi się one takie inne.
UsuńFajnie, że tworzysz coś własnego. Mam nadzieję, że kiedyś to wydasz!