ROZDZIAŁ III: PLAN (PRAWIE) DOSKONAŁY
Po drugim starciu z Czarnymi Płaszczami Baala postanowiła zmienić trasę.
Dziewczyny porzuciły więc kluczenie górskimi szlakami i podążały teraz wraz z
nurtem rzeki, ku przełęczy.
Baala wiedziała, że tuż za granią
kończy się sypkie, skaliste podłoże, a zaczynają trawiaste pagórki i równiny.
Skalisty teren przechodził tam w łagodny stok, opadający ku polom uprawnym i
dolinie, po której drugiej stronie przebiegała już granica z Krajem Ognia.
Jeżeli tylko zdołają przekroczyć przełęcz, znajdą się na otwartym, zamieszkałym
terenie, gdzie będą względnie bezpiecznie. Nie miała wątpliwości, że Czarne
Płaszcze również o tym wiedzą. A to oznaczało, że ich najlepszą okazją do ataku
był ten odcinek drogi, jaki jeszcze dzielił uciekinierki od przełęczy:
obwarowany kamieniami brzeg rzeki, z obu stron zamknięty zwartym sosnowym
lasem.
Dlatego obmyśliła plan.
Powietrze pachniało świeżością,
wilgocią i igliwiem. Szept wiatru łączył się ze szmerem strumienia w
jednostajny szum, z którego miarowo wybijał się ton wody rozbryzgującej się na
skałach. Tutaj szerokość rzeki nie przekraczała jeszcze dwudziestu metrów, ale
przed przełęczą osiągała dodatkowe dziesięć, a nurt był na tyle rwący, że
przewieszono tam most linowy pomiędzy dwoma brzegami. Baala wiedziała o tym i
postanowiła to wykorzystać.
Teraz stała, krzyżując ramiona na piersi, i
wpatrywała się w Erikę nieugiętym wzrokiem. Ta natomiast chowała ręce za plecy
i kręciła się niepewnie w miejscu, patrząc na niewyraźny, koślawy rysunek,
który Baala parę minut wcześniej nakreśliła patykiem w mokrej ziemi.
- Zrozumiałaś wszystko?
Zielonka wykrzywiła się jak
wezwany do tablicy uczniak, który nie potrafi rozwiązać najprostszego zadania.
- No... nie wiem - odpowiedziała
z ociąganiem. - To naprawdę... konieczne? Sama mówiłaś, że do przełęczy jest
dzień drogi stąd, a potem nie ma się o co martwić...
- Pewnie, że nie jest konieczne.
Ale jeśli chcesz dotrzeć do Kraju Ognia żywa, to obawiam się, że jednak okaże się to
niezbędne. - Baala zamazała butem prowizoryczny schemat. - Wóz albo przewóz!
Zresztą - dodała jak od niechcenia - dużo łatwiej byłoby mi zaplanować całą
akcję, gdybyś raczyła mi powiedzieć, jaki rodzaj zwierząt przywołujesz.
- Nie przywołuję - odburknęła
Erika. - Ile razy mam ci to powtarzać? Przyśniło ci się coś, jak byłaś
nieprzytomna, więc przestań mnie o to wypytywać!
Baala westchnęła i pokręciła
głową.
- Bardzo dobrze, jak sobie
chcesz. Sama sobie utrudniasz sprawę. No, ruszamy w drogę.
"Wielka i
potężna" kunoichi Trawy jęknęła, uświadomiwszy sobie, że decyzja zapadła
na dobre. Na szczęście nie próbowała oponować, bo kłótnia była ostatnią rzeczą,
jakiej Baala by sobie w tym momencie życzyła. I tak dostawała szału na samą
myśl, że musi działać razem z kompletnym amatorem, ale nie było innego wyboru -
jeśli miało im się powieść, musiały współpracować.
Ruszyły w dół rzeki,
po brzegu zasłanym kamieniami i żwirem. Utrzymywały spokojne, regularne tempo,
i właściwie wszystko szłoby zgodnie z planem, gdyby Erika nie oglądała się bez
przerwy nerwowo do tyłu. Robiła to tak nachalnie, że w końcu Baala dała jej
kuksańca w bok. Sama, co prawda, uważnie obserwowała zarośla, ale na tyle
dyskretnie, by potencjalny napastnik nie posądził jej o ostrożność.
Czas mijał powoli, ciągnął
się jak roztopiony karmel, odmierzany nie przez sekundy i minuty, ale przez
ukradkowe spojrzenia na półmrok między drzewami. Szły w ciszy, a atmosfera
stawała się coraz bardziej napięta. Oczekiwanie na to, aż coś w końcu się
stanie, powoli robiło się nie do zniesienia.
- Na pewno się pojawią? -
zapytała bojaźliwie zielonka. Trzeba było przyznać, że bardzo się starała, by
głos jej nie drżał. Jej podenerwowanie zdradzały dłonie, które nieustannie
bawiły się kunaiem, którego dostała od Baali: palce przemykały nerwowo po rękojeści i
niekontrolowanie gładziły ostrze.
- Tak sądzę - odmruknęła
Baala półgębkiem. - Nie panikuj i rób wszystko tak, jak ustaliłyśmy.
Pojawią się z tyłu, z
przodu czy z boku? Jak dotąd Czarne Płaszcze nie atakowali znienacka
(pomijając, rzecz jasna, wysadzenie połowy wioski w powietrze), ale ze spokojem
i całkowitą pewnością siebie podchodzili od frontu. Musieli być przekonani o
swojej przewadze sił i, szczerze mówiąc, nie było w tym nic dziwnego. Różnica
klas była aż nadto wyraźnie wyczuwalna. Do tej pory miały wielkie szczęście,
ale nawet największy fart kiedyś musi się wyczerpać.
Wystarczy, że jeszcze
raz uda im się przechytrzyć Czarne Płaszcze. Baala spojrzała przed siebie, na
zamglony cień przełęczy ponad koronami drzew. Tylko jeden dzień... w ciągu tego
jednego dnia okaże się, kto wygra.
Erika pisnęła tak
niespodziewanie, że Baala niemal podskoczyła. Zatrzymała się i rozejrzała
gwałtownie, przestraszona myślą, że dała się zaskoczyć, ale nie dostrzegła nic
ani nikogo dziwnego, nie wspominając o charakterystycznych, czarnych płaszczach
z czerwonymi chmurami. Odprężyła się nieco, ale wciąż była spięta i
zaalarmowana. Spojrzała na zielonkę.
Ta stała ze wzniesioną nogą
i patrzyła z miną, która wyrażała najwyższe obrzydzenie, na brunatną paciaję na
bucie.
- Fuuuj! Co to jest? Łeeee!
I zaczęła energicznie
wycierać podeszwę w trawę obok. Baala stała w bezruchu, nie mogąc powstrzymać
fantazji o tym, jak łapie zielonkę za włosy i wpycha jej twarz do rzadkiego
placka, który spoczywał w trawie, rozjechany butem Eriki.
- Myślałam, że coś się
stało - warknęła przez zęby. - Mogłabyś tak nie panikować z byle powodu?
- To nie jest byle powód! -
zaperzyła się Erika. - Ciekawe, co ty byś niby zrobiła, jakbyś w to wdepnęła?
- Na pewno bym się
nie wydzierała - burknęła wrogo w odpowiedzi. - Czy przypadkiem nie jesteśmy
ścigane? Poza tym mówiłam ci, żebyś...
Erika prychnęła i
przewróciła oczami, co rozsierdziło Baalę tak, że zamilkła w pół zdania.
- To ja ci pomagam i
narażam własne życie, a ty tak się odwdzięczasz?
Tamta wzruszyła lekceważąco
ramionami, co było jeszcze bardziej irytujące.
- Po prostu wkurza mnie, że
czasem zachowujesz się, jakbyś pozjadała wszystkie ro...
Zielonka już nie
dokończyła; coś przeleciało ze świstem pomiędzy dwoma dziewczynami i z głuchym
łupnięciem wbiło się w pobliską jodłę. Pień zatrząsł się z taką siłą, że Baala
niemal zdziwiła się, że z drzewa nie opadł obłok igieł.
Przedmiotem, który wrył się w
drewno, niewątpliwie była kosa. Trójzębna, to Baala mogła dostrzec ze swej
pozycji, na dodatek jej ostrza pomalowano na kiczowaty, krwistoczerwony kolor,
tak jakby miała pełnić funkcję raczej dekoracyjną niż bitewną. Co więcej, na
końcu trzonka umocowany był sznur... który ciągnął się od drzewa, po trawie
między nią i Eriką, a kończył się...
Oczywiście wiedziała, co
zobaczy na drugim końcu liny. Sądziła, że skoro potrafi przewidzieć ruchy
prześladowców, niczym jej nie zaskoczą, toteż przez myśl jej nie przeszło, że
przez durnowatą towarzyszkę podróży da się podejść jak dziecko.
Istotnie, parędziesiąt kroków
za nimi majaczyły między drzewami dwie wysokie sylwetki w czarnych płaszczach.
Materiał ich okryć zdobiły czerwone, rzucające się w oczy chmury. To tyle,
jeśli chodziło o podobieństwa do poprzednich Czarnych Płaszczy - ci dwaj, tak
jak Baala tego oczekiwała, zastąpili poprzedników. Nie była jednak w stanie na
oko stwierdzić, czy od tamtych odróżniał ich wyższy poziom profesjonalizmu.
Pierwszy z nich, który stał
po lewej stronie, robił wrażenie zawodowca - a przynajmniej kogoś, kto znał się
na swojej robocie lepiej, niż ten cały Daidrara. Wyjątkowo wysoki, poza
zapiętym pod szyję płaszczem nosił też coś w stylu białej kominiarki, z
doczepioną ciemną maską osłaniającą usta i nos. Miał też opaskę z ochraniaczem,
na którym wyryty był znak, który przypominał dwie połówki skierowanej w dół
strzałki; rozeznana w świecie Baala od razu rozpoznała symbol Wioski Wodospadu.
Przekreślająca go rysa dość jasno mówiła, że jej właściciel porzucił rodzimą
osadę.
Poza tym wyróżniał się
ciemniejszym kolorytem skóry oraz dziwaczną barwą oczu. Pomimo odległości
dziewczyna mogła dostrzec bardzo szerokie, brudnozielone źrenice bez tęczówek
(a może odwrotnie: tęczówki bez źrenic?) w otoczce ciemnych, chyba
ciemnoczerwonych twardówek. Baala mimowolnie wzdrygnęła się na ten widok, choć
przez głowę przebiegła jej dość ironiczna myśl, po co ktoś z tak diabelnie
charakterystycznymi oczami, po których poznałoby go nawet dziecko, wkłada tyle
trudu w osłonięcie głowy i twarzy.
Drugi z Czarnych Płaszczy
wyglądał już normalnie. Kołnierz miał nonszalancko rozpięty do końca mostka,
odsłaniając fragment nagiej piersi, jakiś wisiorek oraz opaskę z ochraniaczem
zawiązaną na szyi. Tym razem kunoichi, choć skojarzyła symbol na metalowej
płytce - trzy ukośne kreski, również przekreślone - nie mogła dokładnie
przypomnieć sobie jego znaczenia; wiedziała tylko tyle, że oznaczał jedną z
pośledniejszych Wiosek, raczej pozbawioną politycznego znaczenia.
Nieznajomy wydawał się
wątłej budowy, w przeciwieństwie do postawnego towarzysza, a wrażenie to
podkreślały delikatne, jakby chłopięce rysy twarzy, cienkie brwi i jasne oczy.
Miał osobliwie jasne, siwe włosy, krótkie i ulizane, zaczesane do tyłu. Ogółem
dla Baali wyglądał jak wypacykowany dandys, choć zdawała sobie sprawę, że
powszechnie musi uchodzić za przystojnego.
Co ważniejsze, w
dłoni tego fircyka znajdował się drugi koniec liny. Uśmiechał się drwiąco,
przypatrując im się nieruchomym, jak gdyby nieco nieobecnym spojrzeniem.
- Deidara i Sasori nie
umieli sobie z nimi poradzić? - zastanowił się głośno, nie spuszczając z nich
wzroku. - Schodzą na psy. Zresztą zawsze byłem zdania, że Deidara się do
niczego nie nadaje. Artyści od siedmiu boleści... ha! Nie mają pojęcia o
prawdziwym spełnieniu, o wszechwładnej i wszechobecnej boskiej obecności,
która...
- Za dużo gadasz, Hidan -
burknął jego zamaskowany towarzysz. - Bez zabijania, pamiętaj.
O? Czarne Płaszcze zmienili
podejście i już nie chcą ich, a raczej jednej z nich, zabić? To było warte
uwagi. Zerknęła z ukosa na Erikę; zielonka patrzyła się na mężczyzn tępo jak
głupie cielę.
Ten, który został nazwany
Hidanem, machnął ręką, jakby odganiał uporczywą muchę.
- Jasne, jasne, nie zabijaj
to, nie zabijaj tamto, rzygam już tymi upomnieniami. Jestem wyznawcą Jashina i
moją powinnością jest składanie ofiar, a nie uganianie się za jakimiś dziewkami
po okolicy! I to tylko dlatego, że temu cholernemu piromanowi nie chciało się
porządnie ruszyć dupy!
Choć miały do czynienia z
innym duetem, wszystko wskazywało na to, że Czarne Płaszcze lubili długie,
bezcelowe dyskusje przed zabraniem się do roboty. Na to zresztą liczyła Baala,
układając swój plan.
*
- Zatrzymaj się na chwilę.
Erika obejrzała się na
nią i zamrugała, posyłając jej pytające spojrzenie. Baala rozejrzała się po
szumiącym cicho lesie, a że nie dostrzegła niczego podejrzanego, zbliżyła się
do brzegu rzeki, trzymając w dłoni patyk, i usiadła na jednym z kamieni.
- O co chodzi?
Baala nie odpowiedziała
od razu, zajęta rysowaniem w mokrej ziemi jakichś kształtów. Zaciekawiona
zielonka podeszła bliżej, pochylając się nad rysunkiem, który nie przypominał
jej właściwie niczego.
- To jest rzeka -
objaśniła Baala, kreśląc na wskroś całego wzoru podłużną linię. Stuknęła końcem
patyka najpierw po jej lewej, potem po prawej stronie. - A tu jej brzegi.
Jesteśmy tutaj. - Zakreśliła wskazane miejsce kółkiem. Potem przeniosła gałązkę
tak, że jej koniuszek zawisł nad podłużnym prostokącikiem, który prostopadle
przecinał linię rzeki. - A to most linowy. Jedyny w odległości paru kilometrów
i ostatni przed przełęczą. Dzieli nas od niego godzina drogi, może trochę
więcej.
Erika kiwała głową na
znak, że rozumie, choć nie miała pojęcia, do czego dąży jej towarzyszka.
Marszczyła brwi, usiłując zwizualizować sobie rysunek w rzeczywistym terenie,
tymczasem Baala mówiła dalej:
- Nurt jest tak
silny, że nie ma mowy o przejściu po wodzie za pomocą czakry, pokonanie rzeki
wpław też odpada. Prąd zmiecie cię, zanim przepłyniesz połowę odległości.
Szerokość rzeki w tamtym miejscu wynosi... lekko licząc... przynajmniej
trzydzieści metrów. Potem koryto rozszerza się coraz bardziej. Mogłabyś co
najwyżej przefrunąć na drugi brzeg... albo wrócić się do brodu, marnując
dobrych parę godzin.
- No, fakt -
przytaknęła zielonka ochoczo, choć nie widziała celu tych rozważań. - I co z
tego?
Baala wyprostowała się,
nie wstała jednak z kamienia.
- Czarne Płaszcze
na pewno pojawią się jeszcze raz, zanim dotrzemy do przełęczy. Później... nie
musimy się nimi przejmować, wiem, jak można im z łatwością zniknąć z oczu,
kiedy wyjdziemy na równiny. Tutaj las jest tak gęsty, że można podróżować tylko
albo szlakami, albo brzegiem rzeki, poza tym zostawiamy mnóstwo śladów, więc
wytropią nas bez trudu, to pewne.
Zielonka poczuła
przestrach, choć nie chciała tego po sobie okazywać. Zacisnęła tylko usta -
miała nadzieję, że jej przewodniczka uzna to za wyraz zdeterminowania - i kiwnęła
głową, udając aprobatę dla jej przemyślności.
- I co dalej?
- No, pomyśl. Rzeki nie
można przekroczyć w inny sposób, niż mostem.
Erika przekrzywiła
głowę, wpatrując się niepewnie w rysunek na ziemi, bynajmniej nie dlatego, by
był fascynujący, ale wolała unikać spojrzenia towarzyszki.
- Jeżeli my
będziemy na jednym brzegu - wytłumaczyła Baala niecierpliwym tonem - a oni na
drugim, wówczas uzyskamy parę godzin przewagi. W sam raz, aby dotrzeć do
przełęczy.
- Ach, tak! No jasne! -
zachwyciła się Erika, kiedy w końcu pojęła zamiar Baali. - Ale... jak mamy
znaleźć się na dwóch różnych brzegach?
- Tutaj w grę
wkracza most. Jest newralgicznym punktem naszej ucieczki. - Erika, choć bardzo
chciała, nie zapytała, co to znaczy "newralgiczny". - Krótko mówiąc,
musimy najpierw upewnić się, po której stronie rzeki znajdują się Czarne
Płaszcze. Jeśli po przeciwnej... w co wątpię, raczej podążają dokładnie naszym
śladem... musimy po prostu zlikwidować most, zanim zdążą go przekroczyć. Jeśli
po naszej... musimy przekroczyć go przed nimi, i wtedy zniszczyć połączenie.
Skrzyżowała ręce na
piersi i spojrzała na Erikę, wyraźnie oczekując reakcji. Zielonka zawahała się,
skonfundowana nagłym zakończeniem przemowy, i wydukała z siebie:
- No... dobry plan.
Chyba.
Baala westchnęła i
wstała z kamienia, otrzepując materiał spodni.
- Zakładam, że nie
będą atakować z zaskoczenia, ale po prostu do nas podejdą, tak jak wcześniej.
Tamci dwaj lubili sporo gadać, może ci też się rozgadają... załatwię nam
zasłonę dymną, a potem - biegiem do mostu, rozumiesz? Jeśli znasz jakieś
techniki... - Erika wydęła policzki, oburzona samym przypuszczeniem, że mogłaby
być aż tak wielką ciamajdą, by nie znać ani jednego ninjutsu - ...to używaj ich
tak, by odwracać uwagę Czarnych Płaszczy. Bez względu na wszystko musimy
dotrzeć do mostu pierwsze, jasne?
Erika rozejrzała się
tak, jakby się spodziewała, że w magiczny sposób pojawi się ktoś, kto za nią
zaaprobuje cały plan. I najlepiej jeszcze go później wykona.
- No chyba - stwierdziła
niepewnie. - Jeśli trzeba. Skoro tak mówisz.
- Ty pobiegniesz
przodem. Pierwsza pokonasz most, i... - Sięgnęła do kabury przymocowanej do
paska na udzie, wyciągnęła z niej kunai i rzuciła go zielonce. Erika ledwie
zdążyła zareagować i go złapać. - ...zaczniesz ciąć liny. Ja kupię ci trochę
czasu, ale spiesz się, wszystkie mają być nadcięte. Kiedy krzyknę
"teraz", masz je odciąć. Jasne?
Popatrzyła niepewnie na
kunai we własnej ręce. Broń była ciężka i zdawała się być w ogóle niedopasowana
do wnętrza jej dłoni.
- Jasne -
potwierdziła markotnie. - Ja wbiegam na most i tnę liny, ty krzyczysz
"teraz", ja je odcinam. Proste jak drut. Chyba.
Baala pokiwała głową.
- Pozostaje nam mieć
nadzieję, że nie potrafią latać - pozwoliła sobie na gorzki uśmiech. - Biegnij
i się nie zatrzymuj, to ważne, by nie udało im się nas spowolnić przed mostem.
Erika wyjątkowo nie
okazywała swej zwyczajowej pewności siebie, nie miała też ochoty na wybujałe
przechwałki. Plan wcale jej nie przypadł do gustu, chociaż brzmiał prosto i
dawał iluzję skuteczności.
Ale nie miały lepszego.
*
Baala błyskawicznie wykonała pieczęci, korzystając z faktu, że Czerwone
Chmurki zajęci byli dyskusją, i nabrała głębokiego oddechu.
- Element ognia: W
obłoku popiołów ukrycie!
Kiedy
wydmuchnęła powietrze z płuc, z jej ust wydobył się strumień ciemnego, gęstego
dymu, jak para wystrzelająca przez niedokręcony zawór; cuchnąca spalenizną
chmura rozrosła się w mgnieniu oka w nieprzeniknioną ścianę, odgradzając
dziewczyny od prześladowców.
- Co do kurwy nędzy...?! -
rozległ się urwany okrzyk zaskoczenia Hidana, zakończony serią kaszlnięć, gdy
masa pyłu i popiołu wdarła mu się do płuc.
Erika uznała, że to wyraźny
sygnał, i odwróciła się na pięcie, podrywając się do biegu. Zaraz potem
odskoczyła panicznie w bok, gdy leżąca dotąd na ziemi lina naprężyła się
gwałtownie, wyrywając z jodły trójzębną kosę, która wyminęła w locie zielonkę i
zniknęła z tyłu, w chmurze dymu. Dziewczyna szybko odzyskała koncentrację i
pognała przed siebie, bezbłędnie jak kozica pędząc po kamienistym podłożu,
pomimo obuwia co najmniej nieadekwatnego do takich maratonów i tego terenu. Nie
oglądała się za Baalą, a troskę wobec towarzyszki ograniczyła do nieśmiałej
nadziei, że tamtej jakoś uda się wybrnąć cało.
Jak daleko było do tego
mostu? Od chwili, kiedy Baala przedstawiła jej swój plan, minęło już trochę
czasu, więc chyba były blisko? Erika nie miała pojęcia, jak długo będzie w
stanie biec, mogła więc tylko prosić w duchu, by wreszcie zobaczyć zawieszony
nad wodą mostek. Rzeka szumiała intensywnie; rzeczywiście drugi brzeg był teraz
bardziej oddalony.
Przebiegła pod
zwieszającymi się z przekrzywionych jodeł gałęziami gęstymi od igieł, przeskoczyła
zwalony, obrośnięty mchem pień, i zobaczyła, że dotarła do uskoku: linia rzeki
kończyła się zaledwie parędziesiąt kroków dalej, woda zdawała się niknąć za
krawędzią grani, a szum wzmógł się, przeradzając w głośny grzmot. Erika
dobiegła na sam skraj i zobaczyła, jak woda rozbija się daleko, daleko w dole
na skałach, a dalej...
Most! Niemal krzyknęła z
radości na widok lichej, chwiejącej się niepewnie konstrukcji z desek i lin.
Zeszła stromym zboczem, uważając, by nie poślizgnąć się na mokrej trawie.
Wcześniej rzeka płynęła równo z poziomem gruntu, ale od uskoku ta proporcja
ulegała znaczącemu zachwianiu; most rozciągnięto na wskroś przesmyku, którego
dnem spływał strumień, a wysokie na kilkanaście metrów kamienne ściany
zakleszczały się nad nim jak szczypce.
Dotarła do dwóch solidnych,
drewnianych palików, głęboko usadzonych w ziemi przy krawędzi przepaści.
Asekuracyjnie chwyciła jeden z nich i wychyliła się, spoglądając w dół.
Ciemnoniebieska nić rzeki falowała jak pełznący wąż. Było dość wysoko, ale
upadek dla wprawnego pływaka nie powinien być groźny.
Spojrzała na most. Nie
wyglądał zachęcająco: szereg desek splecionych pajęczyną lin, chybotał się pod
najlżejszymi podmuchami wiatru. Erika mogła tylko się domyślać, że wcześniej
nie natknęły się na żaden murowany most, bo nurt rzeki był zbyt silny i mógłby
osłabić przypory. To rozwiązanie jednak wcale nie wydawało jej się bardziej bezpieczne.
Obejrzała się za siebie, w
górę, ku krawędzi wodospadu. Nie słyszała nic poza hukiem rozbijającej się
wody, co ją zaniepokoiło. Gdyby Baala biegła za nią, to powinny rozlegać się
chyba jakieś odgłosy walki, jakaś wrzawa, ogólnie hałas - a nie wychwytywała
żadnych podejrzanych dźwięków, choć wytężała słuch. Czyżby Czerwone Chmurki ją
złapali...?
Nie, nie, nie! Pokręciła
gwałtownie głową, odrzucając od siebie tę myśl. Bądź co bądź, nawet jeśli Baala
czasem ją denerwowała, wcale nie życzyła jej źle. Nie, Baali na pewno nic nie
jest, przecież zna się na tym, pewnie nie raz bywała w podobnych sytuacjach...
W końcu jest najemnikiem... Powinna dać radę...
Prawie przypadkiem
przypomniała sobie, że ma przecież zadanie do wykonania, nawet jeśli dowódca
operacji mógł zostać schwytany. Obróciła się z powrotem w stronę mostu, wsparła
dłońmi o paliki i spojrzała na przeciwległy brzeg, przełykając ślinę. Tamta
krawędź wydawała się tak strasznie daleko... ale chyba ten most, jak to mosty zazwyczaj,
jest używany? Ktoś nim przecież musi chodzić, skoro w ogóle go tutaj
zawieszono, prawda?
Zacisnęła usta i na moment
przymknęła powieki, powtarzając sobie w duchu, że da radę. Chwyciła mocniej
kunai, który trzymała w prawej dłoni. Dotrzeć na koniec mostu... podciąć
liny... przecież poradzi sobie...
Zaczerpnęła powietrza
i, wodząc lewą ręką po sznurze, wkroczyła na pierwsze deski. Od razu poczuła,
jak cała konstrukcja zadrżała pod jej ciężarem, i przez chwilę zaczęła sądzić,
że cała ta fuszerka runie w dół - ale tak się nie stało. Powoli ruszyła dalej,
co jakiś czas przystając, gdy most zaczynał za mocno się kołysać.
Krok za krokiem...
nie patrzeć w dół, ale przed siebie... och, czemu to diabelstwo tak lata na
prawo i lewo? Może za mocno przytrzymuje się sznura, i przypadkiem pociąga cały
most? Sprawę pogarszał wiatr, który tam na górze, przed uskokiem nie dawał się
we znaki, ale tutaj, w pustej przestrzeni między dwoma kamiennymi ścianami, dął
z siłą gigantycznej dmuchawy.
Przeprawa dłużyła się
Erice coraz bardziej, aż miała ochotę puścić sznurową balustradę i przebiec
ostatni odcinek trasy. Rozsądek podpowiadał jej jednak, że skończyłoby to się
kąpielą w zimnej wodzie, więc powstrzymywała odruch. Zaczynała nawet odczuwać z
siebie zadowolenie, że tak sprawnie i bezproblemowo jej to idzie; most okazał
się solidniejszy, niż sądziła, deski nie skrzypiały pod jej krokami, wydawały
się mocne.
W końcu stanęła na
drugim brzegu. Obejrzała się za siebie, z nadzieją, że wreszcie zobaczy Baalę,
ale dostrzegła tylko pustkę. Jak długo zajęło jej przejście mostu? Zdawało jej
się, że strasznie długo, ale ostatecznie mógł być to tylko efekt
psychologiczny; może potrwało to tylko dwie minuty. Tak czy inaczej, musiała
podciąć liny i czekać na to, kto pojawi się pierwszy: Baala czy Czerwone
Chmurki. Od razu zabrała się do pracy. Sznury były grube, musiała też uważać,
by nie nadciąć ich za mocno, by most nie runął pod samym ciężarem Baali.
Gdy była pogrążona w
pracy, wreszcie usłyszała upragniony zgiełk. Poderwała głowę i zobaczyła -
czując, jak z serca spada jej kamień - drobną sylwetkę niemal zjeżdżającą po
stoku. Baala, bo to niewątpliwie była ona, ześlizgiwała się po trawie na
podeszwach butów, prawie wyprostowana, tak strome było zejście. Dotarła na
płaski grunt i od razu ruszyła biegiem w stronę mostu, a Erika zobaczyła, jak
błyszczący w słońcu przedmiot przelatuje ponad krawędzią uskoku i leci w ślad
za dziewczyną. Nabrała powietrza, by krzyknąć - choć mało prawdopodobne, że
zdążyłaby ją ostrzec - ale Baala sama wyczuła niebezpieczeństwo i odskoczyła w
bok, przeturlawszy się po ziemi, podczas gdy demoniczna kosa trafiła w pustkę,
padając na trawę.
- Baala! Baala! -
zawołała, machając do niej ręką ściskającą kunaia, by dać znać, że
przygotowania są już prawie zakończone.
Nie była pewna, czy
Baala to widziała, ale wbiegła na most. I wtedy zobaczyła Czerwone Chmurki -
dwie ciemne postaci, które wynurzyły się ponad krawędzią, i, zamiast schodzić po
stoku, zeskoczyły z niego z taką lekkością, jakby ważyły niewiele więcej niż
pióra.
*
Baala wiedziała, że Czarne Płaszcze ją doganiają. Nie miało to jednak
wielkiego znaczenia, bo wreszcie była na moście, i choć zachwiał się
gwałtownie, gdy na niego wbiegła, to prawie nie zwolniła. W połowie drogi
zatrzymała się jednak i obejrzała przez ramię. Jeden z Czarnych Płaszczy,
gadatliwy goguś, ściskając w garści kosę ruszył jej śladem, ale powoli i jakby
bez przekonania. Ten drugi pozostał na brzegu, co ją trochę zmartwiło. Był dla
nich największym, jak do tej pory, zagrożeniem, tego była pewna; za to głupka z
kosą można było wręcz zignorować.
Ten zamaskowany...
gdyby tylko udało im się go unieszkodliwić... Gdy obserwowała kroczącego ku niej
niezdarnie Hidana, przytrzymującego się sznurowej barierki, wpadł jej do głowy
pewien pomysł. Obejrzała się do tyłu, na Erikę czekającą przy drugim brzegu.
Widziała, że zielonka otwiera usta i o coś pyta, ale nie usłyszała dokładnie, o
co; sądząc, że pyta o przecięcie lin, odkrzyknęła:
- Jeszcze nie teraz!
*
Erika osłoniła ucho dłonią, by lepiej usłyszeć odpowiedź Baali. Zmarszczyła
brwi.
- Teraz? - zdziwiła
się sama do siebie. - No, dobra...
*
Baala jeszcze zastanawiała się, jak wyciągnąć drugiego Czarnego Płaszcza na
most, kiedy nagle grunt znienacka osunął się jej spod nóg. Odruchowo i na oślep
usiłowała uchwycić się czegokolwiek, i jej dłoń trafiła na jedną z lin
wiążących deski; uchwyciła się jej jak własnego życia, szarpnęło nią, gdy
zawisła nad przepaścią, trzymając się mostu tylko jedną ręką.
Czarny Płaszcz za to
miał mniej szczęścia – usłyszała zaskoczony krzyk, a potem całą konstrukcją
znów szarpnęło, jeszcze silniej niż poprzednio. Oszołomiona dziewczyna uniosła głowę
i zobaczyła, że most wisiał teraz przechylony. Po tej stronie, gdzie stał drugi
Czarny Płaszcz, trzymały się wszystkie cztery główne liny, ale dalej most
obracał się skośnie, bo wisiał już tylko na trzech.
- Nie teraz! NIE
TERAZ! – wrzasnęła, oglądając się w drugą stronę. Klęcząca przy linach Erika
podniosła głowę; Baala mogłaby przysiąc, że pomimo dystansu widzi na jej
twarzy zdziwienie. – NIE TERAZ, przecież muszę wrócić, kretynko!
Most znów się
zabujał, Baala poczuła, jak słabnie jej uścisk; zmobilizowała siły i
podciągnęła się na jednej ręce, by drugą również uchwycić za linę. Udało jej
się, ale wciąż wisiała ciężko jak worek kamieni. Dosłyszała trzask, spojrzała w
stronę odgłosu i zobaczyła, że trójzębna kosa podczas upadku wplątała się
nożami między deski i liny. Przymocowany do niej sznur był naprężony, a na
samym końcu dyndał jej właściciel.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa!
– dobiegały z dołu jego przekleństwa. – Co to ma, kurwa, być?!
Co prawda nie musiała
się już nim przejmować, ale i tak obiecała sobie w duchu, że co najmniej zabije
Erikę, kiedy cały ten cyrk się skończy. Na razie musiała jednak dotrzeć do
solidnego gruntu, co nie było już takie łatwe, bo most wisiał teraz bokiem i
może nadawałby się do przejścia, gdyby grawitacja nagle zmieniła kierunek
przyciągania. Pozostawała jej tylko siła rąk.
Już chciała ruszyć w
stronę upragnionego brzegu, kiedy most kolejny raz się zakołysał. To drugi
Czarny Płaszcz na niego wszedł.
Przytrzymywał się jedną
dłonią tej sznurowej barierki, która znajdowała się wyżej, a stopami
przechodził po drugiej, której jedna z dwóch głównych lin została odcięta przez Erikę. Baala widząc, jak
sprawnie mu to idzie, jak bez wahania i bez żadnych obaw zbliża się coraz
bardziej, poczuła coś zimnego na żołądku.
- Kakuuuzuuu! Kurwa
mać, ratuj mnie! – zawył w dole Hidan. Zdaje się, że próbował wspiąć się po
linie od kosy, ale czerwone ostrza drgnęły w plątaninie sznurów i desek, więc
zrezygnował z zamiaru. – Bo ja spadnę! Kakuzu, pomocy!
Wspomniany Kakuzu
poświęcił chwilę czasu, by zatrzymać się i zerknąć w dół, na swego
pozostawionego w dość żałosnym położeniu towarzysza.
- Nic ci się przecież
nie stanie – stwierdził obojętnie. Wywołało to potok siarczystych przekleństw z
końca kosy.
- Idę do ciebie,
Baala!
Odwróciła się i
zobaczyła, jak Erika próbuje dość niezdarnie, na czworaka pełznąć po ocalałych
trzech linach. W pierwszej chwili chciała zacząć kląć nie gorzej od Hidana, ale
potem uświadomiła sobie, że jeśli Erika pomoże jej jakoś ustanąć na sznurach,
to może uda im się uciec i jeszcze zrealizować plan.
Albo...
Kakuzu wszedł na
most, mają okazję się go pozbyć, wystarczy, by zaszedł odpowiednio
daleko... Przyspieszyła tempo, chwytając za kolejne liny, by jak
najszybciej zmniejszyć dzielący ją i Erikę dystans. Wahania mostu
informowały
ją o tym, że Czarny Płaszcz idzie jej śladem.
Zielonka zaskakująco
szybko i zwinnie poradziła sobie z wędrówką po przechylonym moście, dotarła do
Baali i wyciągnęła do niej rękę. Ta ochoczo przyjęła jej pomoc i już wkrótce
obie stanęły na sznurach, po jednej stronie mając barierę desek, po drugiej –
mało przyjazną pustkę. Stały więc, nachylając się ku deskom, tak jak idący w
ich stronę Kakuzu.
Hidan tymczasem wciąż
złorzeczył:
- Psiakrew, Kakuzu,
przysięgam, że jak wyjdziemy z tego gówna, to odczujesz na sobie taki gniew
Jashina, że się zes...
Nie dokończył;
rozległo się głośne trzaśnięcie, drewno puściło wreszcie pod naporem ostrych
noży i ciężaru ciała dorosłego mężczyzny, i kosa razem z wrzeszczącym Hidanem
poleciała w dół. Wszyscy na moście na moment zamarli, obserwując malejącą
postać, aż nie pochłonął jej łakomy nurt rzeki. Potem zapadła cisza, nie
przerywana przez potoki obelg, w której rozlegał się tylko grzmot wody i
świstanie wiatru.
Baala zorientowała
się, że Eriki nie ma już koło niej. Spojrzała odruchowo w dół: zielonka
przytrzymywała się fragmentu urwanej liny, jakieś pół metra niżej, szamocąc się
jak ryba na haczyku i machając w powietrzu nogami. Najwidoczniej straciła
równowagę podczas kolejnego wstrząsu.
- Erika!
Zielonka rzuciła jej
udręczone spojrzenie. Baala zaparła się plecami o deski mostu, próbując
przykucnąć, by wyciągnąć do niej dłoń.
- Spróbuj mnie
złapać... wyciągnij rękę...
Erika usiłowała
oderwać jedną dłoń, ale niemal natychmiast traciła równowagę i zaraz musiała
chwycić się z powrotem. Czarny Płaszcz był coraz bliżej, Baala widziała go, jak
podchodzi, wyciągała rękę do Eriki, ale wciąż ich dłonie dzieliły centymetry, a
nie mogła pochylić się bardziej, bo musiała przecież sama też się czegoś
trzymać...
Właściwie to tylko w
wyrazie desperacji spojrzała na brzeg, na który tak rozpaczliwie próbowały
dotrzeć i od którego tak niewiele je już dzieliło. I zobaczyła, jak kolejny
sznur, w miejscu nacięcia po kunaiu, pomału się rozsupłuje.
- Uwaga!
Odruchowo cofnęła
wyciągniętą rękę i chwyciła się mocno mostu, w tym samym momencie kolejna lina
puściła, most niemal się wywinął, skręcił wokół własnej osi, bo zawisł teraz na
dwóch przeciwległych sznurach; i Baala zobaczyła, jak Erika odrywa się od mostu
i leci w dół, czarno-zielona figurka opadająca ciężko i bezgłośnie jak kamień,
a potem znikająca w białym rozbryzgu piany.
Patrzyła tępo na
miejsce, gdzie rzeka połknęła zielonkę, a w głowie czuła kompletną pustkę. Czy
Erika umie pływać? Właściwie to nie miała pojęcia. Jeśli nie...
Przypomniała sobie o
Czarnym Płaszczu, więc poderwała głowę. Stał zaledwie parę kroków obok, rękoma
nie trzymając się niczego, po prostu balansując ciałem na splątanych sznurach.
Nie sprawiało mu to chyba żadnej trudności. Spoglądał na nią z góry
nieprzeniknionym, może nawet znudzonym wzrokiem, i Baala poczuła przypływ
wściekłości - gniewu nie ukierunkowanego na konkretną rzecz czy osobę, ale na
całokształt, znajomy żar ogarniający całe ciało, dławiący w gardle, piekący,
domagający się uwolnienia.
Płonące Serce...
Przełknęła narastającą
złość. To nie były odpowiednie okoliczności, jeśli się zapomni, zaszkodzi tylko
sobie i Erice. Czy powinna zeskoczyć do wody? Tak czy inaczej w końcu rzeka
wyrzuci je na brzeg, a wówczas Czarny Płaszcz bez trudu je odnajdzie. Nie,
musiała zostać na górze, a jeśli to możliwe, to tego całego Kakuzu wysłać razem
z nurtem rzeki, tak jak jego kumpla. Erice pomoże później.
Decyzję podjęła w ułamku sekundy; rozhuśtała się na tyle mocno, by przerzucić
nogę ponad linami. Gdy była już w stanie utrzymać się, tylko zaciskając uda,
szybko wykonała pieczęci.
- Element ognia... - uniosła rękę i wykonała zamaszysty gest, jakby
rozcinała na pół niewidzialną kartkę papieru - ...Ogniste cięcie!
W ślad za jej
ręką opadła fala płomieni w kształcie półksiężyca, błyskawicznie nadpalając
konstrukcję mostu. Liny i drewno zaskwierczały, zwęgliły się, most jakby wygiął
się ku rzece, po czym obie jego połowy - ta, na której stał Czarny Płaszcz i ta, na
której była Baala - najpierw powoli, powolutku rozsunęły się, potem szybciej,
czuć było narastający pęd powietrza...
Baala patrzyła na oddalającego się Czarnego Płaszcza, z poczuciem, że -
przynajmniej w najbliższym czasie - to już koniec. Westchnęła i chwyciła
się czegoś, by przygotować się na moment, kiedy opadający most zetknie się z
kamienną ścianą.
Ucieszyła się jednak za wcześnie. Z chwilą, gdy tylko odwróciła wzrok,
poczuła, jak coś zaciska się wokół jej ramion, szyi i pod żebrami, i zanim zdążyła
zareagować, jakaś zewnętrzna siła oderwała ją od mostu.
Szarpnęła się, usiłując uwolnić z duszącego uścisku, zakręciło jej się w głowie;
była świadoma tylko tego, że jest na drugiej części mostu i razem z nim leci w
dół, ku skalnej ścianie, a jej jedyna droga ucieczki, upragniony przeciwny
brzeg, oddala się błyskawicznie...
*
Rzeka wyrzuciła
go dużo, dużo dalej, na pierwszym ostrym zakolu. Przez parę chwil Hidan po
prostu leżał twarzą do ziemi, wypluwając wodę i ciesząc się z samego faktu, że
wreszcie jest na suchym lądzie. Kąpiel w rwącej rzece była mało przyjemna, tym
bardziej że w chwili upadku spadająca kosa drasnęła go w głowę.
Kurewski Kakuzu, pomyślał sobie. Niech no ja tylko dorwę tego dziada.
Podniósł się
chwiejnie, splunął jeszcze parę razy mieszanką wody i piasku, po czym przeczesał
mokre włosy palcami. Opuszczając dłoń dostrzegł na niej czerwony ślad; przyjrzał
się krytycznie własnej krwi, zaklął w głos i rozejrzał się za kosą. Nurt
wyrzucił ją zaledwie parę kroków dalej. Przeszedł po piasku i schylił się po nią,
następnie rozejrzał się dookoła, jakby szukając wskazówki, co powinien dalej
robić.
I rzeczywiście ją znalazł - wraz z prądem rzeki płynęło coś dużego, jakby
worek, albo...
Powstrzymując świeżo nabyty wstręt do wody wszedł do rzeki po kolana, by
chwycić to co, co rzeczywiście było człowiekiem. Co więcej, po nieprzyzwoicie skąpym
ubiorze i ekstrawaganckiej kolorystyce bez trudu rozpoznał jedną z tych
dziewczyn, które mieli złapać. W jakiś sposób świadomość, że nie tylko on jeden
wylądował w rzece, znacząco poprawiła mu humor.
Wyciągnął dziewczynę na brzeg, gdzie bezpardonowo rzucił ją na ziemię. Leżała
na plecach, cała mokra, przez co biała część jej ubioru zrobiła się dość...
prześwitująca... Hidan odchrząknął, jakby dla upomnienia samego siebie, i
przeniósł wzrok na jej twarz. Właściwie całkiem przyjemna buźka, drobne, pełne
usteczka, pucołowate policzki, gęste rzęsy... Co prawda połowę włosów miała
pofarbowaną na zielono, co wyglądało co najmniej dziwnie, ale poza tym
prezentowała się nieźle. Znów przeniósł spojrzenie w dół; skoro nikt nie widzi,
to chyba może sobie bez przeszkód popatrzeć?
Zupełnie nagle przyszła mu do głowy myśl, że dziewczyna chyba nie oddycha
(zapewne to spostrzeżenie miało duży związek z wnikliwą obserwacją klatki
piersiowej). Przechylił głowę, przyglądając się jeszcze uważniej, i potwierdził
wniosek.
Dziewczyna się podtopiła. Kakuzu go zapierdoli, jeśli ona zginie, co do
tego był pewien. Znowu będą kazania w stylu "miało być bez
zabijania", "znowu skrewiłeś robotę", bla, bla... Tak jakby to
on był winien, że wylądowała w wodzie, a znając życie to stary pierdziel pewnie
sam się przyczynił do tego, że spadła. Ale cała wina pójdzie oczywiście na niego
- Hidana.
To co teraz? Co się robi w takich wypadkach? Ninja raczej nie są uczeni
udzielania pierwszej pomocy, ale coś tam skądś tam Hidan kojarzył. Może z
telewizji, może z książek, nieważne; grunt, że znał metodę dobrą na wszystko.
- No, to... - rzucił w przestrzeń, przypatrując się nieprzytomnej
dziewczynie - usta-usta, nie?
Ona, rzecz jasna, nic mu nie odpowiedziała. Wyglądała, jakby była pogrążona
w głębokim śnie.
Hidan mniej więcej wiedział, co trzeba robić, choć jego wiedza ograniczała
się wyłącznie do teorii. W każdym razie odłożył kosę i kucnął przy dziewczynie,
by zabrać się do resuscytacji.
Na jej gładkiej twarzy perliły się kropelki wody, błyszczały na rzęsach jak
rosa, a mokre czarne i zielone kosmyki włosów opadały na czoło. Całości dopełniał
mały, zadarty nosek. Przez chwilę siedział przy niej w niezdecydowaniu, aż w końcu
zebrał się w sobie, chwycił ją palcami za brodę i nachylił się nad jej ustami.
W tym momencie dziewczyna otworzyła oczy.
- AAAAAAIIIIIIIII! ZBOCZENIEEEEC!
Hidan odskoczył jak oparzony, bardziej spłoszony rozdzierającym uszy
wrzaskiem, niż ocknięciem się "pacjentki". Dziewczyna usiadła, odsunęła
się od niego, potem uświadomiła sobie, gdzie jest, i rozejrzała się półprzytomnie
dookoła. Potem spojrzała znowu na Hidana, a wyraz szoku i oburzenia na jej
twarzy zastąpiła podejrzliwość.
- Co próbowałeś mi zrobić, ty zboczeńcu?
- Ja? Myślałem, że się podtopiłaś... i nie jestem zboczeńcem, próbowałem cię
ratować!
Dziewczę zmrużyło oczy, widocznie nieprzekonane jego wytłumaczeniem.
- Akurat. - Zlustrowała go wzrokiem z góry na dół, a potem zrobiła wielkie
oczy, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, kim on jest. - Ach, ty... - W
mgnieniu oka poderwała się na nogi, w pełni prezentując swą w większości
rozebraną, przemoczoną do suchej nitki i oblepioną piachem postać. - Ty jesteś
od Czerwonych Chmurek!
- Co? - zdziwił się Hidan. - Czerwonych... - Spuścił wzrok na własny płaszcz i
zrozumiał, co dziewczyna miała na myśli. - Aha, mówisz o Akatsuki... tak,
jestem członkiem organizacji. A właśnie. - Odchrząknął, podnosząc z ziemi kosę.
- Pójdziesz z nami. I bez protestów, jasne? Bo przestanę być taki miły.
Zdobył
się na zawadiacki, pewny siebie uśmiech. Dziewczyna patrzyła na niego
niepewnie, ale nie próbowała żadnych nierozsądnych zagrywek.
Hidan uznał jej milczenie za zgodę.
Nareszcie! No no przyznam, ze niezle ci to wyszlo. Bardzo fajna akcja i kolejnosc zdarzen ;) Cuekawe co teraz zrobia dziewczyny o.O I jak sie spotkaja i co bdzie dalej!? Podobalo mi sie i czekam na ciag dalszy ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :D
sztuka-to-eksplozja-katsu.blogspot.com
Kurde... Nie czytałam, od razu mówię, bo musiałabym połknąć jakieś 4 lata zaległości, ale fajnie wiedzieć, że nie tylko ja to "jeszcze" popycham
OdpowiedzUsuńxDDDD
Pozdraaaawiaaam z miłosciom! <3
PS: Masz już jakąś książkę wydaną? :>
wg fajowy masz szablon. Ja dalej jestem informatycznym i graficznym inwalidą.
UsuńZazdrość bardzo.
Nie mam, bom głupi klocek. Ale no worries, jak wreszcie coś ruszy się w tym kierunku, pewnie poinformuję tu i tam.
UsuńA tak w sumie trochę stara się czuję (w ogóle my to chyba zaliczamy się do jakiegoś "starszego pokolenia" piszących o Naruto...) na to opko, ale mam zamiar szybko się sprężyć z napisaniem na nowo starych rozdziałów, a później dokończyć całość. Jakoś tak szkoda mi tej masy tekstu i mnóstwa pomysłów, jakie tu zawarłam :P
A Ty tam mi nie kłam, byłam u Ciebie na blogu niedawno, skuszona obrazkiem z deviantARTa, i szablon masz ładny, estetyczny i ogólnie w porządku. To już raczej ja powinnam się czuć informatycznym inwalidą, bo nawet nie chciało mi się za specjalnie grzebać w kodzie xD
No, to jesteśmy już historią w te klocko :D Weterani Narutowi... A oglądasz to jeszcze w ogóle?
Usuń(ja nawet nie wiem co to znaczy grzebać w kodzie ^^)
Myk jest taki, że tak na dobrą sprawę nigdy tego nie oglądałam "tydzień po tygodniu"; po prostu obejrzałam hurtem prawie całą pierwszą serię anime (do momentu pokonania Piątki Dźwięku), plus w mandze przeczytałam epizody z Kakuzu i Hidanem. Ogółem wiem, co się dzieje, a ostatnio zdarzyło mi się zobaczyć ten i ów z najnowszych chapterów. Tylko że to, co tam się dzieje, nie ma klimatem i atmosferą właściwie nic wspólnego ze swoimi początkami. Ale przyznać trzeba, że Kishimoto start miał dobry ;)
UsuńHeh, to ja 5 lat temu obejrzałam chyba z 60 odcinkow Szmipudla (jak to moja kuzynka mówi na Shipuudena xD) na raz, a potem już rzygałam tym i w ogóle teraz nie znoszę żadnej mangi i anime...
UsuńOstatnio jednakowoż byłam w jakiejś księgarni i widziałam na półce nowe Naruta no i pomyślałam, a co mi tam, zobaczę, czy po tych 5 latach cos się zmieniło. No i zaczęłam tak przeglądać sobie... Trucie o tym jak to matka Gaary (tego gostka z pandzimi okami) się dla niego poświęcała, jeszcze zniosłam, ale jak zobaczyłam, że Itachi jest DOBRY, to stwierdziłam, że pierdzielę xD
A Sasukiego szukają nadal. Dobrze się dziad ukrywa.
Sasuke to się już nawrócił, Tobi okazał się być Obito (ostatnio też zresztą się nawrócił), trwa jakaś wojna, która nie ma polotu i nie budzi emocji... Poza tym myślę, że skreślanie wszystkich mang z powodu jednego tytułu jest... takie sobie :P Czytam dość sporo różnych tytułów, mang i manhw, myślę nawet, czy by na tym blogu nie wrzucać co jakiś czas postów o konkretnych seriach.
UsuńNie, nie, nie o to chodzi :P Ja po prostu nie lubię stylu mangowego. Strasznie mnie drażnią te "wydoskonalone" ciała, wielkie oczy, dziwne (nie umiem tego inaczej określić :P) włosy, a poza tym, źle mi się czyta czarno-białe komiksy :/ Wyjątkiem jest "Szninkiel". Przy tym się może schować całe Naruto.
UsuńFabuła to inna kwestia, ale jakoś do tej pory nie znalazłam nic, co by mnie zaciekawiło. :P
Sasek dobry, mówisz? No to się porobiło xD Ale lepiej po 5 latach niż wcale ^^
A jest w końcu z tą Sakurką? :D
A co do wrzucania postów o tych seriach... Myślę, że powinnaś to robić na osobnym blogu, bo jak się to wszystko wymiesza, to trudno będzie ogarnąć. Taka moja rada :P
UsuńOj tam oj tam, moim zdaniem będzie git xD
Usuń(Co do Sakury to nie wiem, ale znając Kishimoto, to ta postać i tak wiele od życia nie dostanie...)
Często widzę jak ludzie przedstawiają podczas pisania Hidana jako prawdziwego maniaka, zboczeńca i debila do kwadratu, i to w sposób znacznie przesadzony, że po prostu potem jego postaci się nie cierpi. U ciebie tak nie ma. I bardzo dobrze! Tutaj morda mi sie cieszy jak widzę wzmiankę o nim. No i tylko ktoś tak cudowny jak on mógłby podziwiać cycki i nie zauważyć, że ich właścicielka nie oddycha... Tak bardzo Hidan, tak bardzo myłość <3
OdpowiedzUsuńChoć co prawda Erika mnie irytuje, to doceniam widoczną różnicę między osobowością jej i Baali oraz to że ogólnie charaktery nie są spłycone, czyli "każdy przypomina każdego i nikt się nie wyróżnia".
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiii teraz powinnam wypomnieć to co mi się nie podobało czy coś.. ale nic konkretnego mi do głowy nie przychodzi. Może potem coś zauważę, w końcu mamy prawie 6:00 rano a ja nie spałam (viva la bezsenność! -.- ), więc mój mózg jest kompletnie bezużyteczny ;___;
W kwestii Hidana, jak i po trosze Eriki, podsumuję sprawę bardzo trafnym obrazkiem: o, tym :D
UsuńŚwietnie się zaczyna :D Również podoba mi się to że Hidan nie jest przedstawiony jako AŻ taki zboczeniec :D Pozdrawiam i czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuń~Tamara
Dzięki! :)
UsuńAż się zapowietrzyłam, kiedy zobaczyłam Twój blog w spisie!
OdpowiedzUsuńDawno nie siedziałam w blogach i miałam nadzieje, na spotkanie jakiegoś onetowskiego bloga i znalazłam!
Kocham Twój styl pisania i wchłonęłam zaległe rozdziały jak gąbka.
Jesteś w moich zakładkach i linkach na moim blogu.
Czekam na kolejny rozdział *u*
www.my-greed.blogspot.com
Oh! Tak się cieszę, że znów zaczęłaś pisać. A już traciłam nadzieję! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. ~Aysela
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam trzeci rozdział i jestem nieco zszokowana własną niepamięcią. Wydawało mi się, że po Sasorim i Deidarze dziewczyny napadli Kisame i Itachi. A tu pojawili się Hidan i Kakuzu (myślałam, że nieśmiertelni będą ostatni, bo to przecież z nimi dziewczyny zaczęły wędrować). Ech, jak widać pamięć bywa zawodna, zresztą minęło już tyle lat odkąd to czytałam. A co do treści. Fircyk... fircyk? Jak ja się śmiałam z tego określenia! Pamiętam, że słyszałam takie słówko w "Wywiadzie z wampirem". To było dobre, serio. Hidan to fircyk według Baali xD Ogólnie plan Baali był niezły, ale... no, coś tam poszło nie tak na moście. W ogóle to walka była tak fajnie opisana, że spokojnie mogłaby znaleźć sobie miejsce w anime 'Naruto'. Bardzo by tam pasowała i była nawet bardziej naturalna niż większość potyczek tam. Serio. Ogromny plus za dużo akcji, to lubię. A na koniec Hidan okazał się wręcz miły dla truchła Eriki na brzegu. Aha, a Kakuzu był bardzo tajemniczy. Nie dziwo, że Baala się go obawiała (a jej przemyślenia o jego oczach też były jak najbardziej na miejscu - bo serio, po co mu maska, skoro ludzie poznają go po tak charakterystycznych oczach? hehehehe).
OdpowiedzUsuńPS. Za każdym razem rozwala mnie, gdy opisujesz kozaczki Eriki. Jak ona je podkopuje, zakłada w biegu albo zasuwa w nich po skałach. Faktycznie - buty idealne dla ninja! Erika to fenomen, skoro daje rady w nich tak zapierniczać (a biedna Baala nie może tego pojąć).
Haha, no proszę, jak ci się ten fircyk spodobał xD W sumie cała pierwsza saga to głównie akcja, w drugiej zaczyna się gadanie :P A wygląd Kakuzu, to w ogóle... do dziś nie mogę pojąć co kierowało autorem, że mu tyle masek powciskał...
UsuńZa dużo sake poszkodziło Kishiemu na głowę :D
UsuńA fircyk wymiata!!!