10.03.2014

I.IV W labiryncie wątpliwości

ROZDZIAŁ IV: W LABIRYNCIE WĄTPLIWOŚCI

Pierwszym, co poczuła, był chłód. Ziąb tak przejmujący, tak dotkliwy, jakby leżała na płycie lodu. Potem w nozdrza uderzyła ją intensywna woń mokrej ziemi, stęchlizny i pleśni, jaką wyczuwa się często w piwnicach. Czucie powracało wraz przebiegającym po całym ciele mrowieniem, od stóp i koniuszków palców po cebulki włosów.
Było wilgotno, ciemno i chłodno. Zamrugała, ale w mroku nie dostrzegła żadnych kształtów, nie była nawet w stanie stwierdzić, jak nisko bądź wysoko znajduje się sufit.
Czy ona... czy ona leży pogrzebana żywcem pod świeżo poruszoną ziemią?
Sama myśl, że ta ziemista, zimna nora mogłaby stać się jej grobem była tak wstrząsająca, że Baali w jednej chwili przejaśniło się w umyśle. Usiadła gwałtownie, zaczerpując głębokiego wdechu jak niedoszły topielec, którego w ostatniej chwili wyciągnięto na brzeg. Z każdym nerwowym oddechem wciągała w płuca zimne, stęchłe i wilgotne powietrze, jakby rzeczywiście znajdowała się w starej piwnicy, której od dawna nikt nie odwiedzał.
Obróciła się w ciemności, próbując rozeznać się w sytuacji, ale było zbyt ciemno, by ocenić choćby wielkość pomieszczenia. Pod dłońmi wyczuwała ubitą na twardo ziemię, od której bił chłód; niepewnie przesunęła rękoma na boki, ale nie natknęła się ani na ścianę, ani na cokolwiek innego. Otaczał ją tylko nieprzenikniony mrok.
Przynajmniej do chwili, gdy dosłownie tuż obok rozległ się okrzyk:
- Och, jak dobrze, że żyjesz!
Dobrą chwilę zajęło jej rozpoznanie tego głosu, ale to wcale nie sprawiło, że poczuła się lepiej.
- Erika? - zapytała głośnym szeptem, bo z trudem zmuszała się do mówienia. - Co... co tu się dzieje? Gdzie my jesteśmy?
Wytężała wzrok, wbijając spojrzenie w miejsce, gdzie powinna znajdować się zielonka. Wciąż widziała tylko gęstą ścianę czerni. Musiała parę razy zamrugać, by upewnić się, że rzeczywiście ma otwarte oczy.
- A ja wiem? - napłynęła z ciemności odpowiedź. - Gdzieś pod ziemią.
- Tyle to się domyślam - wycharczała Baala. - Ale co się stało? Czarne Płaszcze nas złapali?
 Ledwie wydobywała z siebie głos. Najwidoczniej przeleżała w bezruchu dość duży szmat czasu, bo wszystkie mięśnie miała boleśnie zesztywniałe, chłód przenikał ją na wskroś, a każde z trudem wykrztuszone słowo brzmiało tak, jakby ktoś wyłożył jej gardło papierem ściernym. Na dodatek teraz, gdy odzyskała pełnię przytomności, jej ciałem zaczynały wstrząsać drgawki. Z trudem skupiała się na tym, co mówiła Erika.
- ...no więc walczyłam z nimi, oczywiście, ale nawet dla mnie okazali się zbyt silni - opowiadała, jak zwykle ubarwiając rzeczywistość. - Musiałam się poddać, chociaż wiesz, mało brakowało, a zebraliby niezłe baty, ale no... mam gorszy okres, mówiłam ci zresztą, więc trochę mi nie poszło, no, w każdym razie ty już byłaś nieprzytomna, przyniósł cię ten drugi, ten w masce, nie? No i potem trafiłyśmy tutaj, nie od razu, wiadomo, ale po drodze i tak nie działo się nic ciekawego, więc teraz nie będę opowiadać, no nie, tak czy inaczej zamknęli nas tu i... - Nagle urwała. - Dobrze się czujesz?
Baala zorientowała się, że już nie siedzi, ale leży na zimnej posadzce z podwiniętymi nogami. Cały czas wstrząsały nią dreszcze, wręcz czuła, jak cała skóra ściąga się od gęsiej skórki. Przez chwilę nawet wydawało jej się, że widzi ulatujący z własnych ust obłoczek pary, ale równie dobrze mogło być to tylko przywidzenie, bo potem znów miała przed oczami głęboką czerń.
- N-nie - wykrztusiła, szczękając zębami. Skąd to zimno? Czy tak... czy tak wygląda śmierć?
Myśli z trudem przedzierały się do jej świadomości, jakby coś dławiło je po drodze, zgniatało w zarodku, pozostawiając jedynie oderwane, pozbawione kontekstu i sensu strzępy. Zewsząd otaczał ją przeraźliwy, przenikający do kości chłód, który zdawał się nasilać z każdą sekundą. Miała wrażenie, że na odsłoniętej twarzy i ramionach powoli osiada szron, a wydychane powietrze z chwilą, gdy ulatuje ze zdrętwiałych warg, krystalizuje się w obłoczek lodowego pyłu. Czuła się tak, jak gdyby tkwiła w uścisku lodowego olbrzyma, albo leżała w samym środku mroźni.
Jedynym, co jeszcze utrzymywało ją w przytomności, była niekończąca się gadka Eriki.
- Oni w ogóle nie wiedzą, jak się postępuje z kobietami, nie uważasz? Wyobrażasz sobie coś takiego? Wrzucić nas do jakiejś zapleśniałej piwnicy! Zresztą nawet nie wiem, czy to jest piwnica, bo nic tu właściwie nie ma... choćby okna... to skandaliczne... ktoś powinien coś z tym zrobić... Słyszałam kiedyś o takiej organizacji, wiesz? Jak oni się nazywali, moment... coś z pamięcią chyba, czy amnezją, czy jakoś tak, to była głupia nazwa... No w każdym razie gadają o prawach, jakie każdemu przysługują, że pewnych rzeczy nie wolno robić i tak dalej, i mówią, że występują w obronie tych praw, czy jakoś tak, w sumie nie brzmi źle, nie? Ostatnio zresztą pikietowali w jakiejś wiosce, słyszałam w wiadomościach, ale gdzie to było... Piasek? Nie... jakaś mniejsza, nie pamiętam, zresztą chodzi o to, że władze się wkurzyły i ich porozpędzały, nie?
Baala, która od dwóch minut zbierała siły na wydobycie z siebie głosu, wreszcie zdołała wykrztusić pytanie:
- N-n-nie j-jest c... ci zz... zi-zzimno?
- Zimno? - odpowiedział jej zdziwiony głos Eriki. - No, może trochę chłodno, fakt. Uważam, że jako mężczyźni powinni mieć chociaż na tyle przyzwoitości, by dać nam swoje płaszcze. W końcu nie jesteśmy w kurorcie, nie? A jeśli się przeziębię? Myślisz, że będę mogła ich gdzieś później zaskarżyć? Może do tej Amnezji?
Baala bardzo chciała powiedzieć jej, by się zamknęła, ale gardło ostro odmówiło współpracy. Więc tak to będzie wyglądało? Umrze tutaj, w tej zapadłej norze bez światła, a jej śmierć skomentuje jedynie bezmyślna paplanina zielonki? Gdyby było to możliwe, zrobiłoby się jej jeszcze zimniej.
- Słuchaj - odezwała się Erika nieco głośniej - coś mi się tu nie podoba. Jakoś dziwnie się zachowujesz.
Nareszcie, pomyślała Baala. Chyba mogła uważać się za szczęściarę, skoro Erika zdążyła się nią zainteresować przed jej hipotetyczną śmiercią.
- Chyba nie może być ci aż tak zimno, co? Trochę przeleżałaś, fakt, ale mimo wszystko... spróbuj się rozruszać, co? Och - szepnęła nagle, milknąc na moment. - Och. Rozumiem.
Baala za to nie rozumiała, wiedziała tylko, że paraliżujące zimno ogarnia jej ciało jak choroba. Zwijała się w kłębek, by zachować jak najwięcej ciepła, ale właściwie o żadnym cieple już nie było mowy - miała wrażenie, że za życia zmienia się w lodowy pomnik.
Obok rozległ się szelest. Być może Erika wstała, ale nawet gdyby nie nieprzenikniona ciemność, to Baala i tak nie byłaby w stanie tego sprawdzić, bo zaciskała mocno powieki. Nie była pewna, czy przy próbie otwarcia oczu nie musiałaby rozłamywać na rzęsach lodu.
- To jest genjutsu, nie? Iluzja. - Rozległy się odgłosy kroków, rozchodząc słabym echem po pustym pomieszczeniu (lochu?); cichły w miarę, jak Erika się oddalała. - Ale przecież to za mała przestrzeń, by ten, kto stworzył iluzję, był tutaj i ją podtrzymywał... chyba musiał zostawić gdzieś pieczęć, która to emituje... Swoją drogą, to niezła sztuczka, wiesz? Zostawiasz taki karteluch i - voila! - każdy, kto wejdzie w pole działania, wpada w pułapkę złudzeń. Ale moim zdaniem takie zabawy są dobre dla amatorów - ciągnął głos Eriki; było w nim słychać lekceważące zabarwienie. - Prawdziwy wojownik nie bawi się w takie sztuczki. Założę się, że będą tu co najmniej cztery pieczęci... pewnie w rogach, no jasne! Muszą jakoś zamykać obszar działania. Ha! Wiedziałam! Jestem genialna!
 Baala nie pojmowała z tego zupełnie nic, ale po ożywionym tonie Eriki domyślała się, że może jednak nie zamarznie tutaj na śmierć. Rzeczywiście, po krótkiej chwili poczuła przypływ fali ciepła, jakby padły na nią cudownie gorące promienie letniego słońca. Nabrała wdechu, z trudem powstrzymując ochotę na wydanie z siebie okrzyku radości; wciąż miała wrażenie, że w płucach zalegają jej kostki lodu, ale to odczucie pomału mijało, jakby ten lód zaczął tajać. Zdołała zacisnąć w pięści skostniałe dłonie, własny oddech znów ogrzewał jej usta.
- Dziwna sprawa - stwierdziła Erika z ciemności. - Skoro nas tu zamknęli, to po co jeszcze genjutsu? Chyba mają małą obsesję na punkcie środków ostrożności. Myślisz, że to jacyś paranoicy? Masakra, w mojej wiosce miałam takiego, co był chory na głowę, wiesz, ubzdurał sobie mnóstwo rzeczy, w tym to, że wszyscy chcą go zabić i... - Rozległ się pojedynczy, krótki i ostry odgłos, jak rozrywanego na dwoje papieru. - No, to jeszcze dwie sztuki tego badziewia zostały. Czujesz się lepiej?
- Lepiej? - powtórzyła Baala, rozciągając się na ziemi, bo ze wszech stron ciągnęło do niej błogie, przyjemne ciepło. - Chyba nigdy w życiu nie czułam się lepiej!
Gęsty mrok też zelżał, rozproszony jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chociaż nie było żadnego źródła światła, ciemność, jaka panowała tutaj teraz, była najzupełniej normalną, zdrową ciemnością, do której wzrok Baali szybko się przyzwyczaił. Bez trudu rozróżniała kontury krążącej po pomieszczeniu zielonki.
Kolejny raz usłyszała odgłos rozdzieranego papieru.
- Skąd wiedziałaś, że to iluzja? - zapytała, rozcierając sobie ramiona i łydki. Poruszyła stopami; wciąż nie do końca odzyskała czucie w palcach stóp.
- To chyba jasne, nie? Inaczej byś się tak nie zachowywała. Tak to już jest z iluzjami: robią na tobie wrażenie tak długo, dopóki nie zorientujesz się, że to tylko złudzenia. - Baala musiała przyznać, że, jak na Erikę, było to bardzo inteligentne spostrzeżenie. - A kiedy już to wiesz, wyrwanie się z techniki staje się banalne.
- Nie spodziewałam się, że tyle wiesz na ten temat... To dlatego ta iluzja nie robiła na tobie wrażenia? Bo wiedziałaś, że nie jest prawdziwa?
Coś tu nie pasowało. Erika przecież nie od razu zorientowała się, co jest na rzeczy, co do tego mogła być pewna. A mimo to technika nie wywarła na nią żadnego wrażenia? Podczas kiedy ona, Baala, pogrążała się w oceanie zimna, zielonka zachowywała się tak samo, jak zwykle...
- No powiedzmy - odparła Erika zdawkowo. - O, ostatnia! - Zniszczyła czwartą pieczęć. - No to tyle. I co robimy teraz? Jestem głodna, myślisz, że przyniosą nam jedzenie?
- Nie będziemy czekać na żadne jedzenie. Wynosimy się stąd.
Baala wstała z ziemi, rozkoszując się uczuciem gorąca płynącej w żyłach krwi. W piwnicy - czy też lochu - wciąż, oczywiście, było raczej chłodno, ale w porównaniu do mrozu, jaki jeszcze przed chwilą musiała znosić, był niczym wiosenny deszczyk. A teraz, gdy odzyskała władzę nad ciałem i nad własnym umysłem, była pewna tego, co musi zrobić dalej, jakby gdzieś wewnątrz niej tkwił kompas, którego igła twardo wskazywała określony kierunek.
- Ja bym w sumie coś zjadła - wtrąciła Erika niepewnie.
Baala zignorowała ją i podeszła do ściany. Zajęło jej to zaledwie parę kroków, zresztą - sądząc po tym, jak Erika szybko uwinęła się z obejściem wszystkich czterech kątów, by zniszczyć pieczęcie z genjutsu - domyślała się już wcześniej, że pomieszczenie jest raczej małe, jak niewielka piwniczka.
Wyciągnęła przed siebie dłoń, wyprostowując palec wskazujący, i użyła czakry, by stworzyć nad brzegiem płytki paznokcia niewielki płomyk. Nie potrzebowała do tego pieczęci; nie była to nawet technika, a zwykła, przydatna sztuczka, której nauczyła się jeszcze w domu.
Dom, ha... Byłoby to bardzo ironiczne, gdyby rzeczywiście tutaj zginęła.
Odepchnęła od siebie niepotrzebne myśli. Światło płomyka jasno błyszczało w ciemności, drażniło przyzwyczajone do mroku oczy, chociaż jego blask roztaczał się na parę marnych centymetrów. Baala musiała niemal wodzić palcem po powierzchni drzwi, by dostrzec jakiekolwiek szczegóły.
Szelest z tyłu poinformował ją, że Erika podeszła i stoi tuż za nią.
- Niezły numer - powiedziała zielonka z odcieniem uznania w głosie. - Ale nie da się zrobić tego ognika trochę większego? No bo wiesz, jednak wciąż niewiele widać...
- Nie da się - odburknęła Baala. Wcale nie zamierzała spoufalać się z Eriką, bo, jak by nie patrzeć, to przez tę zieloną fajtłapę trafiła do tego miejsca. Chociaż musiała jej przyznać, że uratowała ją od genjutsu. - Widzisz to? - opuściła dłoń, palcem z jarzącym się nad nim płomykiem wskazując ciężką, metalową klamkę, a zaraz pod nią - duży zamek.
- No widzę. I co teraz? Skąd weźmiemy klucz?
Baala westchnęła i pokręciła głową.
- A na co ci klucz? Jesteśmy kunoichi, czy nie? Mamy lepsze metody.
Skupiła się, przelewając czakrę w rękę, dłoń, w palec - i w końcu w płomień, który rozjarzył się mocniejszym światłem. Biło od niego gorąco, choć nie powiększył się ani o milimetr, nawet nie drgnął. Stawał się coraz bledszy i coraz gorętszy, aż wreszcie Baala uznała, że to powinno wystarczyć - i zbliżyła płomień do otworu w zamku.
Nie potrwało długo, zanim powierzchnia zamka nie wygięła się, zapadła w sobie, i nie wykwitły na niej ciężkie krople roztopionego metalu. Nacisnęła na klamkę, a po paru szarpnięciach bolec w zamku ostatecznie puścił i - drzwi stanęły otworem.
Dziewczyny spojrzały w głąb mrocznego korytarza, jaki się przed nimi rozciągał. Nie było w nim śladu niczyjej obecności, ani też żadnego oświetlenia. Baali wcale się to nie podobało. Ani trochę.
- No to... idziemy, nie? - stwierdziła Erika.
- Czekaj!
Krzyknęła za późno - zielonka właśnie ruszyła do przodu. Zanim jednak przeszła choćby trzy kroki, w jednej chwili podniósł się głośny syk, jakby wdepnęła prosto w gniazdo węży. Baala zareagowała błyskawicznie; doskoczyła do niej, chwyciła za ramię i pociągnęła za sobą do tyłu, jednocześnie gasząc płomyk i szybko wykonując jedną dłonią pieczęci.
Niemal w ostatniej chwili zdążyła uderzyć rozpostartą dłonią w ziemię, z której wyrosła gruba, ziemista ściana, odgradzając je od korytarza. Zza zasłony rozległa się eksplozja na tyle silna, że wstrząsnęło całą piwnicą; pod wpływem siły wybuchu stworzona tarcza wybrzuszyła się w stronę dziewczyn, które padły na ziemię, instynktownie osłaniając głowy ramionami. Zaraz później wszystko ucichło - jeszcze przez parę sekund było słychać szelest osuwającej się ziemi, ale potem zapadła cisza. I ciemność.
- Co to było? - Erika pierwsza milczenie.
- Kartki wybuchowe. Zastawili pułapkę, pewnie rozciągnęli w poprzek korytarza linkę, której pociągnięcie aktywowało zasadzkę... Czy ty nie możesz pomyśleć, zanim coś zrobisz?! - Baala podniosła głos, wstając i otrzepując się. Sądząc po odgłosach, ściana, którą stworzyła dla ochrony przed wybuchem, właśnie rozsypywała się w hałdę ziemi. - Przez ciebie mogłyśmy zginąć!
Usłyszała w odpowiedzi obrażone prychnięcie.
- Nie mogę myśleć o wszystkim! Jak mam gdziekolwiek pójść, skoro wszędzie mogą być pułapki?
Choć Baala nie miała na to najmniejszej ochoty, musiała przyznać, że Erika miała częściową rację. Diabli jedni wiedzą, ile jeszcze pułapek mogło czekać na nie w korytarzu. Dlaczego Czarne Płaszcze mieliby zadawać sobie tyle trudu, by najeżyć pułapkami jedyny korytarz, jaki prowadził do celi więźniarek? I jak oni sami by go wówczas przekraczali? To nie miało dużego sensu. Chyba, że...
- Szkoda, że nie mamy broni - mruknęła Baala.
- Przecież mamy.
Spojrzała w ciemność, tam, skąd dochodził głos kunoichi Trawy.
- Co? Mamy?
- No a nie? Przynajmniej ja nie przypominam sobie, by ją nam zabrali, kiedy nas tu wrzucili.
Baala sięgnęła dłonią do pokrowca na udzie. Faktycznie, wciąż tkwił na swoim miejscu, na dodatek wewnątrz znajdował się kunai, razem ze zwojem specjalnej metalowej linki. Zdziwiła się, że nie zauważyła tego wcześniej, ani nawet nie pomyślała o tym, by sprawdzić uzbrojenie. Czarne Płaszcze albo uważali, że i tak nic nie wskórają z pomocą jednego kunaia, albo...
- Coś mi tu śmierdzi - stwierdziła.
- No, mi też - przytaknęła Erika. - Jakby trochę siarką. Albo czymś zgniłym. Chyba dawno tu nie zaglądali.
Dzięki litościwej ciemności zielonka nie zobaczyła wyrazu twarzy Baali.
- Miałam co innego na myśli - wycedziła dziewczyna przez zęby. - Że nie podoba mi się ta sytuacja.
- Aha. No, to w sumie też. - Erika milczała przez chwilę. - Ale co konkretnie? - zapytała ze zdezorientowaniem.
- Czarne Płaszcze zostawili nam broń. - Baala owijała właśnie kunai linką. - Na dodatek porozstawiali pułapki, jakby spodziewali się, że wyjdziemy z tej celi, czy tam piwnicy. Nie wydaje ci się to podejrzane? To wygląda tak, jakby chcieli, żebyśmy próbowały uciec.
- A bo ja wiem, jak rozumują wariaci? I czy mogłabyś znowu zrobić ten swój płomyk? Nic nie widzę.
- Zaraz będę miała coś lepszego.
Zawiązała supeł na końcu kunaia i odcięła nim resztę linki, którą spakowała z powrotem do pokrowca. Znów stworzyła płomyczek, ale tylko na krótką chwilę, by przytknąć go do tak stworzonej instalacji. Linka - łatwopalne, długo palące się włókno owinięte metalowym drucikiem - zapłonęła ogniem, rozbłyskując światłem jak pochodnia.
- O! - skomentowała Erika. - No i to rozumiem!
- A teraz słuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzać. Idziesz za mną i nie wyrywasz się do przodu, bez względu na to, co będzie się działo, jasne? Nie chcę, żebyś znowu narobiła nam kłopotów.
Erika odburknęła coś niezrozumiale pod nosem, ale Baali i tak nie interesowało, co zielonka ma do powiedzenia, grunt, żeby pozostawiła jej przewodnictwo. Ruszyła przodem, trzymając zaimprowizowaną pochodnię nisko, by zobaczyć ewentualne nici, których pociągnięcie mogłoby aktywować kolejne pułapki. Nic takiego nie widziała, ale na wszelki wypadek szła powoli, gotowa w każdej chwili do natychmiastowego odwrotu.
Korytarz cały czas prowadził prosto. Jak dotąd nie natknęły się na nic szczególnego - żadnych zasadzek, zapadni, choćby nawet pochodni zamocowanych do ścian. Baala nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Jak głęboko pod ziemią mogły się znajdować? Czemu piwnica, w której były więzione - czy też loch albo cela - była jedynym pomieszczeniem, do którego prowadził tak długi tunel? Kunoichi przyjrzała się ścianom. Wydawały się jednolite, choć podejrzewała, że mogły w sobie kryć ukryte przejścia. Nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że trafiły do jakiegoś tajnego, podziemnego kompleksu, gdzie Czarne Płaszcze przeprowadzają jakieś paskudne eksperymenty. A jeśli one były jednym z nich?
Zaklęła w duchu, próbując nie rozmyślać o tym, jaki Czarne Płaszcze przygotowywali dla nich los. Cokolwiek planowali, wymkną się stąd teraz - i miała nadzieję, że już nigdy nie powrócą.
- Czujesz to? - szepnęła Erika za jej plecami.
Przystanęła; faktycznie, na twarzy poczuła powiew chłodu i jednocześnie rześkości świeżego powietrza. Czyżby zbliżały się do wyjścia? To byłoby trochę za łatwe. A jeśli to kolejny podstęp?
Przeszły kolejnych parę kroków, docierając wreszcie do końca korytarza. Tunelu nie wieńczyły żadne drzwi ani wrota, jedynie otwarte przejście, które prowadziło do jakiegoś pomieszczenia, również pogrążonego w ciemności. Baala przystanęła w samym progu i uniosła płonący kunai, ale i tak nie była w stanie widzieć dalej, niż na odległość pół metra.
- Ho, hoo! - zawołała nagle Erika. Baala syknęła, spodziewając się, że głupota towarzyszki znowu ściągnie na nich kłopoty, ale na szczęście odpowiedziało im tylko echo:
- Ho, hoo... ho, hoo... ho...
Po paru kolejnych "ho" echo całkowicie ucichło. Wyglądało na to, że pomieszczenie jest całkiem pokaźnych rozmiarów... i raczej dość puste. Baala była pewna, że tam, w mroku, musiało czaić się coś wyjątkowo paskudnego, przygotowanego specjalnie z myślą o uciekinierkach. Ale innego wyjścia nie było.
Rozważała właśnie, czy nie zawrócić się i nie poszukać w ścianie tunelu ukrytych drzwi, kiedy stało się najgorsze.
Erika, oczywiście, po prostu weszła do wielkiej komnaty.
Baala wstrzymała oddech, patrząc na zanurzony w ciemności kształt jej sylwetki. Zielonka przeszła kilka kroków, zatrzymała się, potem znów poruszyła - chyba spojrzała w lewo, później w prawo - po czym odwróciła się w stronę towarzyszki. Słaby blask pochodni wyławiał z mroku wypukłości jej twarzy, nadając jej jakiegoś mrocznego, złowieszczego wyrazu.
Zielonka uniosła rękę i pomachała do niej.
- Jest bezpiecznie! Nic się nie dzieje!
Baala jednak nie zdążyła odetchnąć z ulgą, bo w tym momencie na ziemię pomiędzy nią i Eriką opadł ciemny kształt. Zielonka zapiszczała, Baala z zaskoczenia o mało co nie upuściła kunaia, w tej samej chwili rozległ się głośny terkot i szum, gdy ze sklepienia sfrunęły kolejne cienie.
Erika wydała z siebie krótki krzyk strachu, było słychać, że biegnie na wskroś sali, ale Baala widziała przed sobą tylko kłębiącą się masę czerni, której nędzna poświata ognia nadawała groteskowego kształtu. Tu i ówdzie wystawało coś, co wyglądało jak długie, wąskie odnóża, przez co dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że patrzy na gromadę splecionych ze sobą pająków.
Zrobiło jej się niedobrze na samą myśl; kierowana instynktem rzuciła kunai na ziemię, a dłońmi szybko wykonała pieczęci.
- Element ognia: Oddech ognia!
Nabrała głębokiego wdechu, czując, jak powietrze praży się w piecu płuc, i dmuchnęła strumieniem płomieni prosto w drgające, obrzydliwe kłębowisko. Gorejący podmuch wpadł między cienie, które rozpierzchły się na boki jak przestraszone zające. W pomarańczowym blasku błysnął metal i Baala dostrzegła, że z wielu segmentowych kończyn wystają wąskie ostrza.
Zauważyła też coś jeszcze: błyszczące w świetle ognia, wypukłe, szeroko rozwarte oczy o martwym, nieruchomym spojrzeniu... W pierwszej chwili znieruchomiała, ale zaraz później zrozumiała, co się dzieje.
- Aiiiiiii! Zostawcie mnie! Sioooo! - rozległ się piskliwy wrzask zielonki. - Ajajajaj!
- To tylko kukły! - krzyknęła do niej Baala, składając palce do kolejnych pieczęci. - Zrób coś, jakąś technikę, cokolwiek!
Nie była w stanie stwierdzić, czy Erika posłuchała rady, czy chociaż w ogóle ją usłyszała. Furkot pędzących marionetek wypełniał całe pomieszczenie, a zwielokrotnione, powracające wciąż echo bębniło w uszach tak głośno, że ledwie słyszała samą siebie. Szmaty, w które były owinięte kilka z kukieł, zapaliły się od jej ognistego ataku i lalki gorzały teraz wielkim płomieniem, niczym ruchome pochodnie albo kule ognia, rzucając dookoła chybotliwy blask.
Marionetki akurat zwróciły się w stronę Baali, gdy ta wykonała pieczęci i jeszcze raz dmuchnęła chmurą płomieni. Tym razem zareagowały błyskawicznie: odskoczyły tak szybko, że ognisty podmuch nie musnął ani jednej z nich. Dziewczyna zaklęła, widząc rozpięte w powietrzu długie kończyny, otwierające się brzuchy w korpusach i rozchylające się prostokątne szczęki.
Nie miała wiele czasu na myślenie. Schyliła się po upuszczony kunai i rzuciła się w bok, turlając po ziemi, unikając wystrzelonych z marionetek igieł i sztyletów, wysuniętych z pajęczych ramion ostrzy, a nawet strumieni ognia, bo kilka kukieł było wyposażonych w miotacze płomieni. Zerwała się na nogi i pobiegła przed siebie, mijając jedną z lalek, które wcześniej udało jej się podpalić: kukła leżała już nieruchomo, częściowo zwęglona i spopielona, z topniejącymi w drewnianej twarzy oczami. Kunoichi wciąż nigdzie nie widziała Eriki, co gorsza, nie słyszała nawet jej wrzasków. Czy to mogło oznaczać, że...?
Nie miała na tyle śmiałości, by dokończyć tę myśl. Skupiła uwagę na goniących ją lalkach. Obejrzała się w biegu przez ramię: marionetki pędziły za nią jak wygłodniała sfora wilków. Powłóczyste szmaty imitujące ubrania wzdymały się w pędzie, sterczące i splątane włosy przypominały bujne kępy siana, głowy kiwały się bezładnie na cienkich szyjach, a niewidzące oczy obracały się w różne strony jak u kameleona. Ich twarze były najróżniejsze, od całkiem ludzkich, po typowo zwierzęce pyski, często zdeformowane, wydłużone, z butelkowatymi brodami lub trójkątnymi czołami, ze sterczącymi i z wklęsłymi nosami, okrągłymi ustami z wetkniętą weń rurką miotacza ognia, bądź szerokie, uzbrojone w rzędy kłów paszcze. Cała ta demoniczna hałastra gnała za nią krok w krok, pomału zmniejszając dystans. Baala zresztą i tak nie łudziła się, że zdoła im po prostu uciec.
Sięgnęła do kabury, skąd wyciągnęła zwój łatwopalnej linki. Do obrony miała tylko to, jeden kunai, własne umiejętności oraz przemyślność. Powinno wystarczyć.
Sprawnie przywiązała koniec miękkiego drutu do pierścienia na kunaiu. Zatrzymała się, odwracając w stronę marionetek, wycelowała - i rzuciła.
Kunai pomknął ze świstem ku jednej z kukieł i wbił się dokładnie w jej jedyne oko. Marionetka nawet nie zwolniła, choć podłużna głowa zatrzęsła się od siły uderzenia. Baala ponownie stworzyła nad palcem płomyczek, by podpalić włókno: płomienie w mgnieniu oka prześlizgnęły się po lince, a gdy dotarły do drewnianego czoła, fruwające naokoło słomiaste włosy błyskawicznie zajęły się ogniem. Nie czekając na to, aż pozostałe kukły zdążą zareagować, zarzuciła linką tak, by opadła na gromadę lalek.
W jednej chwili powstał jeszcze większy zamęt, bo spora część kukieł zapaliła się, ich ruchy stały się jeszcze bardziej chaotyczne, wpadały i ocierały się o pozostałe marionetki, a ogień przeskakiwał z jednej na drugą z taką łatwością, jakby miał do czynienia ze słomianymi chochołami. Baala miała wrażenie, że patrzy na taniec ognistych demonów w wielkim ognisku.
Kukły jednak nie zamierzały zrezygnować zbyt łatwo; po początkowym zamieszaniu odzyskały składność ruchów i jakby przypomniały sobie o ofierze. Zwróciły się w jej stronę i, płonąc jak żagwie, ruszyły ku niej, już wolniej, właściwie to sunęły jak duchy, a płomienie i podmuchy gorąca rozwiewały ich ubrania na podobieństwo nietoperzych skrzydeł. Ich włosy przypominały teraz pomarańczowe korony z języków ognia.
Baala poczuła na twarzy żar, całą komnatę wypełniła czerwona łuna, ukazując kolisty kształt ogromnego pomieszczenia. Ku dziewczynie wyciągały się przez pożogę segmentowane ręce, z ostrzami lub zgiętymi drapieżnie palcami, czerniejąc i rozwiewając się w czarny popiół. Marionetki podejmowały ostatnie próby walki, strzelały w jej stronę igłami, nożami, ale pociski przelatywały Baali koło głowy, nawet jej nie drasnąwszy.
Kunoichi cofała się na ugiętych nogach, nie spuszczając spojrzenia z gorejącej armii kukieł, która przy każdym kolejnym metrze wykruszała się coraz bardziej. Lalka z miotaczami ognia straciła ramiona, zaplątała się we własne szaty i stanęła w kolumnie ognia, w ciągu sekund zmieniając się w zwęgloną bryłę. Korpus innej marionetki rozdął się jak balon, a po chwili eksplodował; żarzące się odłamki prysnęły na boki, trafiając w inne lalki. Kolejna, z dwoma długimi ogonami zakończonymi ostrymi grotami i co najmniej ośmioma grubymi odnóżami, pełzła nisko przy ziemi, znacząc po sobie ślad jakąś roztopioną substancją, aż nie roztopiła się jak czekolada na słońcu.
Baala za bardzo skupiła się nad tym, co miała przed sobą, i nie dosłyszała nawet hałasu za plecami - a kiedy coś nieoczekiwanie objęło ją w pasie z taką siłą, że zatchnęło jej dech, było już za późno. Uścisk zablokował jej ręce, przyciskając je do boków; potem poczuła ucisk wokół klatki piersiowej, i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zaraz dosłyszy trzask własnych pękających żeber.
Zakrztusiła się, nie mogąc chwycić powietrza. Twarz ją paliła, płuca miała jak ściśnięte pasem, do gardła nabiegła ślina. Charczała, usiłując wyrwać się z morderczych objęć, z trudem nabierając płytkich i krótkich oddechów, ale po każdym wydechu więzy zacieśniały się jeszcze bardziej.
Zaczęła panikować, tłuc w powietrzu nogami, chciała nawet krzyczeć, ale z jej gardła nie wydobywało się nic poza charkliwym bulgotem. Mętnie przez głowę przeszła jej myśl o Płonącym Sercu, ale niemal natychmiast wywietrzała, zduszona panicznym strachem. Ona nie może tu umrzeć! Nie chce tutaj umrzeć!
Kątem oka dostrzegła, że jednej z kukieł udało się doczołgać niemal pod jej stopy, choć nie miała już nóg. Sczerniały korpus dopalał się powoli, a zaplątana w jego głowę...
Z całą desperacją, jaka ją rozsadzała, Baala włożyła wszystkie siły w gwałtowne szarpnięcie nogą. Udało jej się zahaczyć butem o zwój wciąż jeszcze tlącej się linki, która, poderwana do góry, opadła na napastnika za plecami dziewczyny.
Poczuła gwałtowny, zdecydowanie zbyt bliski powiew gorąca z tyłu głowy, równocześnie rozległ się głośny klekot i szum, gdy to, co było za nią, stanęło w ogniu. Uścisk zelżał, Baala zdołała przedrzeć się przez więzy i opaść na ziemię, gdzie mogła gwałtownie zaczerpnąć powietrza. Marionetka, która zaszła ją od tyłu i próbowała zadusić, poruszała się jak w dzikim tańcu, jakby chcąc ugasić płomienie, ale bez skutku.
Furkot złowieszczych kukieł ucichł. Rozlegał się jedynie szum rozszalałych płomieni, aż w końcu i on stopniowo zaczął zamierać. Zrobiło się ciemniej, gdy lalki w większości się wypaliły. Ostatni ustąpił ognisty żar, zastąpiony przez chłód podziemnego lochu. Po potyczce zostały zwały zwęglonych, niekształtnych brył, oraz wszechobecny smród dymu i spalenizny.
Baala czuła, że jest spocona na całym ciele. Przez dłuższą chwilę po prostu klęczała na ziemi, odzyskując oddech i masując obolałe żebra. Udało jej się wyjść z całego zajścia praktycznie bez szwanku, co musiała uznać za sporą dozę szczęścia.
Odetchnęła głębiej i wstała, po czym rozejrzała się po pobojowisku. Tu i ówdzie paliły się resztki marionetek, co dawało odrobinę światła, choć znów ze wszystkich stron napierał mrok. Nie mogła nigdzie dostrzec żadnej stojącej postaci. Poczuła ukłucie niepokoju; chwyciła jedno ze zwęglonych, palących się leniwym płomieniem drewnianych ramion, i ruszyła między żarzącymi się szczątkami. Tu nie... to nie... tu też nie...
Przystanęła i przełknęła ślinę.
Na ziemi, twarzą do dołu leżała Erika. Z jej pleców wystawało kilka ostrzy z ramion kukieł.
Baala pochyliła się nad nią. Miecze nie były wbite głęboko; niepewnie chwyciła jednen z nich, by go wyciągnąć. Gdy go uniosła, w słabym świetle zaimprowizowanej pochodni dostrzegła, że ostrze jest oblepione jakąś substancją. Nie musiała nawet się lepiej jej przyglądać, by się domyślić, że broń umoczono w truciźnie.
Odrzuciła miecz na bok i popatrzyła na leżącą bez ducha zielonkę. Irytowała ją, to prawda, ale Baala nigdy nie życzyłaby jej śmierci w takim miejscu. Stała tak nad nią przez długą chwilę, z niezrozumiałym dla siebie sentymentem przyglądając się martwemu ciału. W końcu westchnęła i odwróciła się. Nic już nie może dla niej zrobić; musi teraz zatroszczyć się o siebie.
Przeszła wkoło wielkiej sali. Znalazła wylot korytarza, z którego przyszły, rozpoznała to po słabych śladach na ziemi, a także niewielki zbiornik wody, zaraz przy ścianie podziemnej kopuły. Poza tym nie było żadnego innego przejścia.
Stała nad brzegiem, patrząc na ciemną, mroczną i nieruchomą toń. Pod wodą musiał znajdować się tunel, co do tego nie miała wątpliwości. Po ataku marionetek była już pewna, że cały ten kompleks został zaprojektowany specjalnie w tym celu, aby ktoś próbował się z niego wydostać.
Popatrzyła w lewo i w prawo, jakby spodziewała się, że w kamiennych ścianach nagle otworzą się tajemne przejścia, które oszczędzą jej kąpieli. Nic takiego się nie stało, toteż znowu spojrzała na wodę. Niechętnie odłożyła płonące ramię kukły na ziemię. Skoro nie ma innego wyjścia...
Nabrała powietrza w płuca - i rzuciła się głową naprzód.

6 komentarzy:

  1. Świetnie opisana walka z marionetkami jestem pod wrażeniem :) Ale do końca pierwszej sagi jeden rozdział ? A ile będzie tych sag ? :) Jestem zdziwiona że przez cały rozdział nawet nie pojawił się nikt z Akatsuki no ale już czekam na kolejny , w którym pewnie będzie więcej Akasiów :D <3 Pozdrawiam i życze weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą trzy sagi, przy czym stara wersja opowiadania została zawieszona na ostatku drugiej. Ale spokojnie, to tylko pierwsza saga jest tak ekstremalnie krótka ;)

      Usuń
  2. Uwielbiam twój styl pisania! Kiedy nie było żadnego nowego wpisu potrafiłam czytać poprzednie po trzy razy. Już nawet nie liczę ile razy przeczytałam starego bloga. Mam nadzieję że nowy rozdział pojawi się niedługo, ponieważ jestem niecierpliwa i chcę się dowiedzieć jak rozwiniesz to dalej. Proszę, nie każ mi długo czekać... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, znowu ciekawie! A jeszcze ciekawiej, że nie pamiętam tego rozdziału xD Ciekawe jest to, że to Erika wpadła na pomysł, iż dziewczyny mogą znajdować się w zasięgu genjutsu. Ona naprawdę coś potrafi. Baala za to świetnie poradziła sobie z marionetkami i wcale nie był to łut szczęścia - dziewczyna ma po prostu wysokie umiejętności walki i kombinowania. Walka z kukłami oczywiście świetnie opisana - a cały rozdział bardzo mroczny i klimatyczny. Na koniec Baala skoczyła w ciemną toń wody, zostawiając za sobą martwą Erikę (no, ja już wiem, że nie martwą, nie pamiętam tylko jak Erika poradziła sobie z trucizną). Aha, a teraz czas na moje inne przemyślenia. Jak zwykle pamięć mnie zawodzi. Wydawało mi się, że u Ciebie rozdziałów było o wiele więcej, a ja jestem już blisko połowy. Coś mi nie pasuje, choć nie wiem jeszcze co ._.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle, ostatnio podczytuję sobie mangę celem sprawdzenia, kiedy zaczęła się psuć (i, tak jak wcześniej podejrzewałam, za ten moment uznaję walkę Naruto i Sasuke pod koniec pierwszej części mangi - okropne i zupełnie pozbawione klimatu. W Shippuudenie ten dramat tylko narasta). Zgodnie z tym co wyczytałam moja teoria na temat wyrywania się z genjutsu jest błędna, ale stwierdziłam, że nie będę się tym przejmować :P Tak więc muszę gdzieś wspomnieć, że odstępstwa od uniwersum jako takiego też się znajdą.

      Usuń
    2. Twój sposób na wyrwanie się z genjutsu jest niezły (nawet jeśli według oryginału jest niepoprawny). Podoba mi się, jak kombinujesz przy takich rzeczach.

      Usuń