19.02.2014

I.III Plan (prawie) doskonały

ROZDZIAŁ III: PLAN (PRAWIE) DOSKONAŁY

Po drugim starciu z Czarnymi Płaszczami Baala postanowiła zmienić trasę. Dziewczyny porzuciły więc kluczenie górskimi szlakami i podążały teraz wraz z nurtem rzeki, ku przełęczy.
Baala wiedziała, że tuż za granią kończy się sypkie, skaliste podłoże, a zaczynają trawiaste pagórki i równiny. Skalisty teren przechodził tam w łagodny stok, opadający ku polom uprawnym i dolinie, po której drugiej stronie przebiegała już granica z Krajem Ognia. Jeżeli tylko zdołają przekroczyć przełęcz, znajdą się na otwartym, zamieszkałym terenie, gdzie będą względnie bezpiecznie. Nie miała wątpliwości, że Czarne Płaszcze również o tym wiedzą. A to oznaczało, że ich najlepszą okazją do ataku był ten odcinek drogi, jaki jeszcze dzielił uciekinierki od przełęczy: obwarowany kamieniami brzeg rzeki, z obu stron zamknięty zwartym sosnowym lasem.
Dlatego obmyśliła plan.
Powietrze pachniało świeżością, wilgocią i igliwiem. Szept wiatru łączył się ze szmerem strumienia w jednostajny szum, z którego miarowo wybijał się ton wody rozbryzgującej się na skałach. Tutaj szerokość rzeki nie przekraczała jeszcze dwudziestu metrów, ale przed przełęczą osiągała dodatkowe dziesięć, a nurt był na tyle rwący, że przewieszono tam most linowy pomiędzy dwoma brzegami. Baala wiedziała o tym i postanowiła to wykorzystać.
Teraz stała, krzyżując ramiona na piersi, i wpatrywała się w Erikę nieugiętym wzrokiem. Ta natomiast chowała ręce za plecy i kręciła się niepewnie w miejscu, patrząc na niewyraźny, koślawy rysunek, który Baala parę minut wcześniej nakreśliła patykiem w mokrej ziemi.
- Zrozumiałaś wszystko?
Zielonka wykrzywiła się jak wezwany do tablicy uczniak, który nie potrafi rozwiązać najprostszego zadania.
- No... nie wiem - odpowiedziała z ociąganiem. - To naprawdę... konieczne? Sama mówiłaś, że do przełęczy jest dzień drogi stąd, a potem nie ma się o co martwić...
- Pewnie, że nie jest konieczne. Ale jeśli chcesz dotrzeć do Kraju Ognia żywa, to obawiam się, że jednak okaże się to niezbędne. - Baala zamazała butem prowizoryczny schemat. - Wóz albo przewóz! Zresztą - dodała jak od niechcenia - dużo łatwiej byłoby mi zaplanować całą akcję, gdybyś raczyła mi powiedzieć, jaki rodzaj zwierząt przywołujesz.
- Nie przywołuję - odburknęła Erika. - Ile razy mam ci to powtarzać? Przyśniło ci się coś, jak byłaś nieprzytomna, więc przestań mnie o to wypytywać!
Baala westchnęła i pokręciła głową.
- Bardzo dobrze, jak sobie chcesz. Sama sobie utrudniasz sprawę. No, ruszamy w drogę.
"Wielka i potężna" kunoichi Trawy jęknęła, uświadomiwszy sobie, że decyzja zapadła na dobre. Na szczęście nie próbowała oponować, bo kłótnia była ostatnią rzeczą, jakiej Baala by sobie w tym momencie życzyła. I tak dostawała szału na samą myśl, że musi działać razem z kompletnym amatorem, ale nie było innego wyboru - jeśli miało im się powieść, musiały współpracować.
Ruszyły w dół rzeki, po brzegu zasłanym kamieniami i żwirem. Utrzymywały spokojne, regularne tempo, i właściwie wszystko szłoby zgodnie z planem, gdyby Erika nie oglądała się bez przerwy nerwowo do tyłu. Robiła to tak nachalnie, że w końcu Baala dała jej kuksańca w bok. Sama, co prawda, uważnie obserwowała zarośla, ale na tyle dyskretnie, by potencjalny napastnik nie posądził jej o ostrożność.
Czas mijał powoli, ciągnął się jak roztopiony karmel, odmierzany nie przez sekundy i minuty, ale przez ukradkowe spojrzenia na półmrok między drzewami. Szły w ciszy, a atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Oczekiwanie na to, aż coś w końcu się stanie, powoli robiło się nie do zniesienia.
- Na pewno się pojawią? - zapytała bojaźliwie zielonka. Trzeba było przyznać, że bardzo się starała, by głos jej nie drżał. Jej podenerwowanie zdradzały dłonie, które nieustannie bawiły się kunaiem, którego dostała od Baali: palce przemykały nerwowo po rękojeści i niekontrolowanie gładziły ostrze.
- Tak sądzę - odmruknęła Baala półgębkiem. - Nie panikuj i rób wszystko tak, jak ustaliłyśmy.
Pojawią się z tyłu, z przodu czy z boku? Jak dotąd Czarne Płaszcze nie atakowali znienacka (pomijając, rzecz jasna, wysadzenie połowy wioski w powietrze), ale ze spokojem i całkowitą pewnością siebie podchodzili od frontu. Musieli być przekonani o swojej przewadze sił i, szczerze mówiąc, nie było w tym nic dziwnego. Różnica klas była aż nadto wyraźnie wyczuwalna. Do tej pory miały wielkie szczęście, ale nawet największy fart kiedyś musi się wyczerpać.
Wystarczy, że jeszcze raz uda im się przechytrzyć Czarne Płaszcze. Baala spojrzała przed siebie, na zamglony cień przełęczy ponad koronami drzew. Tylko jeden dzień... w ciągu tego jednego dnia okaże się, kto wygra.
Erika pisnęła tak niespodziewanie, że Baala niemal podskoczyła. Zatrzymała się i rozejrzała gwałtownie, przestraszona myślą, że dała się zaskoczyć, ale nie dostrzegła nic ani nikogo dziwnego, nie wspominając o charakterystycznych, czarnych płaszczach z czerwonymi chmurami. Odprężyła się nieco, ale wciąż była spięta i zaalarmowana. Spojrzała na zielonkę.
Ta stała ze wzniesioną nogą i patrzyła z miną, która wyrażała najwyższe obrzydzenie, na brunatną paciaję na bucie.
- Fuuuj! Co to jest? Łeeee!
I zaczęła energicznie wycierać podeszwę w trawę obok. Baala stała w bezruchu, nie mogąc powstrzymać fantazji o tym, jak łapie zielonkę za włosy i wpycha jej twarz do rzadkiego placka, który spoczywał w trawie, rozjechany butem Eriki.
- Myślałam, że coś się stało - warknęła przez zęby. - Mogłabyś tak nie panikować z byle powodu?
- To nie jest byle powód! - zaperzyła się Erika. - Ciekawe, co ty byś niby zrobiła, jakbyś w to wdepnęła?
- Na pewno bym się nie wydzierała - burknęła wrogo w odpowiedzi. - Czy przypadkiem nie jesteśmy ścigane? Poza tym mówiłam ci, żebyś...
Erika prychnęła i przewróciła oczami, co rozsierdziło Baalę tak, że zamilkła w pół zdania.
- To ja ci pomagam i narażam własne życie, a ty tak się odwdzięczasz?
Tamta wzruszyła lekceważąco ramionami, co było jeszcze bardziej irytujące.
- Po prostu wkurza mnie, że czasem zachowujesz się, jakbyś pozjadała wszystkie ro...
Zielonka już nie dokończyła; coś przeleciało ze świstem pomiędzy dwoma dziewczynami i z głuchym łupnięciem wbiło się w pobliską jodłę. Pień zatrząsł się z taką siłą, że Baala niemal zdziwiła się, że z drzewa nie opadł obłok igieł.
Przedmiotem, który wrył się w drewno, niewątpliwie była kosa. Trójzębna, to Baala mogła dostrzec ze swej pozycji, na dodatek jej ostrza pomalowano na kiczowaty, krwistoczerwony kolor, tak jakby miała pełnić funkcję raczej dekoracyjną niż bitewną. Co więcej, na końcu trzonka umocowany był sznur... który ciągnął się od drzewa, po trawie między nią i Eriką, a kończył się...
Oczywiście wiedziała, co zobaczy na drugim końcu liny. Sądziła, że skoro potrafi przewidzieć ruchy prześladowców, niczym jej nie zaskoczą, toteż przez myśl jej nie przeszło, że przez durnowatą towarzyszkę podróży da się podejść jak dziecko.
Istotnie, parędziesiąt kroków za nimi majaczyły między drzewami dwie wysokie sylwetki w czarnych płaszczach. Materiał ich okryć zdobiły czerwone, rzucające się w oczy chmury. To tyle, jeśli chodziło o podobieństwa do poprzednich Czarnych Płaszczy - ci dwaj, tak jak Baala tego oczekiwała, zastąpili poprzedników. Nie była jednak w stanie na oko stwierdzić, czy od tamtych odróżniał ich wyższy poziom profesjonalizmu.
Pierwszy z nich, który stał po lewej stronie, robił wrażenie zawodowca - a przynajmniej kogoś, kto znał się na swojej robocie lepiej, niż ten cały Daidrara. Wyjątkowo wysoki, poza zapiętym pod szyję płaszczem nosił też coś w stylu białej kominiarki, z doczepioną ciemną maską osłaniającą usta i nos. Miał też opaskę z ochraniaczem, na którym wyryty był znak, który przypominał dwie połówki skierowanej w dół strzałki; rozeznana w świecie Baala od razu rozpoznała symbol Wioski Wodospadu. Przekreślająca go rysa dość jasno mówiła, że jej właściciel porzucił rodzimą osadę.
Poza tym wyróżniał się ciemniejszym kolorytem skóry oraz dziwaczną barwą oczu. Pomimo odległości dziewczyna mogła dostrzec bardzo szerokie, brudnozielone źrenice bez tęczówek (a może odwrotnie: tęczówki bez źrenic?) w otoczce ciemnych, chyba ciemnoczerwonych twardówek. Baala mimowolnie wzdrygnęła się na ten widok, choć przez głowę przebiegła jej dość ironiczna myśl, po co ktoś z tak diabelnie charakterystycznymi oczami, po których poznałoby go nawet dziecko, wkłada tyle trudu w osłonięcie głowy i twarzy.
Drugi z Czarnych Płaszczy wyglądał już normalnie. Kołnierz miał nonszalancko rozpięty do końca mostka, odsłaniając fragment nagiej piersi, jakiś wisiorek oraz opaskę z ochraniaczem zawiązaną na szyi. Tym razem kunoichi, choć skojarzyła symbol na metalowej płytce - trzy ukośne kreski, również przekreślone - nie mogła dokładnie przypomnieć sobie jego znaczenia; wiedziała tylko tyle, że oznaczał jedną z pośledniejszych Wiosek, raczej pozbawioną politycznego znaczenia.
Nieznajomy wydawał się wątłej budowy, w przeciwieństwie do postawnego towarzysza, a wrażenie to podkreślały delikatne, jakby chłopięce rysy twarzy, cienkie brwi i jasne oczy. Miał osobliwie jasne, siwe włosy, krótkie i ulizane, zaczesane do tyłu. Ogółem dla Baali wyglądał jak wypacykowany dandys, choć zdawała sobie sprawę, że powszechnie musi uchodzić za przystojnego.
Co ważniejsze, w dłoni tego fircyka znajdował się drugi koniec liny. Uśmiechał się drwiąco, przypatrując im się nieruchomym, jak gdyby nieco nieobecnym spojrzeniem.
- Deidara i Sasori nie umieli sobie z nimi poradzić? - zastanowił się głośno, nie spuszczając z nich wzroku. - Schodzą na psy. Zresztą zawsze byłem zdania, że Deidara się do niczego nie nadaje. Artyści od siedmiu boleści... ha! Nie mają pojęcia o prawdziwym spełnieniu, o wszechwładnej i wszechobecnej boskiej obecności, która...
- Za dużo gadasz, Hidan - burknął jego zamaskowany towarzysz. - Bez zabijania, pamiętaj.
O? Czarne Płaszcze zmienili podejście i już nie chcą ich, a raczej jednej z nich, zabić? To było warte uwagi. Zerknęła z ukosa na Erikę; zielonka patrzyła się na mężczyzn tępo jak głupie cielę.
Ten, który został nazwany Hidanem, machnął ręką, jakby odganiał uporczywą muchę.
- Jasne, jasne, nie zabijaj to, nie zabijaj tamto, rzygam już tymi upomnieniami. Jestem wyznawcą Jashina i moją powinnością jest składanie ofiar, a nie uganianie się za jakimiś dziewkami po okolicy! I to tylko dlatego, że temu cholernemu piromanowi nie chciało się porządnie ruszyć dupy!
Choć miały do czynienia z innym duetem, wszystko wskazywało na to, że Czarne Płaszcze lubili długie, bezcelowe dyskusje przed zabraniem się do roboty. Na to zresztą liczyła Baala, układając swój plan.

*

- Zatrzymaj się na chwilę.
Erika obejrzała się na nią i zamrugała, posyłając jej pytające spojrzenie. Baala rozejrzała się po szumiącym cicho lesie, a że nie dostrzegła niczego podejrzanego, zbliżyła się do brzegu rzeki, trzymając w dłoni patyk, i usiadła na jednym z kamieni.
- O co chodzi?
Baala nie odpowiedziała od razu, zajęta rysowaniem w mokrej ziemi jakichś kształtów. Zaciekawiona zielonka podeszła bliżej, pochylając się nad rysunkiem, który nie przypominał jej właściwie niczego.
- To jest rzeka - objaśniła Baala, kreśląc na wskroś całego wzoru podłużną linię. Stuknęła końcem patyka najpierw po jej lewej, potem po prawej stronie. - A tu jej brzegi.  Jesteśmy tutaj. - Zakreśliła wskazane miejsce kółkiem. Potem przeniosła gałązkę tak, że jej koniuszek zawisł nad podłużnym prostokącikiem, który prostopadle przecinał linię rzeki. - A to most linowy. Jedyny w odległości paru kilometrów i ostatni przed przełęczą. Dzieli nas od niego godzina drogi, może trochę więcej.
Erika kiwała głową na znak, że rozumie, choć nie miała pojęcia, do czego dąży jej towarzyszka. Marszczyła brwi, usiłując zwizualizować sobie rysunek w rzeczywistym terenie, tymczasem Baala mówiła dalej:
- Nurt jest tak silny, że nie ma mowy o przejściu po wodzie za pomocą czakry, pokonanie rzeki wpław też odpada. Prąd zmiecie cię, zanim przepłyniesz połowę odległości. Szerokość rzeki w tamtym miejscu wynosi... lekko licząc... przynajmniej trzydzieści metrów. Potem koryto rozszerza się coraz bardziej. Mogłabyś co najwyżej przefrunąć na drugi brzeg... albo wrócić się do brodu, marnując dobrych parę godzin.
- No, fakt - przytaknęła zielonka ochoczo, choć nie widziała celu tych rozważań. - I co z tego?
Baala wyprostowała się, nie wstała jednak z kamienia.
- Czarne Płaszcze na pewno pojawią się jeszcze raz, zanim dotrzemy do przełęczy. Później... nie musimy się nimi przejmować, wiem, jak można im z łatwością zniknąć z oczu, kiedy wyjdziemy na równiny. Tutaj las jest tak gęsty, że można podróżować tylko albo szlakami, albo brzegiem rzeki, poza tym zostawiamy mnóstwo śladów, więc wytropią nas bez trudu, to pewne.
Zielonka poczuła przestrach, choć nie chciała tego po sobie okazywać. Zacisnęła tylko usta - miała nadzieję, że jej przewodniczka uzna to za wyraz zdeterminowania - i kiwnęła głową, udając aprobatę dla jej przemyślności.
- I co dalej?
- No, pomyśl. Rzeki nie można przekroczyć w inny sposób, niż mostem.
Erika przekrzywiła głowę, wpatrując się niepewnie w rysunek na ziemi, bynajmniej nie dlatego, by był fascynujący, ale wolała unikać spojrzenia towarzyszki.
- Jeżeli my będziemy na jednym brzegu - wytłumaczyła Baala niecierpliwym tonem - a oni na drugim, wówczas uzyskamy parę godzin przewagi. W sam raz, aby dotrzeć do przełęczy.
- Ach, tak! No jasne! - zachwyciła się Erika, kiedy w końcu pojęła zamiar Baali. - Ale... jak mamy znaleźć się na dwóch różnych brzegach?
- Tutaj w grę wkracza most. Jest newralgicznym punktem naszej ucieczki. - Erika, choć bardzo chciała, nie zapytała, co to znaczy "newralgiczny". - Krótko mówiąc, musimy najpierw upewnić się, po której stronie rzeki znajdują się Czarne Płaszcze. Jeśli po przeciwnej... w co wątpię, raczej podążają dokładnie naszym śladem... musimy po prostu zlikwidować most, zanim zdążą go przekroczyć. Jeśli po naszej... musimy przekroczyć go przed nimi, i wtedy zniszczyć połączenie.          
Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na Erikę, wyraźnie oczekując reakcji. Zielonka zawahała się, skonfundowana nagłym zakończeniem przemowy, i wydukała z siebie:
- No... dobry plan. Chyba.
Baala westchnęła i wstała z kamienia, otrzepując materiał spodni.
- Zakładam, że nie będą atakować z zaskoczenia, ale po prostu do nas podejdą, tak jak wcześniej. Tamci dwaj lubili sporo gadać, może ci też się rozgadają... załatwię nam zasłonę dymną, a potem - biegiem do mostu, rozumiesz? Jeśli znasz jakieś techniki... - Erika wydęła policzki, oburzona samym przypuszczeniem, że mogłaby być aż tak wielką ciamajdą, by nie znać ani jednego ninjutsu - ...to używaj ich tak, by odwracać uwagę Czarnych Płaszczy. Bez względu na wszystko musimy dotrzeć do mostu pierwsze, jasne?
Erika rozejrzała się tak, jakby się spodziewała, że w magiczny sposób pojawi się ktoś, kto za nią zaaprobuje cały plan. I najlepiej jeszcze go później wykona.
- No chyba - stwierdziła niepewnie. - Jeśli trzeba. Skoro tak mówisz.
- Ty pobiegniesz przodem. Pierwsza pokonasz most, i... - Sięgnęła do kabury przymocowanej do paska na udzie, wyciągnęła z niej kunai i rzuciła go zielonce. Erika ledwie zdążyła zareagować i go złapać. - ...zaczniesz ciąć liny. Ja kupię ci trochę czasu, ale spiesz się, wszystkie mają być nadcięte. Kiedy krzyknę "teraz", masz je odciąć. Jasne?
Popatrzyła niepewnie na kunai we własnej ręce. Broń była ciężka i zdawała się być w ogóle niedopasowana do wnętrza jej dłoni.
- Jasne - potwierdziła markotnie. - Ja wbiegam na most i tnę liny, ty krzyczysz "teraz", ja je odcinam. Proste jak drut. Chyba.
Baala pokiwała głową.
- Pozostaje nam mieć nadzieję, że nie potrafią latać - pozwoliła sobie na gorzki uśmiech. - Biegnij i się nie zatrzymuj, to ważne, by nie udało im się nas spowolnić przed mostem.
Erika wyjątkowo nie okazywała swej zwyczajowej pewności siebie, nie miała też ochoty na wybujałe przechwałki. Plan wcale jej nie przypadł do gustu, chociaż brzmiał prosto i dawał iluzję skuteczności. 
Ale nie miały lepszego.

* 

Baala błyskawicznie wykonała pieczęci, korzystając z faktu, że Czerwone Chmurki zajęci byli dyskusją, i nabrała głębokiego oddechu.
- Element ognia: W obłoku popiołów ukrycie!
Kiedy wydmuchnęła powietrze z płuc, z jej ust wydobył się strumień ciemnego, gęstego dymu, jak para wystrzelająca przez niedokręcony zawór; cuchnąca spalenizną chmura rozrosła się w mgnieniu oka w nieprzeniknioną ścianę, odgradzając dziewczyny od prześladowców.
- Co do kurwy nędzy...?! - rozległ się urwany okrzyk zaskoczenia Hidana, zakończony serią kaszlnięć, gdy masa pyłu i popiołu wdarła mu się do płuc.
Erika uznała, że to wyraźny sygnał, i odwróciła się na pięcie, podrywając się do biegu. Zaraz potem odskoczyła panicznie w bok, gdy leżąca dotąd na ziemi lina naprężyła się gwałtownie, wyrywając z jodły trójzębną kosę, która wyminęła w locie zielonkę i zniknęła z tyłu, w chmurze dymu. Dziewczyna szybko odzyskała koncentrację i pognała przed siebie, bezbłędnie jak kozica pędząc po kamienistym podłożu, pomimo obuwia co najmniej nieadekwatnego do takich maratonów i tego terenu. Nie oglądała się za Baalą, a troskę wobec towarzyszki ograniczyła do nieśmiałej nadziei, że tamtej jakoś uda się wybrnąć cało.
Jak daleko było do tego mostu? Od chwili, kiedy Baala przedstawiła jej swój plan, minęło już trochę czasu, więc chyba były blisko? Erika nie miała pojęcia, jak długo będzie w stanie biec, mogła więc tylko prosić w duchu, by wreszcie zobaczyć zawieszony nad wodą mostek. Rzeka szumiała intensywnie; rzeczywiście drugi brzeg był teraz bardziej oddalony.
Przebiegła pod zwieszającymi się z przekrzywionych jodeł gałęziami gęstymi od igieł, przeskoczyła zwalony, obrośnięty mchem pień, i zobaczyła, że dotarła do uskoku: linia rzeki kończyła się zaledwie parędziesiąt kroków dalej, woda zdawała się niknąć za krawędzią grani, a szum wzmógł się, przeradzając w głośny grzmot. Erika dobiegła na sam skraj i zobaczyła, jak woda rozbija się daleko, daleko w dole na skałach, a dalej...
Most! Niemal krzyknęła z radości na widok lichej, chwiejącej się niepewnie konstrukcji z desek i lin. Zeszła stromym zboczem, uważając, by nie poślizgnąć się na mokrej trawie. Wcześniej rzeka płynęła równo z poziomem gruntu, ale od uskoku ta proporcja ulegała znaczącemu zachwianiu; most rozciągnięto na wskroś przesmyku, którego dnem spływał strumień, a wysokie na kilkanaście metrów kamienne ściany zakleszczały się nad nim jak szczypce.
Dotarła do dwóch solidnych, drewnianych palików, głęboko usadzonych w ziemi przy krawędzi przepaści. Asekuracyjnie chwyciła jeden z nich i wychyliła się, spoglądając w dół. Ciemnoniebieska nić rzeki falowała jak pełznący wąż. Było dość wysoko, ale upadek dla wprawnego pływaka nie powinien być groźny.
Spojrzała na most. Nie wyglądał zachęcająco: szereg desek splecionych pajęczyną lin, chybotał się pod najlżejszymi podmuchami wiatru. Erika mogła tylko się domyślać, że wcześniej nie natknęły się na żaden murowany most, bo nurt rzeki był zbyt silny i mógłby osłabić przypory. To rozwiązanie jednak wcale nie wydawało jej się bardziej bezpieczne.
Obejrzała się za siebie, w górę, ku krawędzi wodospadu. Nie słyszała nic poza hukiem rozbijającej się wody, co ją zaniepokoiło. Gdyby Baala biegła za nią, to powinny rozlegać się chyba jakieś odgłosy walki, jakaś wrzawa, ogólnie hałas - a nie wychwytywała żadnych podejrzanych dźwięków, choć wytężała słuch. Czyżby Czerwone Chmurki ją złapali...?
Nie, nie, nie! Pokręciła gwałtownie głową, odrzucając od siebie tę myśl. Bądź co bądź, nawet jeśli Baala czasem ją denerwowała, wcale nie życzyła jej źle. Nie, Baali na pewno nic nie jest, przecież zna się na tym, pewnie nie raz bywała w podobnych sytuacjach... W końcu jest najemnikiem... Powinna dać radę...
Prawie przypadkiem przypomniała sobie, że ma przecież zadanie do wykonania, nawet jeśli dowódca operacji mógł zostać schwytany. Obróciła się z powrotem w stronę mostu, wsparła dłońmi o paliki i spojrzała na przeciwległy brzeg, przełykając ślinę. Tamta krawędź wydawała się tak strasznie daleko... ale chyba ten most, jak to mosty zazwyczaj, jest używany? Ktoś nim przecież musi chodzić, skoro w ogóle go tutaj zawieszono, prawda?
Zacisnęła usta i na moment przymknęła powieki, powtarzając sobie w duchu, że da radę. Chwyciła mocniej kunai, który trzymała w prawej dłoni. Dotrzeć na koniec mostu... podciąć liny... przecież poradzi sobie...
Zaczerpnęła powietrza i, wodząc lewą ręką po sznurze, wkroczyła na pierwsze deski. Od razu poczuła, jak cała konstrukcja zadrżała pod jej ciężarem, i przez chwilę zaczęła sądzić, że cała ta fuszerka runie w dół - ale tak się nie stało. Powoli ruszyła dalej, co jakiś czas przystając, gdy most zaczynał za mocno się kołysać.
Krok za krokiem... nie patrzeć w dół, ale przed siebie... och, czemu to diabelstwo tak lata na prawo i lewo? Może za mocno przytrzymuje się sznura, i przypadkiem pociąga cały most? Sprawę pogarszał wiatr, który tam na górze, przed uskokiem nie dawał się we znaki, ale tutaj, w pustej przestrzeni między dwoma kamiennymi ścianami, dął z siłą gigantycznej dmuchawy.
Przeprawa dłużyła się Erice coraz bardziej, aż miała ochotę puścić sznurową balustradę i przebiec ostatni odcinek trasy. Rozsądek podpowiadał jej jednak, że skończyłoby to się kąpielą w zimnej wodzie, więc powstrzymywała odruch. Zaczynała nawet odczuwać z siebie zadowolenie, że tak sprawnie i bezproblemowo jej to idzie; most okazał się solidniejszy, niż sądziła, deski nie skrzypiały pod jej krokami, wydawały się mocne.
W końcu stanęła na drugim brzegu. Obejrzała się za siebie, z nadzieją, że wreszcie zobaczy Baalę, ale dostrzegła tylko pustkę. Jak długo zajęło jej przejście mostu? Zdawało jej się, że strasznie długo, ale ostatecznie mógł być to tylko efekt psychologiczny; może potrwało to tylko dwie minuty. Tak czy inaczej, musiała podciąć liny i czekać na to, kto pojawi się pierwszy: Baala czy Czerwone Chmurki. Od razu zabrała się do pracy. Sznury były grube, musiała też uważać, by nie nadciąć ich za mocno, by most nie runął pod samym ciężarem Baali.
Gdy była pogrążona w pracy, wreszcie usłyszała upragniony zgiełk. Poderwała głowę i zobaczyła - czując, jak z serca spada jej kamień - drobną sylwetkę niemal zjeżdżającą po stoku. Baala, bo to niewątpliwie była ona, ześlizgiwała się po trawie na podeszwach butów, prawie wyprostowana, tak strome było zejście. Dotarła na płaski grunt i od razu ruszyła biegiem w stronę mostu, a Erika zobaczyła, jak błyszczący w słońcu przedmiot przelatuje ponad krawędzią uskoku i leci w ślad za dziewczyną. Nabrała powietrza, by krzyknąć - choć mało prawdopodobne, że zdążyłaby ją ostrzec - ale Baala sama wyczuła niebezpieczeństwo i odskoczyła w bok, przeturlawszy się po ziemi, podczas gdy demoniczna kosa trafiła w pustkę, padając na trawę.
- Baala! Baala! - zawołała, machając do niej ręką ściskającą kunaia, by dać znać, że przygotowania są już prawie zakończone.
Nie była pewna, czy Baala to widziała, ale wbiegła na most. I wtedy zobaczyła Czerwone Chmurki - dwie ciemne postaci, które wynurzyły się ponad krawędzią, i, zamiast schodzić po stoku, zeskoczyły z niego z taką lekkością, jakby ważyły niewiele więcej niż pióra.

*

Baala wiedziała, że Czarne Płaszcze ją doganiają. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, bo wreszcie była na moście, i choć zachwiał się gwałtownie, gdy na niego wbiegła, to prawie nie zwolniła. W połowie drogi zatrzymała się jednak i obejrzała przez ramię. Jeden z Czarnych Płaszczy, gadatliwy goguś, ściskając w garści kosę ruszył jej śladem, ale powoli i jakby bez przekonania. Ten drugi pozostał na brzegu, co ją trochę zmartwiło. Był dla nich największym, jak do tej pory, zagrożeniem, tego była pewna; za to głupka z kosą można było wręcz zignorować.
Ten zamaskowany... gdyby tylko udało im się go unieszkodliwić... Gdy obserwowała kroczącego ku niej niezdarnie Hidana, przytrzymującego się sznurowej barierki, wpadł jej do głowy pewien pomysł. Obejrzała się do tyłu, na Erikę czekającą przy drugim brzegu. Widziała, że zielonka otwiera usta i o coś pyta, ale nie usłyszała dokładnie, o co; sądząc, że pyta o przecięcie lin, odkrzyknęła:
- Jeszcze nie teraz!

*

Erika osłoniła ucho dłonią, by lepiej usłyszeć odpowiedź Baali. Zmarszczyła brwi.
- Teraz? - zdziwiła się sama do siebie. - No, dobra...

*

Baala jeszcze zastanawiała się, jak wyciągnąć drugiego Czarnego Płaszcza na most, kiedy nagle grunt znienacka osunął się jej spod nóg. Odruchowo i na oślep usiłowała uchwycić się czegokolwiek, i jej dłoń trafiła na jedną z lin wiążących deski; uchwyciła się jej jak własnego życia, szarpnęło nią, gdy zawisła nad przepaścią, trzymając się mostu tylko jedną ręką.
Czarny Płaszcz za to miał mniej szczęścia – usłyszała zaskoczony krzyk, a potem całą konstrukcją znów szarpnęło, jeszcze silniej niż poprzednio. Oszołomiona dziewczyna uniosła głowę i zobaczyła, że most wisiał teraz przechylony. Po tej stronie, gdzie stał drugi Czarny Płaszcz, trzymały się wszystkie cztery główne liny, ale dalej most obracał się skośnie, bo wisiał już tylko na trzech.
- Nie teraz! NIE TERAZ! – wrzasnęła, oglądając się w drugą stronę. Klęcząca przy linach Erika podniosła głowę; Baala mogłaby przysiąc, że pomimo dystansu widzi na jej twarzy zdziwienie. – NIE TERAZ, przecież muszę wrócić, kretynko!
Most znów się zabujał, Baala poczuła, jak słabnie jej uścisk; zmobilizowała siły i podciągnęła się na jednej ręce, by drugą również uchwycić za linę. Udało jej się, ale wciąż wisiała ciężko jak worek kamieni. Dosłyszała trzask, spojrzała w stronę odgłosu i zobaczyła, że trójzębna kosa podczas upadku wplątała się nożami między deski i liny. Przymocowany do niej sznur był naprężony, a na samym końcu dyndał jej właściciel.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! – dobiegały z dołu jego przekleństwa. – Co to ma, kurwa, być?!
Co prawda nie musiała się już nim przejmować, ale i tak obiecała sobie w duchu, że co najmniej zabije Erikę, kiedy cały ten cyrk się skończy. Na razie musiała jednak dotrzeć do solidnego gruntu, co nie było już takie łatwe, bo most wisiał teraz bokiem i może nadawałby się do przejścia, gdyby grawitacja nagle zmieniła kierunek przyciągania. Pozostawała jej tylko siła rąk.
Już chciała ruszyć w stronę upragnionego brzegu, kiedy most kolejny raz się zakołysał. To drugi Czarny Płaszcz na niego wszedł.
Przytrzymywał się jedną dłonią tej sznurowej barierki, która znajdowała się wyżej, a stopami przechodził po drugiej, której jedna z dwóch głównych lin została odcięta przez Erikę. Baala widząc, jak sprawnie mu to idzie, jak bez wahania i bez żadnych obaw zbliża się coraz bardziej, poczuła coś zimnego na żołądku.
- Kakuuuzuuu! Kurwa mać, ratuj mnie! – zawył w dole Hidan. Zdaje się, że próbował wspiąć się po linie od kosy, ale czerwone ostrza drgnęły w plątaninie sznurów i desek, więc zrezygnował z zamiaru. – Bo ja spadnę! Kakuzu, pomocy!
Wspomniany Kakuzu poświęcił chwilę czasu, by zatrzymać się i zerknąć w dół, na swego pozostawionego w dość żałosnym położeniu towarzysza.
- Nic ci się przecież nie stanie – stwierdził obojętnie. Wywołało to potok siarczystych przekleństw z końca kosy.
- Idę do ciebie, Baala!
Odwróciła się i zobaczyła, jak Erika próbuje dość niezdarnie, na czworaka pełznąć po ocalałych trzech linach. W pierwszej chwili chciała zacząć kląć nie gorzej od Hidana, ale potem uświadomiła sobie, że jeśli Erika pomoże jej jakoś ustanąć na sznurach, to może uda im się uciec i jeszcze zrealizować plan.
Albo... Kakuzu wszedł na most, mają okazję się go pozbyć, wystarczy, by zaszedł odpowiednio daleko... Przyspieszyła tempo, chwytając za kolejne liny, by jak najszybciej zmniejszyć dzielący ją i Erikę dystans. Wahania mostu informowały ją o tym, że Czarny Płaszcz idzie jej śladem.
Zielonka zaskakująco szybko i zwinnie poradziła sobie z wędrówką po przechylonym moście, dotarła do Baali i wyciągnęła do niej rękę. Ta ochoczo przyjęła jej pomoc i już wkrótce obie stanęły na sznurach, po jednej stronie mając barierę desek, po drugiej – mało przyjazną pustkę. Stały więc, nachylając się ku deskom, tak jak idący w ich stronę Kakuzu.
Hidan tymczasem wciąż złorzeczył:
- Psiakrew, Kakuzu, przysięgam, że jak wyjdziemy z tego gówna, to odczujesz na sobie taki gniew Jashina, że się zes...
Nie dokończył; rozległo się głośne trzaśnięcie, drewno puściło wreszcie pod naporem ostrych noży i ciężaru ciała dorosłego mężczyzny, i kosa razem z wrzeszczącym Hidanem poleciała w dół. Wszyscy na moście na moment zamarli, obserwując malejącą postać, aż nie pochłonął jej łakomy nurt rzeki. Potem zapadła cisza, nie przerywana przez potoki obelg, w której rozlegał się tylko grzmot wody i świstanie wiatru.
Baala zorientowała się, że Eriki nie ma już koło niej. Spojrzała odruchowo w dół: zielonka przytrzymywała się fragmentu urwanej liny, jakieś pół metra niżej, szamocąc się jak ryba na haczyku i machając w powietrzu nogami. Najwidoczniej straciła równowagę podczas kolejnego wstrząsu.
- Erika!
Zielonka rzuciła jej udręczone spojrzenie. Baala zaparła się plecami o deski mostu, próbując przykucnąć, by wyciągnąć do niej dłoń.
- Spróbuj mnie złapać... wyciągnij rękę...
Erika usiłowała oderwać jedną dłoń, ale niemal natychmiast traciła równowagę i zaraz musiała chwycić się z powrotem. Czarny Płaszcz był coraz bliżej, Baala widziała go, jak podchodzi, wyciągała rękę do Eriki, ale wciąż ich dłonie dzieliły centymetry, a nie mogła pochylić się bardziej, bo musiała przecież sama też się czegoś trzymać...
Właściwie to tylko w wyrazie desperacji spojrzała na brzeg, na który tak rozpaczliwie próbowały dotrzeć i od którego tak niewiele je już dzieliło. I zobaczyła, jak kolejny sznur, w miejscu nacięcia po kunaiu, pomału się rozsupłuje.
- Uwaga!
Odruchowo cofnęła wyciągniętą rękę i chwyciła się mocno mostu, w tym samym momencie kolejna lina puściła, most niemal się wywinął, skręcił wokół własnej osi, bo zawisł teraz na dwóch przeciwległych sznurach; i Baala zobaczyła, jak Erika odrywa się od mostu i leci w dół, czarno-zielona figurka opadająca ciężko i bezgłośnie jak kamień, a potem znikająca w białym rozbryzgu piany.
Patrzyła tępo na miejsce, gdzie rzeka połknęła zielonkę, a w głowie czuła kompletną pustkę. Czy Erika umie pływać? Właściwie to nie miała pojęcia. Jeśli nie...
Przypomniała sobie o Czarnym Płaszczu, więc poderwała głowę. Stał zaledwie parę kroków obok, rękoma nie trzymając się niczego, po prostu balansując ciałem na splątanych sznurach. Nie sprawiało mu to chyba żadnej trudności. Spoglądał na nią z góry nieprzeniknionym, może nawet znudzonym wzrokiem, i Baala poczuła przypływ wściekłości - gniewu nie ukierunkowanego na konkretną rzecz czy osobę, ale na całokształt, znajomy żar ogarniający całe ciało, dławiący w gardle, piekący, domagający się uwolnienia.
Płonące Serce...
Przełknęła narastającą złość. To nie były odpowiednie okoliczności, jeśli się zapomni, zaszkodzi tylko sobie i Erice. Czy powinna zeskoczyć do wody? Tak czy inaczej w końcu rzeka wyrzuci je na brzeg, a wówczas Czarny Płaszcz bez trudu je odnajdzie. Nie, musiała zostać na górze, a jeśli to możliwe, to tego całego Kakuzu wysłać razem z nurtem rzeki, tak jak jego kumpla. Erice pomoże później.
Decyzję podjęła w ułamku sekundy; rozhuśtała się na tyle mocno, by przerzucić nogę ponad linami. Gdy była już w stanie utrzymać się, tylko zaciskając uda, szybko wykonała pieczęci.
- Element ognia... - uniosła rękę i wykonała zamaszysty gest, jakby rozcinała na pół niewidzialną kartkę papieru - ...Ogniste cięcie!
W ślad za jej ręką opadła fala płomieni w kształcie półksiężyca, błyskawicznie nadpalając konstrukcję mostu. Liny i drewno zaskwierczały, zwęgliły się, most jakby wygiął się ku rzece, po czym obie jego połowy - ta, na której stał Czarny Płaszcz i ta, na której była Baala - najpierw powoli, powolutku rozsunęły się, potem szybciej, czuć było narastający pęd powietrza...
Baala patrzyła na oddalającego się Czarnego Płaszcza, z poczuciem, że - przynajmniej w najbliższym czasie - to już koniec. Westchnęła i chwyciła się czegoś, by przygotować się na moment, kiedy opadający most zetknie się z kamienną ścianą.
Ucieszyła się jednak za wcześnie. Z chwilą, gdy tylko odwróciła wzrok, poczuła, jak coś zaciska się wokół jej ramion, szyi i pod żebrami, i zanim zdążyła zareagować, jakaś zewnętrzna siła oderwała ją od mostu.
Szarpnęła się, usiłując uwolnić z duszącego uścisku, zakręciło jej się w głowie; była świadoma tylko tego, że jest na drugiej części mostu i razem z nim leci w dół, ku skalnej ścianie, a jej jedyna droga ucieczki, upragniony przeciwny brzeg, oddala się błyskawicznie...

*

Rzeka wyrzuciła go dużo, dużo dalej, na pierwszym ostrym zakolu. Przez parę chwil Hidan po prostu leżał twarzą do ziemi, wypluwając wodę i ciesząc się z samego faktu, że wreszcie jest na suchym lądzie. Kąpiel w rwącej rzece była mało przyjemna, tym bardziej że w chwili upadku spadająca kosa drasnęła go w głowę.
Kurewski Kakuzu, pomyślał sobie. Niech no ja tylko dorwę tego dziada.
Podniósł się chwiejnie, splunął jeszcze parę razy mieszanką wody i piasku, po czym przeczesał mokre włosy palcami. Opuszczając dłoń dostrzegł na niej czerwony ślad; przyjrzał się krytycznie własnej krwi, zaklął w głos i rozejrzał się za kosą. Nurt wyrzucił ją zaledwie parę kroków dalej. Przeszedł po piasku i schylił się po nią, następnie rozejrzał się dookoła, jakby szukając wskazówki, co powinien dalej robić.
I rzeczywiście ją znalazł - wraz z prądem rzeki płynęło coś dużego, jakby worek, albo...
Powstrzymując świeżo nabyty wstręt do wody wszedł do rzeki po kolana, by chwycić to co, co rzeczywiście było człowiekiem. Co więcej, po nieprzyzwoicie skąpym ubiorze i ekstrawaganckiej kolorystyce bez trudu rozpoznał jedną z tych dziewczyn, które mieli złapać. W jakiś sposób świadomość, że nie tylko on jeden wylądował w rzece, znacząco poprawiła mu humor.
Wyciągnął dziewczynę na brzeg, gdzie bezpardonowo rzucił ją na ziemię. Leżała na plecach, cała mokra, przez co biała część jej ubioru zrobiła się dość... prześwitująca... Hidan odchrząknął, jakby dla upomnienia samego siebie, i przeniósł wzrok na jej twarz. Właściwie całkiem przyjemna buźka, drobne, pełne usteczka, pucołowate policzki, gęste rzęsy... Co prawda połowę włosów miała pofarbowaną na zielono, co wyglądało co najmniej dziwnie, ale poza tym prezentowała się nieźle. Znów przeniósł spojrzenie w dół; skoro nikt nie widzi, to chyba może sobie bez przeszkód popatrzeć?
Zupełnie nagle przyszła mu do głowy myśl, że dziewczyna chyba nie oddycha (zapewne to spostrzeżenie miało duży związek z wnikliwą obserwacją klatki piersiowej). Przechylił głowę, przyglądając się jeszcze uważniej, i potwierdził wniosek.
Dziewczyna się podtopiła. Kakuzu go zapierdoli, jeśli ona zginie, co do tego był pewien. Znowu będą kazania w stylu "miało być bez zabijania", "znowu skrewiłeś robotę", bla, bla... Tak jakby to on był winien, że wylądowała w wodzie, a znając życie to stary pierdziel pewnie sam się przyczynił do tego, że spadła. Ale cała wina pójdzie oczywiście na niego - Hidana.
To co teraz? Co się robi w takich wypadkach? Ninja raczej nie są uczeni udzielania pierwszej pomocy, ale coś tam skądś tam Hidan kojarzył. Może z telewizji, może z książek, nieważne; grunt, że znał metodę dobrą na wszystko.
- No, to... - rzucił w przestrzeń, przypatrując się nieprzytomnej dziewczynie - usta-usta, nie?
Ona, rzecz jasna, nic mu nie odpowiedziała. Wyglądała, jakby była pogrążona w głębokim śnie.
Hidan mniej więcej wiedział, co trzeba robić, choć jego wiedza ograniczała się wyłącznie do teorii. W każdym razie odłożył kosę i kucnął przy dziewczynie, by zabrać się do resuscytacji.
Na jej gładkiej twarzy perliły się kropelki wody, błyszczały na rzęsach jak rosa, a mokre czarne i zielone kosmyki włosów opadały na czoło. Całości dopełniał mały, zadarty nosek. Przez chwilę siedział przy niej w niezdecydowaniu, aż w końcu zebrał się w sobie, chwycił ją palcami za brodę i nachylił się nad jej ustami.
W tym momencie dziewczyna otworzyła oczy.
- AAAAAAIIIIIIIII! ZBOCZENIEEEEC!
Hidan odskoczył jak oparzony, bardziej spłoszony rozdzierającym uszy wrzaskiem, niż ocknięciem się "pacjentki". Dziewczyna usiadła, odsunęła się od niego, potem uświadomiła sobie, gdzie jest, i rozejrzała się półprzytomnie dookoła. Potem spojrzała znowu na Hidana, a wyraz szoku i oburzenia na jej twarzy zastąpiła podejrzliwość.
- Co próbowałeś mi zrobić, ty zboczeńcu?
- Ja? Myślałem, że się podtopiłaś... i nie jestem zboczeńcem, próbowałem cię ratować!
Dziewczę zmrużyło oczy, widocznie nieprzekonane jego wytłumaczeniem.
- Akurat. - Zlustrowała go wzrokiem z góry na dół, a potem zrobiła wielkie oczy, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, kim on jest. - Ach, ty... - W mgnieniu oka poderwała się na nogi, w pełni prezentując swą w większości rozebraną, przemoczoną do suchej nitki i oblepioną piachem postać. - Ty jesteś od Czerwonych Chmurek!
- Co? - zdziwił się Hidan. - Czerwonych... - Spuścił wzrok na własny płaszcz i zrozumiał, co dziewczyna miała na myśli. - Aha, mówisz o Akatsuki... tak, jestem członkiem organizacji. A właśnie. - Odchrząknął, podnosząc z ziemi kosę. - Pójdziesz z nami. I bez protestów, jasne? Bo przestanę być taki miły.
Zdobył się na zawadiacki, pewny siebie uśmiech. Dziewczyna patrzyła na niego niepewnie, ale nie próbowała żadnych nierozsądnych zagrywek. 
Hidan uznał jej milczenie za zgodę.

20 komentarzy:

  1. Nareszcie! No no przyznam, ze niezle ci to wyszlo. Bardzo fajna akcja i kolejnosc zdarzen ;) Cuekawe co teraz zrobia dziewczyny o.O I jak sie spotkaja i co bdzie dalej!? Podobalo mi sie i czekam na ciag dalszy ^^
    Zapraszam do mnie :D
    sztuka-to-eksplozja-katsu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde... Nie czytałam, od razu mówię, bo musiałabym połknąć jakieś 4 lata zaległości, ale fajnie wiedzieć, że nie tylko ja to "jeszcze" popycham
    xDDDD
    Pozdraaaawiaaam z miłosciom! <3
    PS: Masz już jakąś książkę wydaną? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wg fajowy masz szablon. Ja dalej jestem informatycznym i graficznym inwalidą.
      Zazdrość bardzo.

      Usuń
    2. Nie mam, bom głupi klocek. Ale no worries, jak wreszcie coś ruszy się w tym kierunku, pewnie poinformuję tu i tam.
      A tak w sumie trochę stara się czuję (w ogóle my to chyba zaliczamy się do jakiegoś "starszego pokolenia" piszących o Naruto...) na to opko, ale mam zamiar szybko się sprężyć z napisaniem na nowo starych rozdziałów, a później dokończyć całość. Jakoś tak szkoda mi tej masy tekstu i mnóstwa pomysłów, jakie tu zawarłam :P

      A Ty tam mi nie kłam, byłam u Ciebie na blogu niedawno, skuszona obrazkiem z deviantARTa, i szablon masz ładny, estetyczny i ogólnie w porządku. To już raczej ja powinnam się czuć informatycznym inwalidą, bo nawet nie chciało mi się za specjalnie grzebać w kodzie xD

      Usuń
    3. No, to jesteśmy już historią w te klocko :D Weterani Narutowi... A oglądasz to jeszcze w ogóle?

      (ja nawet nie wiem co to znaczy grzebać w kodzie ^^)

      Usuń
    4. Myk jest taki, że tak na dobrą sprawę nigdy tego nie oglądałam "tydzień po tygodniu"; po prostu obejrzałam hurtem prawie całą pierwszą serię anime (do momentu pokonania Piątki Dźwięku), plus w mandze przeczytałam epizody z Kakuzu i Hidanem. Ogółem wiem, co się dzieje, a ostatnio zdarzyło mi się zobaczyć ten i ów z najnowszych chapterów. Tylko że to, co tam się dzieje, nie ma klimatem i atmosferą właściwie nic wspólnego ze swoimi początkami. Ale przyznać trzeba, że Kishimoto start miał dobry ;)

      Usuń
    5. Heh, to ja 5 lat temu obejrzałam chyba z 60 odcinkow Szmipudla (jak to moja kuzynka mówi na Shipuudena xD) na raz, a potem już rzygałam tym i w ogóle teraz nie znoszę żadnej mangi i anime...
      Ostatnio jednakowoż byłam w jakiejś księgarni i widziałam na półce nowe Naruta no i pomyślałam, a co mi tam, zobaczę, czy po tych 5 latach cos się zmieniło. No i zaczęłam tak przeglądać sobie... Trucie o tym jak to matka Gaary (tego gostka z pandzimi okami) się dla niego poświęcała, jeszcze zniosłam, ale jak zobaczyłam, że Itachi jest DOBRY, to stwierdziłam, że pierdzielę xD
      A Sasukiego szukają nadal. Dobrze się dziad ukrywa.

      Usuń
    6. Sasuke to się już nawrócił, Tobi okazał się być Obito (ostatnio też zresztą się nawrócił), trwa jakaś wojna, która nie ma polotu i nie budzi emocji... Poza tym myślę, że skreślanie wszystkich mang z powodu jednego tytułu jest... takie sobie :P Czytam dość sporo różnych tytułów, mang i manhw, myślę nawet, czy by na tym blogu nie wrzucać co jakiś czas postów o konkretnych seriach.

      Usuń
    7. Nie, nie, nie o to chodzi :P Ja po prostu nie lubię stylu mangowego. Strasznie mnie drażnią te "wydoskonalone" ciała, wielkie oczy, dziwne (nie umiem tego inaczej określić :P) włosy, a poza tym, źle mi się czyta czarno-białe komiksy :/ Wyjątkiem jest "Szninkiel". Przy tym się może schować całe Naruto.
      Fabuła to inna kwestia, ale jakoś do tej pory nie znalazłam nic, co by mnie zaciekawiło. :P
      Sasek dobry, mówisz? No to się porobiło xD Ale lepiej po 5 latach niż wcale ^^
      A jest w końcu z tą Sakurką? :D

      Usuń
    8. A co do wrzucania postów o tych seriach... Myślę, że powinnaś to robić na osobnym blogu, bo jak się to wszystko wymiesza, to trudno będzie ogarnąć. Taka moja rada :P

      Usuń
    9. Oj tam oj tam, moim zdaniem będzie git xD
      (Co do Sakury to nie wiem, ale znając Kishimoto, to ta postać i tak wiele od życia nie dostanie...)

      Usuń
  3. Często widzę jak ludzie przedstawiają podczas pisania Hidana jako prawdziwego maniaka, zboczeńca i debila do kwadratu, i to w sposób znacznie przesadzony, że po prostu potem jego postaci się nie cierpi. U ciebie tak nie ma. I bardzo dobrze! Tutaj morda mi sie cieszy jak widzę wzmiankę o nim. No i tylko ktoś tak cudowny jak on mógłby podziwiać cycki i nie zauważyć, że ich właścicielka nie oddycha... Tak bardzo Hidan, tak bardzo myłość <3
    Choć co prawda Erika mnie irytuje, to doceniam widoczną różnicę między osobowością jej i Baali oraz to że ogólnie charaktery nie są spłycone, czyli "każdy przypomina każdego i nikt się nie wyróżnia".

    Iiiiiiiiiiiiiiiiiiii teraz powinnam wypomnieć to co mi się nie podobało czy coś.. ale nic konkretnego mi do głowy nie przychodzi. Może potem coś zauważę, w końcu mamy prawie 6:00 rano a ja nie spałam (viva la bezsenność! -.- ), więc mój mózg jest kompletnie bezużyteczny ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwestii Hidana, jak i po trosze Eriki, podsumuję sprawę bardzo trafnym obrazkiem: o, tym :D

      Usuń
  4. Świetnie się zaczyna :D Również podoba mi się to że Hidan nie jest przedstawiony jako AŻ taki zboczeniec :D Pozdrawiam i czekam na kolejny ;)

    ~Tamara

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż się zapowietrzyłam, kiedy zobaczyłam Twój blog w spisie!
    Dawno nie siedziałam w blogach i miałam nadzieje, na spotkanie jakiegoś onetowskiego bloga i znalazłam!
    Kocham Twój styl pisania i wchłonęłam zaległe rozdziały jak gąbka.
    Jesteś w moich zakładkach i linkach na moim blogu.
    Czekam na kolejny rozdział *u*
    www.my-greed.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh! Tak się cieszę, że znów zaczęłaś pisać. A już traciłam nadzieję! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. ~Aysela

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam trzeci rozdział i jestem nieco zszokowana własną niepamięcią. Wydawało mi się, że po Sasorim i Deidarze dziewczyny napadli Kisame i Itachi. A tu pojawili się Hidan i Kakuzu (myślałam, że nieśmiertelni będą ostatni, bo to przecież z nimi dziewczyny zaczęły wędrować). Ech, jak widać pamięć bywa zawodna, zresztą minęło już tyle lat odkąd to czytałam. A co do treści. Fircyk... fircyk? Jak ja się śmiałam z tego określenia! Pamiętam, że słyszałam takie słówko w "Wywiadzie z wampirem". To było dobre, serio. Hidan to fircyk według Baali xD Ogólnie plan Baali był niezły, ale... no, coś tam poszło nie tak na moście. W ogóle to walka była tak fajnie opisana, że spokojnie mogłaby znaleźć sobie miejsce w anime 'Naruto'. Bardzo by tam pasowała i była nawet bardziej naturalna niż większość potyczek tam. Serio. Ogromny plus za dużo akcji, to lubię. A na koniec Hidan okazał się wręcz miły dla truchła Eriki na brzegu. Aha, a Kakuzu był bardzo tajemniczy. Nie dziwo, że Baala się go obawiała (a jej przemyślenia o jego oczach też były jak najbardziej na miejscu - bo serio, po co mu maska, skoro ludzie poznają go po tak charakterystycznych oczach? hehehehe).
    PS. Za każdym razem rozwala mnie, gdy opisujesz kozaczki Eriki. Jak ona je podkopuje, zakłada w biegu albo zasuwa w nich po skałach. Faktycznie - buty idealne dla ninja! Erika to fenomen, skoro daje rady w nich tak zapierniczać (a biedna Baala nie może tego pojąć).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no proszę, jak ci się ten fircyk spodobał xD W sumie cała pierwsza saga to głównie akcja, w drugiej zaczyna się gadanie :P A wygląd Kakuzu, to w ogóle... do dziś nie mogę pojąć co kierowało autorem, że mu tyle masek powciskał...

      Usuń
    2. Za dużo sake poszkodziło Kishiemu na głowę :D
      A fircyk wymiata!!!

      Usuń