ROZDZIAŁ IV: W LABIRYNCIE WĄTPLIWOŚCI
Pierwszym, co poczuła, 
był chłód. Ziąb tak przejmujący, tak dotkliwy, jakby leżała na płycie 
lodu. Potem w nozdrza uderzyła ją intensywna woń mokrej ziemi, 
stęchlizny i pleśni, jaką wyczuwa się często w piwnicach. Czucie 
powracało wraz przebiegającym po całym ciele mrowieniem, od stóp i 
koniuszków palców po cebulki włosów.
Było wilgotno, ciemno
 i chłodno. Zamrugała, ale w mroku nie dostrzegła żadnych kształtów, nie
 była nawet w stanie stwierdzić, jak nisko bądź wysoko znajduje się 
sufit.
Czy ona... czy ona leży pogrzebana żywcem pod świeżo poruszoną ziemią?
Sama myśl, że ta ziemista, zimna nora mogłaby stać się jej grobem była 
tak wstrząsająca, że Baali w jednej chwili przejaśniło się w umyśle. 
Usiadła gwałtownie, zaczerpując głębokiego wdechu jak niedoszły 
topielec, którego w ostatniej chwili wyciągnięto na brzeg. Z każdym 
nerwowym oddechem wciągała w płuca zimne, stęchłe i wilgotne powietrze, 
jakby rzeczywiście znajdowała się w starej piwnicy, której od dawna nikt
 nie odwiedzał.
Obróciła się w ciemności, próbując 
rozeznać się w sytuacji, ale było zbyt ciemno, by ocenić choćby wielkość
 pomieszczenia. Pod dłońmi wyczuwała ubitą na twardo ziemię, od której 
bił chłód; niepewnie przesunęła rękoma na boki, ale nie natknęła się ani
 na ścianę, ani na cokolwiek innego. Otaczał ją tylko nieprzenikniony 
mrok.
Przynajmniej do chwili, gdy dosłownie tuż obok rozległ się okrzyk:
- Och, jak dobrze, że żyjesz!
Dobrą chwilę zajęło jej rozpoznanie tego głosu, ale to wcale nie sprawiło, że poczuła się lepiej.
- Erika? - zapytała głośnym szeptem, bo z trudem zmuszała się do mówienia. - Co... co tu się dzieje? Gdzie my jesteśmy?
Wytężała wzrok, wbijając spojrzenie w miejsce, gdzie powinna znajdować 
się zielonka. Wciąż widziała tylko gęstą ścianę czerni. Musiała parę 
razy zamrugać, by upewnić się, że rzeczywiście ma otwarte oczy.
- A ja wiem? - napłynęła z ciemności odpowiedź. - Gdzieś pod ziemią.
- Tyle to się domyślam - wycharczała Baala. - Ale co się stało? Czarne Płaszcze nas złapali?
 Ledwie wydobywała z siebie głos. Najwidoczniej przeleżała w bezruchu 
dość duży szmat czasu, bo wszystkie mięśnie miała boleśnie zesztywniałe,
 chłód przenikał ją na wskroś, a każde z trudem wykrztuszone słowo 
brzmiało tak, jakby ktoś wyłożył jej gardło papierem ściernym. Na 
dodatek teraz, gdy odzyskała pełnię przytomności, jej ciałem zaczynały 
wstrząsać drgawki. Z trudem skupiała się na tym, co mówiła Erika.
- ...no więc walczyłam z nimi, oczywiście,
 ale nawet dla mnie okazali się zbyt silni - opowiadała, jak zwykle 
ubarwiając rzeczywistość. - Musiałam się poddać, chociaż wiesz, mało 
brakowało, a zebraliby niezłe baty, ale no... mam gorszy okres, mówiłam 
ci zresztą, więc trochę mi nie poszło, no, w każdym razie ty już byłaś 
nieprzytomna, przyniósł cię ten drugi, ten w masce, nie? No i potem 
trafiłyśmy tutaj, nie od razu, wiadomo, ale po drodze i tak nie działo 
się nic ciekawego, więc teraz nie będę opowiadać, no nie, tak czy 
inaczej zamknęli nas tu i... - Nagle urwała. - Dobrze się czujesz?
Baala zorientowała się, że już nie siedzi, ale leży na zimnej posadzce z
 podwiniętymi nogami. Cały czas wstrząsały nią dreszcze, wręcz czuła, 
jak cała skóra ściąga się od gęsiej skórki. Przez chwilę nawet wydawało 
jej się, że widzi ulatujący z własnych ust obłoczek pary, ale równie 
dobrze mogło być to tylko przywidzenie, bo potem znów miała przed oczami
 głęboką czerń.
- N-nie - wykrztusiła, szczękając zębami. Skąd to zimno? Czy tak... czy tak wygląda śmierć?
Myśli z trudem przedzierały się do jej świadomości, jakby coś dławiło 
je po drodze, zgniatało w zarodku, pozostawiając jedynie oderwane, 
pozbawione kontekstu i sensu strzępy. Zewsząd otaczał ją przeraźliwy, 
przenikający do kości chłód, który zdawał się nasilać z każdą sekundą. 
Miała wrażenie, że na odsłoniętej twarzy i ramionach powoli osiada 
szron, a wydychane powietrze z chwilą, gdy ulatuje ze zdrętwiałych warg,
 krystalizuje się w obłoczek lodowego pyłu. Czuła się tak, jak gdyby 
tkwiła w uścisku lodowego olbrzyma, albo leżała w samym środku mroźni.
Jedynym, co jeszcze utrzymywało ją w przytomności, była niekończąca się gadka Eriki.
- Oni w ogóle nie wiedzą, jak się postępuje z kobietami, nie uważasz? 
Wyobrażasz sobie coś takiego? Wrzucić nas do jakiejś zapleśniałej 
piwnicy! Zresztą nawet nie wiem, czy to jest piwnica, bo nic tu 
właściwie nie ma... choćby okna... to skandaliczne... ktoś powinien coś z
 tym zrobić... Słyszałam kiedyś o takiej organizacji, wiesz? Jak oni się
 nazywali, moment... coś z pamięcią chyba, czy amnezją, czy jakoś tak, 
to była głupia nazwa... No w każdym razie gadają o prawach, jakie 
każdemu przysługują, że pewnych rzeczy nie wolno robić i tak dalej, i 
mówią, że występują w obronie tych praw, czy jakoś tak, w sumie nie 
brzmi źle, nie? Ostatnio zresztą pikietowali w jakiejś wiosce, słyszałam
 w wiadomościach, ale gdzie to było... Piasek? Nie... jakaś mniejsza, 
nie pamiętam, zresztą chodzi o to, że władze się wkurzyły i ich 
porozpędzały, nie?
Baala, która od dwóch minut zbierała siły na wydobycie z siebie głosu, wreszcie zdołała wykrztusić pytanie:
- N-n-nie j-jest c... ci zz... zi-zzimno?
- Zimno? - odpowiedział jej zdziwiony głos Eriki. - No, może trochę 
chłodno, fakt. Uważam, że jako mężczyźni powinni mieć chociaż na tyle 
przyzwoitości, by dać nam swoje płaszcze. W końcu nie jesteśmy w 
kurorcie, nie? A jeśli się przeziębię? Myślisz, że będę mogła ich gdzieś
 później zaskarżyć? Może do tej Amnezji?
Baala bardzo 
chciała powiedzieć jej, by się zamknęła, ale gardło ostro odmówiło 
współpracy. Więc tak to będzie wyglądało? Umrze tutaj, w tej zapadłej 
norze bez światła, a jej śmierć skomentuje jedynie bezmyślna paplanina 
zielonki? Gdyby było to możliwe, zrobiłoby się jej jeszcze zimniej.
- Słuchaj - odezwała się Erika nieco głośniej - coś mi się tu nie podoba. Jakoś dziwnie się zachowujesz.
Nareszcie, pomyślała Baala. Chyba mogła uważać się za szczęściarę, 
skoro Erika zdążyła się nią zainteresować przed jej hipotetyczną 
śmiercią.
- Chyba nie może być ci aż tak zimno, co? Trochę
 przeleżałaś, fakt, ale mimo wszystko... spróbuj się rozruszać, co? Och -
 szepnęła nagle, milknąc na moment. - Och. Rozumiem.
Baala
 za to nie rozumiała, wiedziała tylko, że paraliżujące zimno ogarnia jej
 ciało jak choroba. Zwijała się w kłębek, by zachować jak najwięcej 
ciepła, ale właściwie o żadnym cieple już nie było mowy - miała 
wrażenie, że za życia zmienia się w lodowy pomnik.
Obok 
rozległ się szelest. Być może Erika wstała, ale nawet gdyby nie 
nieprzenikniona ciemność, to Baala i tak nie byłaby w stanie tego 
sprawdzić, bo zaciskała mocno powieki. Nie była pewna, czy przy próbie 
otwarcia oczu nie musiałaby rozłamywać na rzęsach lodu.
- 
To jest genjutsu, nie? Iluzja. - Rozległy się odgłosy kroków, rozchodząc
 słabym echem po pustym pomieszczeniu (lochu?); cichły w miarę, jak 
Erika się oddalała. - Ale przecież to za mała przestrzeń, by ten, kto 
stworzył iluzję, był tutaj i ją podtrzymywał... chyba musiał zostawić 
gdzieś pieczęć, która to emituje... Swoją drogą, to niezła sztuczka, 
wiesz? Zostawiasz taki karteluch i - voila! - każdy, kto wejdzie w
 pole działania, wpada w pułapkę złudzeń. Ale moim zdaniem takie zabawy 
są dobre dla amatorów - ciągnął głos Eriki; było w nim słychać 
lekceważące zabarwienie. - Prawdziwy wojownik nie bawi się w takie 
sztuczki. Założę się, że będą tu co najmniej cztery pieczęci... pewnie w
 rogach, no jasne! Muszą jakoś zamykać obszar działania. Ha! Wiedziałam! Jestem genialna!
 Baala nie pojmowała z tego zupełnie nic, ale po ożywionym tonie Eriki 
domyślała się, że może jednak nie zamarznie tutaj na śmierć. 
Rzeczywiście, po krótkiej chwili poczuła przypływ fali ciepła, jakby 
padły na nią cudownie gorące promienie letniego słońca. Nabrała wdechu, z
 trudem powstrzymując ochotę na wydanie z siebie okrzyku radości; wciąż 
miała wrażenie, że w płucach zalegają jej kostki lodu, ale to odczucie 
pomału mijało, jakby ten lód zaczął tajać. Zdołała zacisnąć w pięści 
skostniałe dłonie, własny oddech znów ogrzewał jej usta.
-
 Dziwna sprawa - stwierdziła Erika z ciemności. - Skoro nas tu zamknęli,
 to po co jeszcze genjutsu? Chyba mają małą obsesję na punkcie środków 
ostrożności. Myślisz, że to jacyś paranoicy? Masakra, w mojej wiosce 
miałam takiego, co był chory na głowę, wiesz, ubzdurał sobie mnóstwo 
rzeczy, w tym to, że wszyscy chcą go zabić i... - Rozległ się 
pojedynczy, krótki i ostry odgłos, jak rozrywanego na dwoje papieru. - 
No, to jeszcze dwie sztuki tego badziewia zostały. Czujesz się lepiej?
- Lepiej? - powtórzyła Baala, rozciągając się na ziemi, bo ze wszech 
stron ciągnęło do niej błogie, przyjemne ciepło. - Chyba nigdy w życiu 
nie czułam się lepiej!
Gęsty mrok też zelżał, rozproszony 
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chociaż nie było żadnego 
źródła światła, ciemność, jaka panowała tutaj teraz, była najzupełniej 
normalną, zdrową ciemnością, do której wzrok Baali szybko się 
przyzwyczaił. Bez trudu rozróżniała kontury krążącej po pomieszczeniu 
zielonki.
Kolejny raz usłyszała odgłos rozdzieranego papieru.
- Skąd wiedziałaś, że to iluzja? - zapytała, rozcierając sobie ramiona i
 łydki. Poruszyła stopami; wciąż nie do końca odzyskała czucie w palcach
 stóp.
- To chyba jasne, nie? Inaczej byś się tak nie 
zachowywała. Tak to już jest z iluzjami: robią na tobie wrażenie tak 
długo, dopóki nie zorientujesz się, że to tylko złudzenia. - Baala 
musiała przyznać, że, jak na Erikę, było to bardzo inteligentne 
spostrzeżenie. - A kiedy już to wiesz, wyrwanie się z techniki staje się
 banalne.
- Nie spodziewałam się, że tyle wiesz na ten 
temat... To dlatego ta iluzja nie robiła na tobie wrażenia? Bo 
wiedziałaś, że nie jest prawdziwa?
Coś tu nie pasowało. 
Erika przecież nie od razu zorientowała się, co jest na rzeczy, co do 
tego mogła być pewna. A mimo to technika nie wywarła na nią żadnego 
wrażenia? Podczas kiedy ona, Baala, pogrążała się w oceanie zimna, 
zielonka zachowywała się tak samo, jak zwykle...
- No 
powiedzmy - odparła Erika zdawkowo. - O, ostatnia! - Zniszczyła czwartą 
pieczęć. - No to tyle. I co robimy teraz? Jestem głodna, myślisz, że 
przyniosą nam jedzenie?
- Nie będziemy czekać na żadne jedzenie. Wynosimy się stąd.
Baala wstała z ziemi, rozkoszując się uczuciem gorąca płynącej w żyłach
 krwi. W piwnicy - czy też lochu - wciąż, oczywiście, było raczej 
chłodno, ale w porównaniu do mrozu, jaki jeszcze przed chwilą musiała 
znosić, był niczym wiosenny deszczyk. A teraz, gdy odzyskała władzę nad 
ciałem i nad własnym umysłem, była pewna tego, co musi zrobić dalej, 
jakby gdzieś wewnątrz niej tkwił kompas, którego igła twardo wskazywała 
określony kierunek.
- Ja bym w sumie coś zjadła - wtrąciła Erika niepewnie.
Baala zignorowała ją i podeszła do ściany. Zajęło jej to zaledwie parę 
kroków, zresztą - sądząc po tym, jak Erika szybko uwinęła się z 
obejściem wszystkich czterech kątów, by zniszczyć pieczęcie z genjutsu -
 domyślała się już wcześniej, że pomieszczenie jest raczej małe, jak 
niewielka piwniczka.
Wyciągnęła przed siebie dłoń, 
wyprostowując palec wskazujący, i użyła czakry, by stworzyć nad brzegiem
 płytki paznokcia niewielki płomyk. Nie potrzebowała do tego pieczęci; 
nie była to nawet technika, a zwykła, przydatna sztuczka, której 
nauczyła się jeszcze w domu.
Dom, ha... Byłoby to bardzo ironiczne, gdyby rzeczywiście tutaj zginęła.
Odepchnęła od siebie niepotrzebne myśli. Światło płomyka jasno 
błyszczało w ciemności, drażniło przyzwyczajone do mroku oczy, chociaż 
jego blask roztaczał się na parę marnych centymetrów. Baala musiała 
niemal wodzić palcem po powierzchni drzwi, by dostrzec jakiekolwiek 
szczegóły.
Szelest z tyłu poinformował ją, że Erika podeszła i stoi tuż za nią.
- Niezły numer - powiedziała zielonka z odcieniem uznania w głosie. - 
Ale nie da się zrobić tego ognika trochę większego? No bo wiesz, jednak 
wciąż niewiele widać...
- Nie da się - odburknęła Baala. 
Wcale nie zamierzała spoufalać się z Eriką, bo, jak by nie patrzeć, to 
przez tę zieloną fajtłapę trafiła do tego miejsca. Chociaż musiała jej 
przyznać, że uratowała ją od genjutsu. - Widzisz to? - opuściła dłoń, 
palcem z jarzącym się nad nim płomykiem wskazując ciężką, metalową 
klamkę, a zaraz pod nią - duży zamek.
- No widzę. I co teraz? Skąd weźmiemy klucz?
Baala westchnęła i pokręciła głową.
- A na co ci klucz? Jesteśmy kunoichi, czy nie? Mamy lepsze metody.
Skupiła się, przelewając czakrę w rękę, dłoń, w palec - i w końcu w 
płomień, który rozjarzył się mocniejszym światłem. Biło od niego gorąco,
 choć nie powiększył się ani o milimetr, nawet nie drgnął. Stawał się 
coraz bledszy i coraz gorętszy, aż wreszcie Baala uznała, że to powinno 
wystarczyć - i zbliżyła płomień do otworu w zamku.
Nie 
potrwało długo, zanim powierzchnia zamka nie wygięła się, zapadła w 
sobie, i nie wykwitły na niej ciężkie krople roztopionego metalu. 
Nacisnęła na klamkę, a po paru szarpnięciach bolec w zamku ostatecznie 
puścił i - drzwi stanęły otworem.
Dziewczyny spojrzały w 
głąb mrocznego korytarza, jaki się przed nimi rozciągał. Nie było w nim 
śladu niczyjej obecności, ani też żadnego oświetlenia. Baali wcale się 
to nie podobało. Ani trochę.
- No to... idziemy, nie? - stwierdziła Erika.
- Czekaj!
Krzyknęła za późno - zielonka właśnie ruszyła do przodu. Zanim jednak 
przeszła choćby trzy kroki, w jednej chwili podniósł się głośny syk, 
jakby wdepnęła prosto w gniazdo węży. Baala zareagowała błyskawicznie; 
doskoczyła do niej, chwyciła za ramię i pociągnęła za sobą do tyłu, 
jednocześnie gasząc płomyk i szybko wykonując jedną dłonią pieczęci.
Niemal w ostatniej chwili zdążyła uderzyć rozpostartą dłonią w ziemię, z
 której wyrosła gruba, ziemista ściana, odgradzając je od korytarza. Zza
 zasłony rozległa się eksplozja na tyle silna, że wstrząsnęło całą 
piwnicą; pod wpływem siły wybuchu stworzona tarcza wybrzuszyła się w 
stronę dziewczyn, które padły na ziemię, instynktownie osłaniając głowy 
ramionami. Zaraz później wszystko ucichło - jeszcze przez parę sekund 
było słychać szelest osuwającej się ziemi, ale potem zapadła cisza. I 
ciemność.
- Co to było? - Erika pierwsza milczenie.
- Kartki wybuchowe. Zastawili pułapkę, pewnie rozciągnęli w poprzek 
korytarza linkę, której pociągnięcie aktywowało zasadzkę... Czy ty nie 
możesz pomyśleć, zanim coś zrobisz?! - Baala podniosła głos, wstając i 
otrzepując się. Sądząc po odgłosach, ściana, którą stworzyła dla ochrony
 przed wybuchem, właśnie rozsypywała się w hałdę ziemi. - Przez ciebie 
mogłyśmy zginąć!
Usłyszała w odpowiedzi obrażone prychnięcie.
- Nie mogę myśleć o wszystkim! Jak mam gdziekolwiek pójść, skoro wszędzie mogą być pułapki?
Choć Baala nie miała na to najmniejszej ochoty, musiała przyznać, że 
Erika miała częściową rację. Diabli jedni wiedzą, ile jeszcze pułapek 
mogło czekać na nie w korytarzu. Dlaczego Czarne Płaszcze mieliby 
zadawać sobie tyle trudu, by najeżyć pułapkami jedyny korytarz, jaki 
prowadził do celi więźniarek? I jak oni sami by go wówczas przekraczali?
 To nie miało dużego sensu. Chyba, że...
- Szkoda, że nie mamy broni - mruknęła Baala.
- Przecież mamy.
Spojrzała w ciemność, tam, skąd dochodził głos kunoichi Trawy.
- Co? Mamy?
- No a nie? Przynajmniej ja nie przypominam sobie, by ją nam zabrali, kiedy nas tu wrzucili.
Baala sięgnęła dłonią do pokrowca na udzie. Faktycznie, wciąż tkwił na 
swoim miejscu, na dodatek wewnątrz znajdował się kunai, razem ze zwojem 
specjalnej metalowej linki. Zdziwiła się, że nie zauważyła tego 
wcześniej, ani nawet nie pomyślała o tym, by sprawdzić uzbrojenie. 
Czarne Płaszcze albo uważali, że i tak nic nie wskórają z pomocą jednego
 kunaia, albo...
- Coś mi tu śmierdzi - stwierdziła.
- No, mi też - przytaknęła Erika. - Jakby trochę siarką. Albo czymś zgniłym. Chyba dawno tu nie zaglądali.
Dzięki litościwej ciemności zielonka nie zobaczyła wyrazu twarzy Baali.
- Miałam co innego na myśli - wycedziła dziewczyna przez zęby. - Że nie podoba mi się ta sytuacja.
- Aha. No, to w sumie też. - Erika milczała przez chwilę. - Ale co konkretnie? - zapytała ze zdezorientowaniem.
- Czarne Płaszcze zostawili nam broń. - Baala owijała właśnie kunai 
linką. - Na dodatek porozstawiali pułapki, jakby spodziewali się, że 
wyjdziemy z tej celi, czy tam piwnicy. Nie wydaje ci się to podejrzane? 
To wygląda tak, jakby chcieli, żebyśmy próbowały uciec.
- A bo ja wiem, jak rozumują wariaci? I czy mogłabyś znowu zrobić ten swój płomyk? Nic nie widzę.
- Zaraz będę miała coś lepszego.
Zawiązała supeł na końcu kunaia i odcięła nim resztę linki, którą 
spakowała z powrotem do pokrowca. Znów stworzyła płomyczek, ale tylko na
 krótką chwilę, by przytknąć go do tak stworzonej instalacji. Linka - 
łatwopalne, długo palące się włókno owinięte metalowym drucikiem - 
zapłonęła ogniem, rozbłyskując światłem jak pochodnia.
- O! - skomentowała Erika. - No i to rozumiem!
- A teraz słuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzać. Idziesz za mną i nie
 wyrywasz się do przodu, bez względu na to, co będzie się działo, jasne?
 Nie chcę, żebyś znowu narobiła nam kłopotów.
Erika 
odburknęła coś niezrozumiale pod nosem, ale Baali i tak nie 
interesowało, co zielonka ma do powiedzenia, grunt, żeby pozostawiła jej
 przewodnictwo. Ruszyła przodem, trzymając zaimprowizowaną pochodnię 
nisko, by zobaczyć ewentualne nici, których pociągnięcie mogłoby 
aktywować kolejne pułapki. Nic takiego nie widziała, ale na wszelki 
wypadek szła powoli, gotowa w każdej chwili do natychmiastowego odwrotu.
Korytarz cały czas prowadził prosto. Jak dotąd nie natknęły się na nic 
szczególnego - żadnych zasadzek, zapadni, choćby nawet pochodni 
zamocowanych do ścian. Baala nie miała pojęcia, co o tym wszystkim 
myśleć. Jak głęboko pod ziemią mogły się znajdować? Czemu piwnica, w 
której były więzione - czy też loch albo cela - była jedynym 
pomieszczeniem, do którego prowadził tak długi tunel? Kunoichi 
przyjrzała się ścianom. Wydawały się jednolite, choć podejrzewała, że 
mogły w sobie kryć ukryte przejścia. Nie zdziwiłaby się, gdyby się 
okazało, że trafiły do jakiegoś tajnego, podziemnego kompleksu, gdzie 
Czarne Płaszcze przeprowadzają jakieś paskudne eksperymenty. A jeśli one
 były jednym z nich?
Zaklęła w duchu, próbując nie 
rozmyślać o tym, jaki Czarne Płaszcze przygotowywali dla nich los. 
Cokolwiek planowali, wymkną się stąd teraz - i miała nadzieję, że już 
nigdy nie powrócą.
- Czujesz to? - szepnęła Erika za jej plecami.
Przystanęła; faktycznie, na twarzy poczuła powiew chłodu i jednocześnie
 rześkości świeżego powietrza. Czyżby zbliżały się do wyjścia? To byłoby
 trochę za łatwe. A jeśli to kolejny podstęp?
Przeszły 
kolejnych parę kroków, docierając wreszcie do końca korytarza. Tunelu 
nie wieńczyły żadne drzwi ani wrota, jedynie otwarte przejście, które 
prowadziło do jakiegoś pomieszczenia, również pogrążonego w ciemności. 
Baala przystanęła w samym progu i uniosła płonący kunai, ale i tak nie 
była w stanie widzieć dalej, niż na odległość pół metra.
-
 Ho, hoo! - zawołała nagle Erika. Baala syknęła, spodziewając się, że 
głupota towarzyszki znowu ściągnie na nich kłopoty, ale na szczęście 
odpowiedziało im tylko echo:
- Ho, hoo... ho, hoo... ho...
Po
 paru kolejnych "ho" echo całkowicie ucichło. Wyglądało na to, że 
pomieszczenie jest całkiem pokaźnych rozmiarów... i raczej dość puste. 
Baala była pewna, że tam, w mroku, musiało czaić się coś wyjątkowo 
paskudnego, przygotowanego specjalnie z myślą o uciekinierkach. Ale 
innego wyjścia nie było.
Rozważała właśnie, czy nie zawrócić się i nie poszukać w ścianie tunelu ukrytych drzwi, kiedy stało się najgorsze.
Erika, oczywiście, po prostu weszła do wielkiej komnaty.
Baala wstrzymała oddech, patrząc na zanurzony w ciemności kształt jej 
sylwetki. Zielonka przeszła kilka kroków, zatrzymała się, potem znów 
poruszyła - chyba spojrzała w lewo, później w prawo - po czym odwróciła 
się w stronę towarzyszki. Słaby blask pochodni wyławiał z mroku 
wypukłości jej twarzy, nadając jej jakiegoś mrocznego, złowieszczego 
wyrazu.
Zielonka uniosła rękę i pomachała do niej.
- Jest bezpiecznie! Nic się nie dzieje!
Baala jednak nie zdążyła odetchnąć z ulgą, bo w tym momencie na ziemię 
pomiędzy nią i Eriką opadł ciemny kształt. Zielonka zapiszczała, Baala z
 zaskoczenia o mało co nie upuściła kunaia, w tej samej chwili rozległ 
się głośny terkot i szum, gdy ze sklepienia sfrunęły kolejne cienie.
Erika wydała z siebie krótki krzyk strachu, było słychać, że biegnie na
 wskroś sali, ale Baala widziała przed sobą tylko kłębiącą się masę 
czerni, której nędzna poświata ognia nadawała groteskowego kształtu. Tu i
 ówdzie wystawało coś, co wyglądało jak długie, wąskie odnóża, przez co 
dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że patrzy na gromadę 
splecionych ze sobą pająków.
Zrobiło jej się niedobrze na samą myśl; kierowana instynktem rzuciła kunai na ziemię, a dłońmi szybko wykonała pieczęci.
- Element ognia: Oddech ognia!
Nabrała głębokiego wdechu, czując, jak powietrze praży się w piecu 
płuc, i dmuchnęła strumieniem płomieni prosto w drgające, obrzydliwe 
kłębowisko. Gorejący podmuch wpadł między cienie, które rozpierzchły się
 na boki jak przestraszone zające. W pomarańczowym blasku błysnął metal i
 Baala dostrzegła, że z wielu segmentowych kończyn wystają wąskie 
ostrza.
Zauważyła też coś jeszcze: błyszczące w 
świetle ognia, wypukłe, szeroko rozwarte oczy o martwym, nieruchomym 
spojrzeniu... W pierwszej chwili znieruchomiała, ale zaraz później 
zrozumiała, co się dzieje.
- Aiiiiiii! Zostawcie mnie! Sioooo! - rozległ się piskliwy wrzask zielonki. - Ajajajaj!
- To tylko kukły! - krzyknęła do niej Baala, składając palce do 
kolejnych pieczęci. - Zrób coś, jakąś technikę, cokolwiek!
Nie była w stanie stwierdzić, czy Erika posłuchała rady, czy chociaż w 
ogóle ją usłyszała. Furkot pędzących marionetek wypełniał całe 
pomieszczenie, a zwielokrotnione, powracające wciąż echo bębniło w 
uszach tak głośno, że ledwie słyszała samą siebie. Szmaty, w które były 
owinięte kilka z kukieł, zapaliły się od jej ognistego ataku i lalki 
gorzały teraz wielkim płomieniem, niczym ruchome pochodnie albo kule 
ognia, rzucając dookoła chybotliwy blask.
Marionetki 
akurat zwróciły się w stronę Baali, gdy ta wykonała pieczęci i jeszcze 
raz dmuchnęła chmurą płomieni. Tym razem zareagowały błyskawicznie: 
odskoczyły tak szybko, że ognisty podmuch nie musnął ani jednej z nich. 
Dziewczyna zaklęła, widząc rozpięte w powietrzu długie kończyny, 
otwierające się brzuchy w korpusach i rozchylające się prostokątne 
szczęki.
Nie miała wiele czasu na myślenie. Schyliła się 
po upuszczony kunai i rzuciła się w bok, turlając po ziemi, unikając 
wystrzelonych z marionetek igieł i sztyletów, wysuniętych z pajęczych 
ramion ostrzy, a nawet strumieni ognia, bo kilka kukieł było 
wyposażonych w miotacze płomieni. Zerwała się na nogi i pobiegła przed 
siebie, mijając jedną z lalek, które wcześniej udało jej się podpalić: 
kukła leżała już nieruchomo, częściowo zwęglona i spopielona, z 
topniejącymi w drewnianej twarzy oczami. Kunoichi wciąż nigdzie nie 
widziała Eriki, co gorsza, nie słyszała nawet jej wrzasków. Czy to mogło
 oznaczać, że...?
Nie miała na tyle śmiałości, by 
dokończyć tę myśl. Skupiła uwagę na goniących ją lalkach. Obejrzała się w
 biegu przez ramię: marionetki pędziły za nią jak wygłodniała sfora 
wilków. Powłóczyste szmaty imitujące ubrania wzdymały się w pędzie, 
sterczące i splątane włosy przypominały bujne kępy siana, głowy kiwały 
się bezładnie na cienkich szyjach, a niewidzące oczy obracały się w 
różne strony jak u kameleona. Ich twarze były najróżniejsze, od całkiem 
ludzkich, po typowo zwierzęce pyski, często zdeformowane, wydłużone, z 
butelkowatymi brodami lub trójkątnymi czołami, ze sterczącymi i z 
wklęsłymi nosami, okrągłymi ustami z wetkniętą weń rurką miotacza ognia,
 bądź szerokie, uzbrojone w rzędy kłów paszcze. Cała ta demoniczna 
hałastra gnała za nią krok w krok, pomału zmniejszając dystans. Baala 
zresztą i tak nie łudziła się, że zdoła im po prostu uciec.
Sięgnęła do kabury, skąd wyciągnęła zwój łatwopalnej linki. Do obrony 
miała tylko to, jeden kunai, własne umiejętności oraz przemyślność. 
Powinno wystarczyć.
Sprawnie przywiązała koniec miękkiego 
drutu do pierścienia na kunaiu. Zatrzymała się, odwracając w stronę 
marionetek, wycelowała - i rzuciła.
Kunai pomknął ze 
świstem ku jednej z kukieł i wbił się dokładnie w jej jedyne oko. 
Marionetka nawet nie zwolniła, choć podłużna głowa zatrzęsła się od siły
 uderzenia. Baala ponownie stworzyła nad palcem płomyczek, by podpalić 
włókno: płomienie w mgnieniu oka prześlizgnęły się po lince, a gdy 
dotarły do drewnianego czoła, fruwające naokoło słomiaste włosy 
błyskawicznie zajęły się ogniem. Nie czekając na to, aż pozostałe kukły 
zdążą zareagować, zarzuciła linką tak, by opadła na gromadę lalek.
W jednej chwili powstał jeszcze większy zamęt, bo spora część kukieł 
zapaliła się, ich ruchy stały się jeszcze bardziej chaotyczne, wpadały i
 ocierały się o pozostałe marionetki, a ogień przeskakiwał z jednej na 
drugą z taką łatwością, jakby miał do czynienia ze słomianymi 
chochołami. Baala miała wrażenie, że patrzy na taniec ognistych demonów w
 wielkim ognisku.
Kukły jednak nie zamierzały zrezygnować 
zbyt łatwo; po początkowym zamieszaniu odzyskały składność ruchów i 
jakby przypomniały sobie o ofierze. Zwróciły się w jej stronę i, płonąc 
jak żagwie, ruszyły ku niej, już wolniej, właściwie to sunęły jak duchy,
 a płomienie i podmuchy gorąca rozwiewały ich ubrania na podobieństwo 
nietoperzych skrzydeł. Ich włosy przypominały teraz pomarańczowe korony z
 języków ognia.
Baala poczuła na twarzy żar, całą komnatę
 wypełniła czerwona łuna, ukazując kolisty kształt ogromnego 
pomieszczenia. Ku dziewczynie wyciągały się przez pożogę segmentowane 
ręce, z ostrzami lub zgiętymi drapieżnie palcami, czerniejąc i 
rozwiewając się w czarny popiół. Marionetki podejmowały ostatnie próby 
walki, strzelały w jej stronę igłami, nożami, ale pociski przelatywały 
Baali koło głowy, nawet jej nie drasnąwszy.
Kunoichi 
cofała się na ugiętych nogach, nie spuszczając spojrzenia z gorejącej 
armii kukieł, która przy każdym kolejnym metrze wykruszała się coraz 
bardziej. Lalka z miotaczami ognia straciła ramiona, zaplątała się we 
własne szaty i stanęła w kolumnie ognia, w ciągu sekund zmieniając się w
 zwęgloną bryłę. Korpus innej marionetki rozdął się jak balon, a po 
chwili eksplodował; żarzące się odłamki prysnęły na boki, trafiając w 
inne lalki. Kolejna, z dwoma długimi ogonami zakończonymi ostrymi 
grotami i co najmniej ośmioma grubymi odnóżami, pełzła nisko przy ziemi,
 znacząc po sobie ślad jakąś roztopioną substancją, aż nie roztopiła się
 jak czekolada na słońcu.
Baala za bardzo skupiła się nad 
tym, co miała przed sobą, i nie dosłyszała nawet hałasu za plecami - a 
kiedy coś nieoczekiwanie objęło ją w pasie z taką siłą, że zatchnęło jej
 dech, było już za późno. Uścisk zablokował jej ręce, przyciskając je do
 boków; potem poczuła ucisk wokół klatki piersiowej, i nie mogła oprzeć 
się wrażeniu, że zaraz dosłyszy trzask własnych pękających żeber.
Zakrztusiła się, nie mogąc chwycić powietrza. Twarz ją paliła, płuca 
miała jak ściśnięte pasem, do gardła nabiegła ślina. Charczała, usiłując
 wyrwać się z morderczych objęć, z trudem nabierając płytkich i krótkich
 oddechów, ale po każdym wydechu więzy zacieśniały się jeszcze 
bardziej.
Zaczęła panikować, tłuc w powietrzu nogami, 
chciała nawet krzyczeć, ale z jej gardła nie wydobywało się nic poza 
charkliwym bulgotem. Mętnie przez głowę przeszła jej myśl o Płonącym 
Sercu, ale niemal natychmiast wywietrzała, zduszona panicznym strachem. Ona nie może tu umrzeć! Nie chce tutaj umrzeć!
Kątem oka dostrzegła, że jednej z kukieł udało się doczołgać niemal pod
 jej stopy, choć nie miała już nóg. Sczerniały korpus dopalał się 
powoli, a zaplątana w jego głowę...
Z całą desperacją, 
jaka ją rozsadzała, Baala włożyła wszystkie siły w gwałtowne szarpnięcie
 nogą. Udało jej się zahaczyć butem o zwój wciąż jeszcze tlącej się 
linki, która, poderwana do góry, opadła na napastnika za plecami 
dziewczyny.
Poczuła gwałtowny, zdecydowanie zbyt bliski 
powiew gorąca z tyłu głowy, równocześnie rozległ się głośny klekot i 
szum, gdy to, co było za nią, stanęło w ogniu. Uścisk zelżał, Baala 
zdołała przedrzeć się przez więzy i opaść na ziemię, gdzie mogła 
gwałtownie zaczerpnąć powietrza. Marionetka, która zaszła ją od tyłu i 
próbowała zadusić, poruszała się jak w dzikim tańcu, jakby chcąc ugasić 
płomienie, ale bez skutku.
Furkot złowieszczych kukieł 
ucichł. Rozlegał się jedynie szum rozszalałych płomieni, aż w końcu i on
 stopniowo zaczął zamierać. Zrobiło się ciemniej, gdy lalki w większości
 się wypaliły. Ostatni ustąpił ognisty żar, zastąpiony przez chłód 
podziemnego lochu. Po potyczce zostały zwały zwęglonych, niekształtnych 
brył, oraz wszechobecny smród dymu i spalenizny.
Baala
 czuła, że jest spocona na całym ciele. Przez dłuższą chwilę po prostu 
klęczała na ziemi, odzyskując oddech i masując obolałe żebra. Udało jej 
się wyjść z całego zajścia praktycznie bez szwanku, co musiała uznać za 
sporą dozę szczęścia.
Odetchnęła głębiej i wstała, po 
czym rozejrzała się po pobojowisku. Tu i ówdzie paliły się resztki 
marionetek, co dawało odrobinę światła, choć znów ze wszystkich stron 
napierał mrok. Nie mogła nigdzie dostrzec żadnej stojącej postaci. 
Poczuła ukłucie niepokoju; chwyciła jedno ze zwęglonych, palących się 
leniwym płomieniem drewnianych ramion, i ruszyła między żarzącymi się 
szczątkami. Tu nie... to nie... tu też nie...
Przystanęła i przełknęła ślinę.
Na ziemi, twarzą do dołu leżała Erika. Z jej pleców wystawało kilka ostrzy z ramion kukieł.
Baala pochyliła się nad nią. Miecze nie były wbite głęboko; niepewnie 
chwyciła jednen z nich, by go wyciągnąć. Gdy go uniosła, w słabym 
świetle zaimprowizowanej pochodni dostrzegła, że ostrze jest oblepione 
jakąś substancją. Nie musiała nawet się lepiej jej przyglądać, by się 
domyślić, że broń umoczono w truciźnie.
Odrzuciła miecz na
 bok i popatrzyła na leżącą bez ducha zielonkę. Irytowała ją, to prawda,
 ale Baala nigdy nie życzyłaby jej śmierci w takim miejscu. Stała tak 
nad nią przez długą chwilę, z niezrozumiałym dla siebie sentymentem 
przyglądając się martwemu ciału. W końcu westchnęła i odwróciła się. Nic
 już nie może dla niej zrobić; musi teraz zatroszczyć się o siebie.
Przeszła wkoło wielkiej sali. Znalazła wylot korytarza, z którego 
przyszły, rozpoznała to po słabych śladach na ziemi, a także niewielki 
zbiornik wody, zaraz przy ścianie podziemnej kopuły. Poza tym nie było 
żadnego innego przejścia.
Stała nad brzegiem, patrząc na 
ciemną, mroczną i nieruchomą toń. Pod wodą musiał znajdować się tunel, 
co do tego nie miała wątpliwości. Po ataku marionetek była już pewna, że
 cały ten kompleks został zaprojektowany specjalnie w tym celu, aby ktoś
 próbował się z niego wydostać.
Popatrzyła w lewo i w 
prawo, jakby spodziewała się, że w kamiennych ścianach nagle otworzą się
 tajemne przejścia, które oszczędzą jej kąpieli. Nic takiego się nie 
stało, toteż znowu spojrzała na wodę. Niechętnie odłożyła płonące ramię 
kukły na ziemię. Skoro nie ma innego wyjścia...
Nabrała powietrza w płuca - i rzuciła się głową naprzód. 
 
 
Świetnie opisana walka z marionetkami jestem pod wrażeniem :) Ale do końca pierwszej sagi jeden rozdział ? A ile będzie tych sag ? :) Jestem zdziwiona że przez cały rozdział nawet nie pojawił się nikt z Akatsuki no ale już czekam na kolejny , w którym pewnie będzie więcej Akasiów :D <3 Pozdrawiam i życze weny ! :)
OdpowiedzUsuńBędą trzy sagi, przy czym stara wersja opowiadania została zawieszona na ostatku drugiej. Ale spokojnie, to tylko pierwsza saga jest tak ekstremalnie krótka ;)
UsuńUwielbiam twój styl pisania! Kiedy nie było żadnego nowego wpisu potrafiłam czytać poprzednie po trzy razy. Już nawet nie liczę ile razy przeczytałam starego bloga. Mam nadzieję że nowy rozdział pojawi się niedługo, ponieważ jestem niecierpliwa i chcę się dowiedzieć jak rozwiniesz to dalej. Proszę, nie każ mi długo czekać... :D
OdpowiedzUsuńHm, znowu ciekawie! A jeszcze ciekawiej, że nie pamiętam tego rozdziału xD Ciekawe jest to, że to Erika wpadła na pomysł, iż dziewczyny mogą znajdować się w zasięgu genjutsu. Ona naprawdę coś potrafi. Baala za to świetnie poradziła sobie z marionetkami i wcale nie był to łut szczęścia - dziewczyna ma po prostu wysokie umiejętności walki i kombinowania. Walka z kukłami oczywiście świetnie opisana - a cały rozdział bardzo mroczny i klimatyczny. Na koniec Baala skoczyła w ciemną toń wody, zostawiając za sobą martwą Erikę (no, ja już wiem, że nie martwą, nie pamiętam tylko jak Erika poradziła sobie z trucizną). Aha, a teraz czas na moje inne przemyślenia. Jak zwykle pamięć mnie zawodzi. Wydawało mi się, że u Ciebie rozdziałów było o wiele więcej, a ja jestem już blisko połowy. Coś mi nie pasuje, choć nie wiem jeszcze co ._.
OdpowiedzUsuńW ogóle, ostatnio podczytuję sobie mangę celem sprawdzenia, kiedy zaczęła się psuć (i, tak jak wcześniej podejrzewałam, za ten moment uznaję walkę Naruto i Sasuke pod koniec pierwszej części mangi - okropne i zupełnie pozbawione klimatu. W Shippuudenie ten dramat tylko narasta). Zgodnie z tym co wyczytałam moja teoria na temat wyrywania się z genjutsu jest błędna, ale stwierdziłam, że nie będę się tym przejmować :P Tak więc muszę gdzieś wspomnieć, że odstępstwa od uniwersum jako takiego też się znajdą.
UsuńTwój sposób na wyrwanie się z genjutsu jest niezły (nawet jeśli według oryginału jest niepoprawny). Podoba mi się, jak kombinujesz przy takich rzeczach.
Usuń